Książki o Afryce

Ranking: ★★★★ rewelacja   ★★★ dobra   ★★ przeciętna   szkoda czasu
książek: 279, strona 16 z 56

Pustynna miłość

(Mauretania, Mali, Niger, Czad, Sudan, Egipt)
Ranking: ★★★
Autor: Asher Michael
Język: polski

OkładkaPrzez Afrykę podróżowano już na wiele sposobów i trudno dzisiaj trafić na ślad czegoś odkrywczego (nie uwzględniam tutaj podróży typu „hulajnogą przez Afrykę”). Raz na jakiś czas z morza banału wyłania się coś rzeczywiście wyjątkowego. Podróż na wielbłądach przez całą Saharę z zachodu na wschód jest takim wyjątkiem.
Michael Asher obycie z wielbłądami i życiem nomady zdobywał w Sudanie. Tutaj zrodziła się jego fascynacja pustynią, tutaj powstał pomysł podróży i tutaj spotkał kobietę, z którą wybrał się w tą podróż.
Wyprawa rozpoczyna się w roku 1986 w Mauretanii. Szlak przez Saharę wiedzie przez Szinkit (Chinguetti), Timbuktu, Agadez, Bilmę, Nguigmi, Ati, Al-Faszir, Dongolę by po dwustu siedemdziesięciu jeden dniach zakończyć się w Asuanie. Książka opisuje tą podróż - żmudne pokonywanie kolejnych etapów, różne oblicza pustyni, zwyczaje zamieszkujących ją ludzi, sylwetki przewodników oraz walkę z samym sobą.
Autor wyraźnie idealizuje pustynne życie a wybrany przez niego sposób podróżowania uważa za jedynie właściwy. Monopol sposobu podróży nieco drażni. Po lekturze fragmentów „Pustynnej miłości”, w których autor opisuje spotkania z innymi turystami, można dojść do wniosku, że jego zdaniem lepiej siedzieć w domu i oglądać telewizor, niż pojechać na wycieczkę inną niż pieszą. Moim zdaniem Asher dopuścił się grzechu zarozumiałości.
Delikatny przytyk należy się również polskiemu tłumaczeniu książki, autorstwa Joanny Pierzchały. O ile nazwa Szinkit jest poprawna (choć wielbłąda z rzędem temu, kto zgadnie za pierwszym razem, jakie to miasto) to już ukijja i Mejk moim zdaniem takie nie są - ukijja to nazwa waluty Mauretanii a Mejk jest spolszczeniem angielskiego imienia Mike.
Zawiłości językowe ani zadarty do góry nos autora nie przeszkadzają jednak zbytnio w lekturze. To dobra, nietuzinkowa książka o pustyni.


Nil

(Uganda, Sudan Południowy, Sudan, Etiopia, Egipt)
Ranking: ★★
Autor: Ludwig Emil
Język: polski

OkładkaEmil Ludwig, autor okresu międzywojennego, specjalizował się w pisaniu fabularyzowanych biografii słynnych ludzi. „Nil” to książka napisana w podobnej konwencji - by w niej się zmieścić, Ludwig spersonifikował rzekę. W dwóch tomach, na niemal siedmiuset stronach autor opowiada losy toczonych rzeką wód - od jej źródeł w Jeziorze Wiktorii aż do ujścia do Morza Śródziemnego.
Gdyby to była książka jedynie hydrologiczna, nie spuchłaby do dwóch tomów. Ludwig związał losy rzeki z historią i opisem ziem, które zawdzięczają Nilowi swój byt. Przyroda i historia stanowią tu jedną całość. Warstwy te przeplatają się całkiem ładnie w pierwszym tomie, który opisuje odcinek rzeki od źródeł do granicy z Egiptem. Tom drugi jest już raczej skrótową historią samego Egiptu, Nil pojawia się w nim jak postać drugoplanowa, raz na jakiś czas, nieco sztucznie podtrzymując biograficzną konwencję książki.
Biografia rzeki pióra Emila Ludwiga jest moim zdaniem słaba i przegrywa z innymi książkami, które lepiej opisują zarówno historię, jak i sam Nil. Mocniejszą (ale nie mocną) stroną książki jest jej warstwa historyczna - zwięzła i przystępnie podana. Opisy głównego bohatera - Nilu - nie przypadły mi jednak do gustu, uważam je za nietrafione i nudne. Autor przesadził w lirycznych porównaniach płynącej wody do losów człowieka.


Dziękujemy za palenie

(Afryka ogólnie)
Ranking: ★★★
Autor: Leszczyński Adam
Język: polski

OkładkaPrzewrotny tytuł na okładce stoi w parze z pytaniem: „Dlaczego Afryka nie może sobie poradzić z przemocą, głodem, wyzyskiem i AIDS”. Brak znaku zapytania na końcu zdania sugeruje, że książka jest odpowiedzią na to pytanie. Jest to tylko po części prawda - nie jest ona receptą na afrykańskie plagi, „Dziękujemy za palenie ” jest pytaniem, na które czytelnik musi sam sobie odpowiedzieć. Pomóc mają mu w tym rozdziały tej książki.
Adam Leszczyński wybrał wachlarz problemów przecinających Afrykę na wskroś - monokulturowa gospodarka w Malawi, fair trade w Ghanie, uzależnienie od pomocy w slumsach Kenii, przemoc w RPA itd. Każdy z nich autor bada samodzielnie, docierając do ludzi, których problem dotyka i do tych, którzy z nim walczą. Opis afrykańskiej rzeczywistości należy do mocnych stron książki, co powinno zainteresować nawet kompletnych ignorantów.
Z przedstawionego zestawienia przeziera konfrontacja i niedopasowanie pomagającego do otrzymujących pomoc. Obraz to raczej pesymistyczny. Podsumowaniem spostrzeżeń Leszczyńskiego w ostatnim rozdziale jest stwierdzenie, że pomoc z zewnątrz nie działa. Być może w ten sposób autor próbuje odpowiedzieć na postawione przez siebie w tytule pytanie. Z perspektywy czytelnika, wydaje mi się, że nie na tym książka się kończy. Jej koniec jest zarazem początkiem refleksji nad niesieniem Afryce pomocy.
„Dziękujemy za palenie” można pobrać bezpłatnie ze strony Polskiej Akcji Humanitarnej


Canoeing the Congo

(Zambia, Demokratyczna Republika Kongo)
Ranking: ★★★★
Autor: Harwood Phil
Język: angielski

OkładkaKongo leżało zawsze w centrum moich zainteresowań i choć w Demokratycznej Republice Konga byłem już kilka razy, zawsze czułem niedosyt - ledwie drasnąłem bowiem interior tego wielkiego kraju. Wielki trawers z północy na południe lub ze wschodu na zachód to podróż moich marzeń. Nawet afrykańscy laicy wiedzą, że podróż to długa, niebezpieczna, którą ostatni raz podejmowano w latach 90-tych przed upadkiem Mobutu i wiejącą od strony Rwandy zawieruchą. Okazuje się, że są jednak śmiałkowie, którzy podejmują takie wyzwanie.
Phil Harwood spłynął całą długość rzeki Kongo (poza wodospadami i bystrzynami między Kinszasą a Matadi). Obfitująca w przygody podróż trwała pięć miesięcy. Harwood zmagał się nie tylko z demonami Konga, którym ton nadał Conrad w „Jądrze ciemności”, lecz również z samą rzeką.
„Canoeing the Congo” otwiera opis przygotowań do tej wyprawy, która jest przede wszystkim próbą zmierzenia się z samym sobą a przy okazji pragnieniem dokonania czegoś, czego nikt wcześniej nie zrobił. Zasadnicza treść książki to opis samej podróży, naturalnie nawiązującej do nurtu rzeki. Odcinki wartkie zajmują najwięcej miejsca, gdy Kongo wolno toczy wody od Kisangani do Kinszasy walka z wodnym żywiołem ustępuje miejsca spotkaniom z rybakami.
Autor, były komandos piechoty morskiej, nie sięga wyżyn literatury podróżniczej. I dobrze. Męski, prosty styl doskonale moim zdaniem pasuje do przekazywanych treści. Relacja liryczna byłaby nie na miejscu, a może wręcz groteskowa. Relacja Harwooda to opis pracy mięśni i walki o kolejny kilometr a nie idylliczny opis przesuwających się krajobrazów wzdłuż brzegu rzeki. Świetna, inspirująca lektura.


Kielonek

(Kongo)
Ranking: ★★★
Autor: Mabanckou Alain
Język: polski

Okładka- Co to jest! - pomyślałem zaczynając lekturę „Kielonka”. Jedyny znak interpunkcyjny to przecinek, niekończące się zdania na kilka kartek, zmuszające do samodzielnego wyławiania z potoku słów logicznych całości. Równie dobrze można by npsć tkst bz smgłsk, albo wogólebezżadnychodstepówmiędzywyrazami. Część literackiego bractwa uniosłaby pewnie brwi w zachwycie, mnie jednak takie pisanie denerwuje.
Nastawiony jak pies na listonosza zabrałem się do lektury. Kielonek okazał się być imieniem głównego bohatera. Starszy człowiek, zepchnięty w stronę życiowego rynsztoka Kielonek, spędza swój czas w barze. Gdzieś pomiędzy butelkami taniego wina otrzymuje od właściciela baru zeszyt i ołówek, który ma po prostu zapisać tym, czym chce. Książka jest tym zeszytem. Wymieszały się w nim historie baru „Śmierć kredytom”, opowieści barowych pijaczków, jak również samego Kielonka. Rzecz jasna, jaki narrator, takie opowieści. Z tych prostych i zagmatwanych zarazem historii przebija jednak jakaś pierwotna prawda, którą trudno zdefiniować słowami. Autor wydobywa ją z marginesów życia, opowiada słowami trzeźwego pijaka, sprytnie zmusza do zmierzenia się z problemem, czym jest życie i czy można je wartościować.
Akcja książki toczy się w jakimś dużym mieście, być może w Kongu. Część nazw geograficznych jest prawdziwa, im bliżej miejsca akcji tym bardziej mamy do czynienia z fikcją. To książka o człowieku i pewnie dlatego autor rozmył tło, za co należy mu się uznanie. Chylę czoła również za styl - to, co na początku przeszkadzało w lekturze okazało się dobrym uzupełnieniem sylwetki bohatera. Gdyby przepisać „Kielonka” na nowo, zgodnie ze sztuką interpunkcji, uważam, że byłaby to gorsza książka.

książek: 279, strona 16 z 56
© Janusz Tichoniuk 2001-2025