Stanisław Wujastyk latał dla Sudan Airways w latach 60-tych ubiegłego stulecia. Nie pilotował jednak dużych samolotów, latał małymi maszynami realizując przeróżne zlecenia i misje. Poza lataniem, kolekcjonował dźwięki - odgłosy przyrody, brzmienia lokalnych instrumentów, śpiew - nagrywając je na taśmę magnetofonową.
Pierwszą część książki Wujastyk poświęca opisom przygód związanych z tym właśnie zainteresowaniem, przeplatając je perypetiami lotniczymi i innymi obserwacjami. W drugiej części „Nieba nad Sudanem” rejestrowanie dźwięków schodzi na drugi plan. Autor opisuje w niej przygody związane z lataniem w odległe zakamarki Sudanu, próbuje w zwięzły sposób przedstawić problemy tego kraju z tamtych lat. Książkę czyta się przyjemnie, choć brakuje w niej nieco jakiejś jednej nici, wiążącej z sobą poszczególne rozdziały. Jest to bardziej zbiór opowiadań, które łączy postać autora, niż jedna całość.
Lud Hausa zamieszkuje dzisiaj tereny północnej Nigerii i południowego Nigru. W średniowieczu miasta Hausańczyków tworzyły jedne z pierwszych struktur państwowych, których bogactwo i rozwój cywilizacyjny przewyższał niejedno państwo ówczesnej Europy. Hausa posiadają bogaty zbiór wierzeń i tradycji, który był przekazywany z pokolenia na pokolenie drogą ustną - Hausańczycy nie rozwinęli bowiem własnej literatury. Dopiero w XIX wieku zaczęły powstawać pierwsze dzieła. „Opowieści ludu Hausa” są zbiorem przypowieści i legend tego ludu. Wyboru i przekładu dokonała Nina Pawlak.
Książka zawiera kilkadziesiąt krótkich opowiadań i legend, przekazywanych od wieków przez zawodowych artystów-opowiadaczy. Utwory opowiadają genezę i historię tego ludu, poruszają się gdzieś pomiędzy światem ludzi, zwierząt i duchów. Większość opowieści zawiera ładunek lokalnej mądrości. Przedstawiony w nich system wartości różni się w niektórych aspektach od tego znanego nam, który z racji tego, że jest nasz, uznajemy za uniwersalny. Jest to moim zdaniem największa wartość tej książki. Choć opowieści ludu Hausa są legendami z zamierzchłych czasów, dzięki nim łatwiej jest zrozumieć różnice między postrzeganiem świata przez nas i przez Afrykanów, nie tylko przez lud Hausa.
Modibo Keita, pierwszy prezydent Mali, rządził krajem w latach 1960-1968. „Zmierzch talizmanów” jest podsumowaniem tych lat, portretem Mali podczas rządów Keity. Autor uważał zapewne, że był to okres wyznaczający kres tradycyjnych wierzeń, po którym Mali wkroczy na nowoczesną drogę rozwoju państw rozwiniętych.
Modibo Keita próbował przeobrazić kraj poprzez wprowadzenie w praktykę ideologii afrykańskiego socjalizmu. Był więc w tym czasie ulubieńcem krajów demokracji ludowej, w tym PRL'u. Wydany w 1969 roku „Zmierzch talizmanów” wpisuje się w ten nurt.
W kilku zwięzłych rozdziałach Pasierbiński opisuje historię Mali, skupiając się na okresie budowy socjalizmu. Osiem lat rządów Keity nie mogło zmienić wiele - przedstawiane w książce plany nie zostały w dużej mierze zrealizowane, fakty i statystyki przestały być aktualne. Jest to dość szczegółowy opis wąskiego wycinka historii Mali, zabarwiony na czerwono jedynie słuszną interpretacją. Zmierzch był jednak zapowiedziany przedwcześnie.
Informator regionalny wydany przez Instytut Afrykanistyczny Uniwersytetu Warszawskiego to niewiele ponad stustronicowa broszura z podstawowymi informacjami o Maroku. Poza ogólnymi informacjami o kraju, książka zawiera wiele porad praktycznych. Dowiemy się między innymi ile kosztuje znaczek na list do i z Maroka, jak załatwić marokańską wizę i za ile wynająć na miejscu mieszkanie. Jest to więc prawie przewodnik. Tyle, że wydany w 1983 roku.
Z perspektywy czasu informacje te trzeba chyba traktować jako ciekawostki. Podobnie trzeba potraktować pierwszą część książki, z której dowiemy się ile Maroko produkowało buraków cukrowych, ilu ludzi posiadało samochód czy odbiornik telewizyjny. A wszystko to ponad trzydzieści lat temu.
Choć w dzisiejszych czasach informacje tego typu dostępne są w Internecie lub przewodnikach turystycznych, książka Zambrowicza może być warta do zabrania jako lektura do samolotu.
„Niebezpieczne safari” (hatari w języku suahili oznacza niebezpieczeństwo) jest właściwie książką przeznaczoną dla młodzieży. Jest moim zdaniem na tyle dobra, że można ją polecić dojrzałemu odbiorcy. Akcja powieści rozgrywa się w północnej Tanzanii. Młody człowiek po zakończeniu szkoły postanawia spędzić wakacje na własną rękę. Wplątuje się w przygody i znajomości prowadzące go w środek afrykańskiego buszu, do kraju Masajów.
Poza wartką akcją, książka obfituje w opisy zwierząt, przyrody oraz masajskich zwyczajów. Ada Wińcza czerpie wiedzę z własnych doświadczeń, gdyż niemal całe dorosłe życie spędziła w Afryce - między innymi trudniąc się organizacją polowań i safari. Dzięki temu mamy gwarancję, że przekazane w książce informacje nie są wyssane z palca.
Polecam „Safari hatari”, jako wartościowe uzupełnienie afrykańskiej biblioteczki.