Powieść Wilbura Smitha rozgrywa się w Egipcie, za czasów fikcyjnego faraona Mamose Ósmego. Właśnie rozpoczyna się budowa znanej z kolosów Memnona świątyni, jest przeddzień inwazji Hyksosów. „Bóg Nilu” jest pierwszą z sześciu powieści tak zwanego „Cyklu egipskiego” tego autora. Egipt i faraonowie to tylko zmyślona kanwa, na której autor buduje rozrywkowe treści. „Bóg Nilu” jest lekturą popularno-rozrywkową, w którą jesteśmy wciągani klasycznymi dla gatunku motywami superbohatera, przemocy i seksu. Główny bohater - Tanus - jest niczym starożytny Bond, wszystkopotrafiący i wiedzący. Książkę czyta się zwiewnie, z typowym dla filmu akcji oczekiwaniem na następną scenę i spodziewany, ostateczny triumf bohatera. Egipt faraonów nadaje powieści wyjątkowowści - mechanizm znany między innymi z tureckich seriali o czasach sułtanów. Obrana z nobliwej scenerii powieść niczym by się zapewne nie wyróżniała spośród tysięcy tego typu dzieł zalegających półki z książkami za złotówkę. „Bóg Nilu” potafi jednak dostarczyć tego, w jakim celu była napisana. W kategorii rozrywkowej jest to mocna pozycja.
Kartagina z Afryką ma niewiele wspólnego. Geograficznie to starożytne miasto położone było na terenie dzisiejszej Tunezji (było, gdyż obecnie Kartagina to tylko ruiny pod Tunisem z malowniczym widokiem na zatokę). W czasach opisanych w książce było to miasto należące do Imperium Kartagińskiego, założonego przez Fenicjan z Tyru (obecnie w granicach Libanu). Bernard Nowaczyk opisuje ostatni rozdział historii tego imperium, które to właśnie w 146 roku przed naszą erą zostało całkowicie zniszczone przez Rzymian w trzeciej wojnie punickiej.
Książka wydawnictwa Bellona z serii „Historyczne bitwy” to nie tylko zbiór batalistycznych informacji o uzbrojeniu i taktyce wojujących. Poza nimi zawarta jest w niej ogólna historia Kartaginy i Fenicjan w tej części basenu Morza Śródziemnego, w tym poprzedzające opisywane na kartach książki wydarzenia poprzednie wojny punickie. „Kartagina” wzbogacona jest wieloma ilustracjami, w większości obrazującymi militaria, uzbrojenie i wojskowe szyki. Afrofanom bez historycznego zacięcia ta lektura może się wydać mało zajmująca.
Sięgając po tabliczkę czekolady mało kto zastanawia się, skąd pochodzi kakao - główny składnik tego wyrobu. Czytelnicy strony Yaho de Ville z pewnością orientują się, że uprawy kakao stanowią ważną gałąź gospodarki Afryki Zachodniej a gorzki smak czekolady nie jest tylko jej dosłowną cechą.
Autorzy skupiają czekoladową soczewkę na Wybrzeżu Kości Słoniowej, skąd pochodzi jedna trzecia wszystkich produkowanych ziaren kakaowca na świecie. Książka zawiera dużo informacji o tym kraju, zwłaszcza z okresu historii najnowszej i efektu tak zwanej „II wojny domowej” („Gorzka czekolada” została wydana w 2013 roku). Sylwetka społeczna państwa przedstawiona jest w połączeniu z relacjami ekonomicznymi, zarówno wewnętrznymi (ilustrowanymi wywiadami), jak i międzynarodowymi. Te ostatnie, w kontekście czekolady mają zasadnicze znaczenie, gdyż ekonomia Wybrzeża Kości Słoniowej opiera się głównie na produkowanym na eksport ziarnie kakaowca.
Tytułowa gorycz czekolady powstaje w wyniku braku oczekiwanego efektu ekonomicznego producenta, podczas gdy na rynku konsumenta czekolada utożsamiana jest z dobrobytem. Cena surowca, jakim jest kakaowe ziarno, ciągle spada, na uprawach kakao pracują dzieci, gdy tymczasem na sklepowych półkach bogatych krajów cena czekolady rośnie. Autorzy palec oskarżenia kierują w stronę międzynarodowych instytucji i korporacji, które nie tylko zaniżają ceny surowców ale również przyczyniają się do upadku państw. Być może jest w tym racja, ale zupełny brak przypisania odpowiedzialności lokalnym liderom, czyli Iworyjczykom, którzy moim zdaniem stoją w pierwszym rzędzie oskarżonych jest dla mnie niezrozumiały.
Książkę można pobrać bezpłatnie ze strony Polskiej Akcji Humanitarnej.
Tytuł rodem z zamierzchłej epoki socjalizmu. Ale cóż to! Książka o takim tytule wydana w 2006 roku? Ten wydawniczy oksymoron tłumaczy stojąca za nim instytucja: Zakład Studiów Pozaeuropejskich Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Może jest to świeże spojrzenie na zmurszały temat? Nie. Autorzy zatrzymali się w swoich analizach na wczesnych latach 2000-ych. Niektóre z ilustracji, o zgrozo, przedstawiają stan z lat 80-tych poprzedniego wieku (np. mapa surowców mineralnych Afryki na stronie 26, nie ma na niej nawet zaznaczonych złóż uranu w Nigrze). Książka jest zbiorem tekstów różnych autorów, opartych na innych tekstach źródłowych. W zawartych w niej informacjach brakuje porządku a niektóre z nich w kilku miejscach się powtarzają.
Po co komu taka książka? Zgaduję, że dzięki jej publikacji autorzy osiągnęli kolejny poziom naukowej kariery. Zza klosza akademickiego światka „Kuba i Afryka” wygląda jak mało śmieszny żart.
Książek o Etiopii jest sporo. W dużej mierze ich autorzy podejmują próbę przekrojowego przedstawienia tego kraju. Jest to zadanie i łatwe i trudne zarazem. Etiopia stanowi geokulturalną enklawę na tle Afryki - Wyżyna Abisyńska wyraźnie określa odrębność Etiopii. Rzutuje to na historię tych ziem, przez co pisanie o tym kraju wydaje się z pozoru proste. Z drugiej strony tytułowy kraj królowej Saby może obezwładnić swoją różnorodnością, eklektyzmem i wyjątkową przeszłością.
Sylvia Pankhurst przemierza Etiopię obierając za przewodniczkę historię, od etiopskiego zarania dziejów po lata autorce współczesne (lata 50-te XX wieku). Książka przedstawia zatem leciwy już punkt widzenia, nieuwzględniający najnowszych odkryć archeologicznych (zwłaszcza dotyczących pochodzenia ludów Etiopii). Nie można uznać jej za aktualne źródło wiedzy. Chronologicznie uporządkowane rozdziały przeplatają te poświęcone sztuce, głównie architekturze Etiopii. Wydaje się, że był to obszar szczególnych zainteresowań Sylvii Pankhurst, gdyż fragmenty te są bardzo szczegółowe i wzbogacone ilustracjami. Zwiedzając Lalibelę książka ta może konkurować z niejednym przewodnikiem. Kontrastowo, rozdziały o literaturze są zdawkowe a ich duża ilość wydaje się nieuzasadniona. Trudno się oprzeć wrażeniu, że intencją autorki było przelanie na papier całej wiedzy o Etiopii a jak wiadomo, pisząc o wszystkim pisze się o niczym. By wznieść się ponad przeciętność zabrakło trochę polotu, który zalała powódź suchych informacji.