„Przygody Tomka Sawyera” to książka Marka Twaina, którą wielu miłośników przygód zna z lat swojej młodości. „Monolog króla Leopolda” to utwór zupełnie inny. Trudno go zresztą nazwać książką, gdyż jest to zaledwie trzydziestostronicowy pamflet.
Twain napisał „Monolog” w 1907 roku pod wpływem E.D. Morela - brytyjskiego dziennikarza i polityka, znanego z demaskowania poczynań belgijskiego króla w Kongo. Król Leopold II prowadzi w nim wewnętrzny dialog utyskując na przeszkadzających mu w kongijskich sprawach. W „Monologu króla Leopolda” nie ma nowych faktów, jest to utwór z zamiaru propagandowy, mający otworzyć oczy niedowiarkom.
Lektura tego krótkiego tekstu może być niezłym uzupełnieniem innych, obszerniejszych opracowań na temat Wolnego Państwa Kongo. Sama w sobie, wyjęta z kontekstu będzie raczej zmarnowanym czasem.
Kongo leżało zawsze w centrum moich zainteresowań i choć w Demokratycznej Republice Konga byłem już kilka razy, zawsze czułem niedosyt - ledwie drasnąłem bowiem interior tego wielkiego kraju. Wielki trawers z północy na południe lub ze wschodu na zachód to podróż moich marzeń. Nawet afrykańscy laicy wiedzą, że podróż to długa, niebezpieczna, którą ostatni raz podejmowano w latach 90-tych przed upadkiem Mobutu i wiejącą od strony Rwandy zawieruchą. Okazuje się, że są jednak śmiałkowie, którzy podejmują takie wyzwanie.
Phil Harwood spłynął całą długość rzeki Kongo (poza wodospadami i bystrzynami między Kinszasą a Matadi). Obfitująca w przygody podróż trwała pięć miesięcy. Harwood zmagał się nie tylko z demonami Konga, którym ton nadał Conrad w „Jądrze ciemności”, lecz również z samą rzeką.
„Canoeing the Congo” otwiera opis przygotowań do tej wyprawy, która jest przede wszystkim próbą zmierzenia się z samym sobą a przy okazji pragnieniem dokonania czegoś, czego nikt wcześniej nie zrobił. Zasadnicza treść książki to opis samej podróży, naturalnie nawiązującej do nurtu rzeki. Odcinki wartkie zajmują najwięcej miejsca, gdy Kongo wolno toczy wody od Kisangani do Kinszasy walka z wodnym żywiołem ustępuje miejsca spotkaniom z rybakami.
Autor, były komandos piechoty morskiej, nie sięga wyżyn literatury podróżniczej. I dobrze. Męski, prosty styl doskonale moim zdaniem pasuje do przekazywanych treści. Relacja liryczna byłaby nie na miejscu, a może wręcz groteskowa. Relacja Harwooda to opis pracy mięśni i walki o kolejny kilometr a nie idylliczny opis przesuwających się krajobrazów wzdłuż brzegu rzeki. Świetna, inspirująca lektura.
Colin Turnbull nie po raz pierwszy odwiedza Las Ituri na północnym-wschodzie Zairu (dzisiaj Demokratyczna Republika Konga). Autor odwiedził te tereny po raz pierwszy w 1951 roku. Wykorzystując zdobyte wcześniej zaufanie powrócił kilka lat później, by cały rok spędzić wśród Pigmejów Mbuti.
„Leśni ludzie” - Mbuti - tworzą niewielkie, składające się z kilku rodzin grupy, zamieszkujące prowizoryczne obozy w lesie. Jedną z chat Mbuti budują Turnbullowi i pozwalają się obserwować. Chodzą z nim na polowania, przenoszą obóz, celebrują tradycyjne rytuały, czasem wychodzą z lasu i uczestniczą w życiu wsi. Obserwacje uzupełniają rozmowy autora z mieszkańcami obozu, dzięki którym poznajemy wierzenia, relacje i strukturę społeczną, również względem zamieszkujących przez plemiona Bantu mieszkańców wsi.
Książka została napisana ponad pół wieku temu, od tego czasu wiele się mogło zmienić. Jest to więc spojrzenie na świat miniony, ledwo naczęty rabunkową gospodarką leśną. Świat, z którego do naszych czasów przetrwała tylko jakaś część. Książka Turnbulla to fascynujące świadectwo różnorodności świata, zagrożonej nie tylko piłą motorową, lecz również postępującą globalizacją.
Lata 60-te w Demokratycznej Republice Konga to okres zawieruchy i walki o władzę. Książka Pasierbińskiego opisuje wycinek historii z tych czasów, ogniskując opowieść na jednych z istotniejszych uczestnikach tej walki - najemnikach i ich głównego chlebodawcy - Moise Czombe.
Czombe zapisał się w historii Konga proklamując niepodległość Katangi (bogata w surowce mineralne prowincja ze stolicą w Lubumbashi), której mógł bronić dzięki najemnikom właśnie. „Śmierć w technikolorze” jest książką bardziej o najemnikach niż o samym Czombe. Autor spotyka się z nimi, wykorzystuje publikacje prasowe, w których wypowiadają się oni o swym fachu. W dziesięciu rozdziałach przybliża sylwetkę najemnika i jego chlebodawcy, od secesji Katangi, poprzez działania rebelianckie aż po upadek i ucieczkę zarówno Czombego jak i najemników z kraju.
Jako, że książka wydana została w 1969 roku, słychać w niej wyraźnie głos propagandy demokracji ludowej. Autor jednoznacznie potępia „reakcjonistów” i kapitalistów. Nie ujmuje to książce wiele wartości, gdyż historia dowiodła, że faktycznie mocarstwa zachodnie interweniowały zza kulis w sprawy Konga (w książce nie ma żadnych wzmianek na temat podobnego wsparcia udzielanego przez blok socjalistyczny).
Podsumowując jest to wciągająca opowieść o fragmencie historii Konga widziana oczami najemników.
„Afryka 1979/1980” to projekt wyprawy dokumentalnej, której celem było pokonanie trasy od Konga do Nigerii. „Plątanina afrykańskich dróg” opisuje perypetie tej wyprawy. Jedenastu Polaków rozpoczyna przygodę w kongijskim porcie Pointe-Noire, gdzie ze statku zjeżdżają samochody: Star, Tarpan i Polonez (wszystkie produkowane w tamtym czasie w Polsce). Ich celem jest zebranie materiału filmowego, fotograficznego i przeprowadzenie wywiadów ze spotkanymi po drodze ludźmi.
Książka opisuje tą podróż, widzianą oczyma dwóch jej autorów. Wiele dróg w tamtym czasie nie było utwardzonych i znaczna część lektury dotyczy problemów związanych z pokonywaniem kolejnych kilometrów, włączając w to problemy natury biurokratycznej. Książka nie pretenduje do miana oficjalnej kroniki wyprawy i nie zawiera zbyt wielu informacji, po które uczestnicy wyprawy pojechali do Afryki (te można było chyba przeczytać później w polskiej prasie i obejrzeć w telewizji). W „Plątaninie afrykańskich dróg” jest kilka wywiadów i opisów spotkań, są to jednak przeważnie sztywne wywiady (moim zdaniem wywiady są najsłabszym elementem tej książki) i rozmowy z misjonarzami lub osiadłą w Afryce Polonią. Spotkania z rodzimymi Afrykanami zdarzają się rzadko, głównie na granicach lub w urzędach.
Polecam tą książkę każdemu, kto był lub wybiera się w trasę z Nigerii do Konga, by porównać swoje doświadczenia z Afryką początku lat osiemdziesiątych.