Napisana pod koniec lat 50-tych książka opisuje najnowszą (na tamte czasy) historię Maroka. Historię francuskiej kolonii, protektoratu i walki o niepodległość. Tytułowe zaś kontrasty, to nie zestawienie barw pustyni ze szczytami Atlasu Wysokiego, lecz rozdźwięk między biedą Marokańczyków a bogactwem imperialistycznego kapitału. January Grzędziński piętnuje kapitał, bezlitośnie wyzyskujący „kraj kontrastów” i to właśnie zdaje się być motywem przewodnim tej książki. Dzisiaj jest to raczej spaczenie, archaizm.
Pomijając systemowe odchylenie, „Maroko - kraj kontrastów”, może być jednak ciekawym źródłem informacji o Maroku. Tyle, że przeterminowanych.
Leciwa już książka, bo z połowy lat 50-tych ubiegłego stulecia, jest wynikiem fascynacji autora Marokiem. Bronisław Miazgowski odwiedził ten kraj tuż po wojnie, gdy Maroko było jeszcze francuskim protektoratem. Nie kryje on uczucia, którym darzy ten kraj, przekładając emocjonalny charakter tego związku na karty książki. Subiektywnych wrażeń i relacji ze spotkań z Marokiem jest jednak stosunkowo mało. Autor najwyraźniej nie mógł się zdecydować, czy napisać rzeczową książkę o Maroku, prezentującą ten egzotyczny kraj polskiemu czytelnikowi (pamiętajmy, że były to lata pięćdziesiąte, gdy nawet Maroko leżało daleko poza zasięgiem przeciętnego polskiego turysty), czy też pokusić się o refleksyjne, osobiste wspomnienia. Te drugie byłyby moim zdaniem znacznie ciekawsze, tym bardziej, że po pierwsze Miazgowski przemierzył Maroko pieszo wzdłuż i wszerz a po drugie książek „rzeczowych” o Maroko jest i było już wtedy sporo. Obok wizyt w berberskich chatach w górach, przeczytamy zatem o rozwoju portu w Casablance i wzroście wydobycia węgla.
„Maroko - ziemia czerwona” jest obficie ilustrowana czarno-białymi zdjęciami z epoki, które dodają jej wartości (np. zdjęcia placu Dżemaa el-Fna). Wśród książek poświęconych Maroku, warto jednak tą polecić, zwłaszcza komuś, kto wcześniej o tym kraju słyszał mało.
„Do 1914 roku szlaki komunikacyjne w Maroku ograniczały się do istnienia w górach ścieżek, a na równinach polnych dróg dla pieszych i zwierząt jucznych”. Maroko dzisiaj, do którego przywykliśmy, to zupełnie inny kraj niż Maroko do XIX wieku. Wcześniej krajem tym szargały walki o władzę dynastii, klanów i plemion.
„Historia Maroka” sięga czasów najdawniejszych, których jedyne świadectwa daje nam archeologia, by poprzez wieki dotrzeć do roku 1956, w którym kraj ten uzyskał niepodległość. Przez ten czas Maroko rozciągało się po dzisiejszą Tunezję na wschodzie i Timbuktu na południu. Autor dotyka również ówczesnej sztuki, organizacji społecznej i myśli.
Ze względu na mnogość nazwisk, książkę miejscami czyta się trudno, gubiąc nić wiążącą jedno zdarzenie z drugim. Książka jest raczej lekturą dla znawców tematu, aniżeli dla przypadkowego czytelnika, który chciałby się z niej dowiedzieć czegoś więcej niż informacje ze zwykłwgo przewodnika.
Podszedłem do tej książki sceptycznie. Przejście Afryki z południa na północ celem znalezienia się w Księdze Rekordów Guinness'a nie zapowiadało dużo więcej ponad sportowy wyczyn, kolejne wykorzystanie Afryki do osiągania swoich celów. Początek lektury zdawał się to potwierdzać. Okazało się, że autorka będzie szła przez kontynent w szortach i tenisówkach, wspierana przez jadący cały czas obok niej samochód (wynajęcie Land Rovera z dwoma kierowcami na rok kosztowało ją 25 tysięcy funtów). Im dalej jednak od pierwszej strony, tym bardziej miejsce wyczynu zajmowało doświadczenie Afryki i walka z przeciwnościami losu.
Ffyona Campbell wyruszyła z Kapsztadu w kwietniu 1991 roku. Kierując się na północ, poprzez Botswanę i Zambię wkroczyła do Konga, które właśnie ogarniał chaos związany z buntem żołnierzy Mobutu, co zmusiło ją do ewakuacji. Do Kisangani, gdzie poprzednio skończyła, wróciła po trzech miesiącach, by kontynuować przez Republikę Środkowoafrykańską i Afrykę Zachodnią do marokańskiego Tangieru. 16 088 km od punktu wyjścia. Przejście Afryki na piechotę, odliczając dwie przerwy na ewakuację, zajęło jej półtorej roku.
On Foot Through Africa nie jest dziennikiem podróży. Choć rozdziały opatrzone są datami jest to raczej zapis doświadczenia drogi. Drogi, za której przejście bardziej od pobicia rekordu należy się szacunek. Czapki z głów.