Muzyka Alatoumi nieoderwalnie kojarzy mi się z Nigrem. Ilekroć wkładam płytę do odtwarzacza, już pierwsze dźwięki przywołują obrazy połpustynnego, spalonego słońcem Sahelu, przydrożnych barów, gdzie nad brudnymi talerzami krążą chude, nigeryjskie muchy; twarzy nieznajomych w rozklekotanym minusie, z którymi jadę już drugi dzień do Agadez. Być może jest to odbiór bardzo subiektywny, związany z tym, czego tam doświadczyłem. Jest to jednak muzyka doskonale oddająca charakter tego miejsca, pustyni i wąskiej nitki rzeki, przecinającej ten jałowy kraj. Mamar Kassey wraz z muzykami zabiera naz na zakurzone podwórza, w czas popołudniowego oddechu, gdy upał dnia ustępuje a dzień budzi się drugi raz. Muzyka, jaką nam proponuje jest właśnie taka - pełna radości, rytmu, spokoju. Ale... najpierw trzeba pojechać do Agadez.
Utwory: