Dawno nie byłem w Afryce. Nie licząc krótszych podróży, to już ponad dwa lata. Nic chyba lepiej nie pasuje do sytuacji, jak słowa Ryszarda Kapuścińskiego z Lapidariów: „Zbytnie zasiedzenie na miejscu może nagromadzić w człowieku zabójcze złogi emocjonalne - kiśnięcia, stęchlizny, zmurszenia, pleśnie. To znak, że trzeba pomyśleć o drodze, wyruszyć w podróż, poczuć wiatr, odetchnąć świeżym powietrzem.”. Zatem jadę!
Podróż będzie kontynuacją wyprawy sprzed ponad dwóch lat - 2009 Moto Kongo. Zaczynam tam, gdzie poprzednio skończyłem, czyli w Brazzaville. Tutaj kupuję motocykl (być może uda mi się odkupić ten, który sprzedałem dwa lata temu) i obieram kurs na południe. Kończę po sześciu tysiącach kilometrów w Windhuk. Po drodze oba Konga, Angola, Namibia i nowe przygody. Ale o tym, napiszę po powrocie.