Zagadki Maroka to książka powstała z fascynacji. Jean Mazel poddał się urokowi kraju, w którym spędził kilkanaście lat - widać to wyraźnie w tej książce, którą chciał zapewne przekonać innych do niezwykłego miejsca, jakim jest Maroko. W kolejnych rozdziałach, autor przedstawia tytułowe zagadki, które sprawiają, że Maroko jest również tajemnicze. Konwencja ciekawa, ale książce czegoś jednak zabrakło.
Wybór „zagadek” z jednej strony sprawia wrażenie przypadkowości, z drugiej wydaje się być wyborem z przymusu. Niepotrzebnie również, moim zdaniem, autor pomieszał zagadnienia naukowe z fantastyką naukową (vide rozdział poświęcony rzekomej lokalizacji Atlantydy). Poza tym, książkę czyta się po prostu trudno. Jean Mazel zachłysnął się Marokiem, ale to za mało, by napisać dobrą książkę.
Kolejna książka Bogdana Szczygła obraca się wokół tematów znanych z innych jego książek (np. „Reportaże Afrykańskie”, „Nieprzespany sen Afryki”) - przygody polskiego lekarza w Afryce. „W służbie czarnych ekscelencji” to książka, w której autor odsłania czytelnikowi przygody związane z kontaktami środowiska lekarskiego z najwyższym aparatem władzy Nigru prezydenta Hamani Diori.
Czuć tu trochę zapach „odgrzewanego kotleta”, książka mogłaby być równie dobrze kolejnym tomem poprzednich dzieł Szczygła. By zmylić czytelnika, autor zrezygnował z narracji w pierwszej osobie, wprowadzając postać Marcina.
„W służbie czarnych ekscelencji” dotyka wydarzeń politycznych, nie podaje zaś konkretnych faktów ani dat. Szkoda, bo moim zdaniem kontekst historyczny dodałby jej wartości. Z rozsianych tu i ówdzie informacji można się domyślić, że autor opisuje wydarzenia z lat 1966-1977, koncentrując się na atmosferze tuż sprzed zamachu stanu z 1974 roku.
Krytyczne opracowanie relacji Kościoła katolickiego z Afryką w połowie XX wieku. Książka została wydana w 1962 roku, w czasach, gdy Kościół stał w głębokiej opozycji wobec ówczesnych władz Polski. Stanowisko to utwierdza Michał Horoszewicz w swojej książce, która na dobrą sprawę jest swoistym atakiem, obnażeniem błędów Kościoła w Afryce, dowodem na ideologiczną współpracę kościoła z mocarstwami kolonialnymi.
Chociaż książka jest wyraźnie spaczona marksistowską retoryką, przedstawia pewne spojrzenie na funkcjonowanie Kościoła katolickiego w Afryce. Zagadnienie to skupia się na konflikcie trzech stron: rywalizującego o wiernych Kościoła, walczącej o niepodległość Afryki i metropolii. Trudna to lektura, którą być może docenią historycy następnych pokoleń.
Niger (tytułowa Czarna Rzeka) wraz z przyległymi doń krainami tworzy historyczną arenę, na której od wieków rozgrywają się kluczowe dla Afryki Zachodniej wydarzenia. Tutaj istniały pierwsze afrykańskie imperia, nieustępujące organizacją ani stopniem rozwoju ówczesnym cywilizacjom basenu Morza Śródziemnego. Ghana, Mali czy Songhaj to tylko niektóre, najbardziej rozpoznawane państwa epoki średniowiecza. Jerzy Lobman podjął próbę napisania dziejów tego regionu, terenów znajdujących się dzisiaj na terenach Gwinei, Mali, Nigru, Beninu i Nigerii.
Książka zapowiada się dobrze - autor posiadł umiejętność pisania w sposób, który zapewnia jednocześnie łatwość czytania i sporą dawkę przekazywanej wiedzy. Historia dawna, jest w „Nad wodami Czarnej Rzeki”, napisana świetnie, być może nawet najlepiej, spośród tego typu polskich opracowań.
Dużo słabiej udała się druga połowa książki. Od rozdziału zatytułowanego „Rodowody buntu” Jerzy Lobman zmienia sposób pisania - zamiast ciekawej lektury serwuje nam historię ruchów proletariackich, walk klasowych oraz cyfry i tabelki obrazujące rozwój gospodarczy. Szkoda, zdecydowanie wpłynęło to na obniżenie mojej oceny tej książki. Lepiej byłoby, gdyby jej drugą połowę napisać od nowa. Trzeba jednak pamiętać, że „Nad wodami Czarnej Rzeki” autor wydał w 1973 roku.
Henri Lhote uchodzi za jednego z największych ekspertów prehistorycznej sztuki saharyjskiej. „Malowidła kwitnącej pustyni” to książka, którą napisał o największym skupisku tej sztuki na Saharze, znajdującym się w masywie Tasili n-Azdżar (południowo-wschodnia Algieria, na północny-zachód od Djanet). Nie jest to jednak usystematyzowany opis naskalnych malowideł, który autor pozostawił do analizy ekspertom, lecz historia wyprawy z lat 50-tych, podczas której Lhote dokonał swoistej inwentaryzacji znajdujących się tam dzieł. Przez ponad rok autor eksploruje Tassili z grupą fotografów i malarzy, pieczołowicie kopiując naskalne obrazy. Odwiedza miejsca, których nie widziały wcześniej oczy żadnego Europejczyka. Dokumentuje zapisane na skale ślady historii, rzucające nowe światło na naszą wiedzę dotyczącą czasów, gdy Sahara nie była jeszcze pustynią. Lhote opisuje sceny z życia codziennego obozu, zmagania z żywiołami pustyni oraz szczegóły niektórych z malowideł (wiele z nich znalazło się na zamieszczonych w książce zdjęciach). Kilka fragmentów książki poświęca obserwacjom życia i zachowaniom spotkanych po drodze Tuaregów.