Klasyk reportażu w wykonaniu Kapuścińskiego nie wymaga dodatkowych rekomendacji. „Wojna futbolowa” to zbiór korespondencji z Afryki, Ameryki Łacińskiej i republik południowego rubieża Związku Radzieckiego („Wojna Futbolowa” to tytuł jednej z nich, opowiadającej o wojnie Salwadoru z Hondurasem, wybuchłej po przegranym meczu piłki nożnej). Wśród zamieszczonych w książce reportaży znajdziemy między innymi „Hotel Metropol” (o mieszkańcach jednego z podłych hoteli Akry), „Będziemy pławić konie we krwi” (o Republice Południowej Afryki doby apartheidu) i „Płonące bariery” (o drodze na południu Nigerii, którą nikt żywy nie przejechał).
Kapuściński pisze z Afryki wyzwalającej się z kolonializmu, z pierwszej linii frontu zachodzących zmian. Jego bohaterem jest zwykły człowiek, jego ludzka postawa i doświadczenie. Poprzez ten pryzmat tłumaczy czytelnikowi ówczesną Afrykę. I robi to w sposób doskonały.
Podszedłem do tej książki sceptycznie. Przejście Afryki z południa na północ celem znalezienia się w Księdze Rekordów Guinness'a nie zapowiadało dużo więcej ponad sportowy wyczyn, kolejne wykorzystanie Afryki do osiągania swoich celów. Początek lektury zdawał się to potwierdzać. Okazało się, że autorka będzie szła przez kontynent w szortach i tenisówkach, wspierana przez jadący cały czas obok niej samochód (wynajęcie Land Rovera z dwoma kierowcami na rok kosztowało ją 25 tysięcy funtów). Im dalej jednak od pierwszej strony, tym bardziej miejsce wyczynu zajmowało doświadczenie Afryki i walka z przeciwnościami losu.
Ffyona Campbell wyruszyła z Kapsztadu w kwietniu 1991 roku. Kierując się na północ, poprzez Botswanę i Zambię wkroczyła do Konga, które właśnie ogarniał chaos związany z buntem żołnierzy Mobutu, co zmusiło ją do ewakuacji. Do Kisangani, gdzie poprzednio skończyła, wróciła po trzech miesiącach, by kontynuować przez Republikę Środkowoafrykańską i Afrykę Zachodnią do marokańskiego Tangieru. 16 088 km od punktu wyjścia. Przejście Afryki na piechotę, odliczając dwie przerwy na ewakuację, zajęło jej półtorej roku.
On Foot Through Africa nie jest dziennikiem podróży. Choć rozdziały opatrzone są datami jest to raczej zapis doświadczenia drogi. Drogi, za której przejście bardziej od pobicia rekordu należy się szacunek. Czapki z głów.
Drugi zbiór opowiadań Albińskiego jest kontynuacją w linii prostej "Kalahari". Tak jak każdy autor krótkich form literackich, jakimi są opowiadania, Albiński wybiera tematy, obrazy, niczym obiektywem aparatu - koncentrując uwagę na głównym temacie, świadomie odrzucając to, co nie mieści się w kadrze. Po autorze, który w opisywanej rzeczywistości spędził kawał swojego życia, oczekiwałbym jednak więcej, niż ciagłe, uporczywe przedstawianie złej strony świata. Widzimy więc album zdjęć wybranych, negatywnych i ... nijakich. Z książki po prostu wieje nudą.
Debiut pisarski autora, przebywającego od wielu lat na emigracji w Republice Południowej Afryki. Kalahari jest zbiorem opowiadań, które rysują obraz, jaki Albiński chce nam pokazać jako fragment rzeczywistej, naocznej Afryki. Obraz ten, tworzy w ciemnych, pesymistycznych barwach, wywlekając na pierwszy plan korupcję, brud i beznadziejny marazm.
Czytelnik, oczekujący obiektywnego przekazu zobaczy nie do końca prawdziwy świat, współczesną kopię chłodnej twórczości Philipa K. Dicka. Dzisiaj jednak, złe wiadomości sprzedają się najlepiej.