W pewien zimowy, sobotni poranek pomyślałem by przejrzeć płyty z muzyką Maroka. Okazało się, że większość z nich to muzyka Gnawa i choć niezaprzeczalnie bardzo klimatyczna, nie przypadła mi nazbyt do gustu. Spośród skromnej kolekcji na dłużej w odtwarzaczu zagościła płyta „Moroccan Nomad” zespołu Chalaban. Jak się okazało, na co wcześniej nie zwróciłem uwagi, zespół to... węgierski a w jego składzie poza liderem z Maroka są również muzycy z Budapesztu.
Płyta zawiera głównie muzykę nawiązującą do tradycji muzycznych Afryki Północnej, ale już trzeci, tytułowy utwór, łamie ten schemat fortepianowym wstępem i jazzującym saksofonem. Im dalej tym ciekawiej. W kolejnych utworach następuje fuzja z muzyką bałkańską a nawet hiszpańskim tango. W efekcie tego nietuzinkowego połączenia powstała niezwykle piękna muzyka, subtelnie lawirująca pomiędzy zaułkami marokańskiego bazaru, w którym znajdujemy również przekupniów z innych krajów.