Ilekroć wkładam Oremi do odtwarzacza, z rozrzewnieniem wspominam Akrę sprzed kilku lat, zimne piwo w klubie The Pub, gorącą atmosferę tamtych dni. Bo choć korzenie Angelique Kidjo to Benin, jest to artystka na miarę Afryki Zachodniej, jej płyty można kupić od chłopaków na ulicy nie tylko w Cotonou.
Krążek wypełniają głównie radosne, rytmiczne piosenki, jakkolwiek jest też kilka spokojniejszych utworów, jak choćby Loloye, w trakcie słuchania którego jestem gotów natychmiast wsiąść w samolot, by znaleźć się znowu w Afryce.
Instrumentarium oraz aranżacje czerpią głęboko z dokonań europejskiego pop'u lat 90-tych, mocno afrykańskiego charakteru nadają zaś wyśpiewane przez Angelique słowa. Połączenie tych dwóch składników wyzwoliło z muzyki niespotykaną, nieograniczoną przestrzeń. Przestrzeń, w której przebywa się bardzo przyjemnie, prawie tak, jak w barze w jednej z bocznych uliczek Akry...
Utwory: