David Lurie, profesor uniwersytetu w Kapsztadzie, popada w poważne tarapaty z powodu romansu z jedną ze swoich studentek. Okrywa go tytułowa hańba. Gdyby tego było mało, wkrótce mierzy się z jeszcze jedną, równie trudną przeciwnością losu. „Hańba” to powieść, której akcja toczy się w głowie głównego bohatera, to książka o trudnych decyzjach, wyborach, z których żaden nie jest dobry i poszukiwaniu sensu życia, którego najlepsza część jest już za nami.
Tło geograficzne - Republika Południowej Afryki - nie jest istotnym elementem konstrukcji powieści, równie dobrze mogłaby się rozgrywać gdzie indziej. Przedstawiony przez autora obraz kraju wpisuje się jednak w pewien szablon - RPA według niego jest krajem chłodnych relacji rasowych, złych czarnych i uprzedzonych doń białych. Muszę przyznać, że zaczynam mieć dosyć tej negatywnej aury roztaczanej przez przeróżnych autorów wokół tego kraju. Zostawmy jednak ten aspekt książki, gdyż nie to w niej jest najważniejsze.
Choć „Hańba” została nagrodzona prestiżowymi nagrodami a Coetzee wkrótce po jej wydaniu otrzymał literacką nagrodę Nobla uważam ją za co najwyżej przeciętną. Lurie - postać, poprzez którą autor buduje swój przekaz - jest zbyt sztuczny, nieprawdziwy. Jasne, że stoi wobec trudnych wyborów, ale nad jego poczynaniami zbyt wyraźnie widać znaki zapytania i rękę autora książki, który włada nim jest marionetką. Zarzut ten dotyczy również i innych postaci występujących w tej książce, szczególnie w jej końcowych fragmentach.
„Hańba” jest też szczupła w formie i nie chodzi mi o ilość stron. Temat hańby jest dominujący, inne wątki się nie liczą, jeśli się pojawiają to tylko na chwilę i zaraz znikają. Do tego dodam brak polotu w użyciu języka i w efekcie mam kolejną książkę, po której przeczytaniu zastanawiam się, czy przypadkiem nie zmarnowałem czasu.
Książka o grupce intelektualistów z Lagos - światowców, absolwentów zagranicznych uczelni, dziennikarzy. Niestety jest to jedna z najgorszych książek, jakie ostatnio przeczytałem. Od innych książek nigeryjskich autorów dzieli ją przepaść. „Interpretatorów” skończyłem z wielkim trudem - wątki, sceny, dialogi nie trzymają się kupy. Przez pijacki bełkot intelektualistów nie przeziera żadna myśl. Paplanina jak w filmach Woody Allena, ale bez sensu. Ponadto, zbudowane przez Soyinkę postaci irytują - są aspołeczne, niezrównoważone i próżne. Do końca lektury dobrnąłem jedynie z obowiązku, inaczej cisnąłbym ją w kąt.
Znany luminarz prawdy o zamierzchłej historii Afryki, Basil Davidson, tym razem opisuje wpływ epoki niewolnictwa na dalsze losy kontynentu. Poza samym piętnem, jakie ten proceder odcisnął na Afryce, autor tłumaczy nim ukształtowanie się światopoglądu Europejczyków, który stawia afrykańskie cywilizacje i samych Afrykanów daleko niżej na drabinie rozwoju.
W „Czarnej Matce” Davidson pokazuje Afrykę z lat jej pierwszych kontaktów z Europejczykami, które miały miejsce w XV wieku. Różnice w organizacji państwowości i rozwoju kultury pomiędzy Europą i Afryką były niewielkie, a w niektórych przypadkach wręcz pokazywała wyższość kultur afrykańskich. Wraz z rozkwitem handlu niewolnikami różnica ta zaczęła się pogłębiać, by nieco bliższych nam czasach przekształcić się w kolonializm. Książka przybliża szczegóły tego procesu poprzez wnikliwą analizę przyczyn i skutków w trzech najbardziej charakterystycznych dla tego zjawiska obszarach geograficznych: królestw Konga (dzisiejsze tereny zachodniej Demokratycznej Republiki Konga i północnej Angoli), miast wschodniego wybrzeża Afryki oraz dawnego Wybrzeża Niewolniczego (od Ghany do Nigerii).
Obok ciekawego tematu, „Czarna Matka” to również dobry kawałek literatury. Książka Basila Davidsona napisana jest w sposób przystępny, choć raczej nieporywający.
(w innym tłumaczeniu wydana pod tytułem „Świat się rozpada”)
„Biały człowiek przyłożył nóż do więzów, które trzymały nas razem, i rozpadliśmy się.” To zdanie, wypowiedziane przez jednego z bohaterów pod koniec książki, doskonale streszcza jej temat. Akcja książki Chinuy Achebe rozgrywa się w południowej Nigerii, na terenach zamieszkałych przez lud Igbo. Losy głównego bohatera - Okonkwo - wyróżniającego się męstwem członka małej, wiejskiej społeczności, stanowią kanwę przedstawienia obyczajów i wartości definiujących świat Igbo końca XIX wieku. Okonkwo, jak na głównego bohatera przystało, to postać dynamiczna, wplątana w zawiłości lokalnej struktury społecznej, dokonująca wyborów pomiędzy oczekiwaniami płynącymi z tradycji i własnego serca. Nad tak zarysowany świat nadciąga czarna chmura w postaci białego człowieka.
„Wszystko rozpada się” jest pierwszą książką Achebe, wydaną jeszcze zanim jego ojczyzna - Nigeria - uzyskała niepodległość. Jest to również jedna z pierwszych rodzimie afrykańskich powieści, z którego to powodu w Afryce bywa lekturą obowiązkową. Książka jest po prostu dobra.
Wydana w 1964 roku książka jest reportażem z podróży do Sudanu. Wydaje się, że pracujący w tym czasie dla tygodnika „Świat” Dziewanowski miał za zadanie przybliżenie polskiemu czytelnikowi nowo powstałego państwa (Sudan uzyskał niepodległość w 1956 roku). Autor nie skupia się bowiem na jakimś jednym temacie, lecz szeroko opisuje Sudan, jego historię i aktualne problemy. Całość przeplatają spostrzeżenia i opis samej podróży oraz zdjęcia - Dziewanowski odwiedził Chartum, Port Sudan, Wad Madani i Dżubę.
Z punktu widzenia lat 60-tych, gdy był tylko jeden kanał telewizji polskiej a paszport leżał daleko poza zasięgiem przeciętnego śmiertelnika tego typu książki były maleńkim, ale ważnym oknem na świat, przez które każdy chciał patrzeć. Dzisiaj ten format reportażu nie jest już tak interesujący. Spostrzeżenia wyrwanego zza żelaznej kurtyny polskiego reportażysty bledną w konfrontacji z literaturą współczesną.