Koniec lat 60-tych, Trypolis. Walter Weiss, pracownik naukowy uniwersytetu wiedeńskiego wsiada w samochód i samotnie jedzie na południe, w kierunku Czadu. Celem podróży są góry Tibesti, obszar Sahary bardzo oszczędnie traktowany przez literaturę. Książka jest bardzo skromną kroniką wyprawy, zaledwie zeszytem (92 strony tekstu), z którego niewiele się dowiemy. Właściwie jest to tylko pobieżny zapis, niczym z okna autobusu, bez wnikania w istotę rzeczy, bez "dotykania" mieszkających tam ludzi.
Ta książka to pomyłka i dowód, że mamy w Polsce wolność słowa. Przygody "Muszkieterów" (jak nazywają siebie legioniści) nie odbiegają dalej niż na odległość rzutu zielonej beretki od jednego z trzech tematów: burdelu, alkoholu i dania komuś w mordę. Afryka jest tylko miejscem akcji, na całą resztę szkoda klawiatury.