Jan Żychski, inżynier budowlany, odwiedził Libię i Nigerię w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Książka zawiera wspomnienia z tego okresu. W pierwszej części, zatytułowanej „Wyprawa po złote runo”, autor opisuje przygody z delegacji do Libii, kulisy życia na budowie, w pracy i po godzinach. Druga część - „Historia jednego kontraktu” to podobny pamiętnik, tym razem z realizacji budowy w północnej Nigerii.
Książka nie rzuca na kolana przygodami ani ciekawą literaturą. Próby przybliżenia historii obu krajów też są gorzej niż przeciętne. Paradoksalnie, ocenę książki ratuje to, co początkowo uznałem za jedną z większych jej wad. Jan Żychski nie ogranicza tematyki książki do treści związanych bezpośrednio z egzotyką Afryki i pracą. Wykracza poza klasykę tego typu literatury prezentując czytelnikom liczne opisy łóżkowych partnerek (bez pikantnych szczegółów), eskapady na wakacje w Rio i na Hawaje. Dodatkowo dzieli się z czytelnikami dowcipami, które raczej trzeba włożyć do szuflady „kawały z brodą”.
W latach osiemdziesiątych był to szpan z jajem, teraz książka spodoba się zapewne tylko kolegom po fachu.
Przed otwarciem Polski na świat, zanim paszport stał się dobrem powszechnym, nieliczna grupa Polaków wyjeżdżała do pracy na placówki zamorskie. Wielu z nich pisało po powrocie książki, tworząc specyficzny rodzaj literatury - reportaż z miejsca pracy w egzotycznym miejscu.
„Tuaregowie i caterpillary” to typowy przykład tego gatunku. Polski inżynier, pod koniec lat siedemdziesiątych jedzie na budowę rurociągu do północnej Nigerii. Książka zawiera relacje z przygód na placu budowy, obrazy z życia pośród obcej społeczności oraz (co typowe dla tego gatunku) wiele encyklopedyczno-obiegowych informacji o kraju, w którym przebywa.
Tytuł książki może być mylący, gdyż Tuaregowie nie są ludem Nigerii i mało się o nich z książki dowiemy. Jak głosi przysłowie - nie oceniajmy książki po okładce. Po przeczytaniu całości okazuje się, że środek niestety również nie jest najlepszy. Witold Michałowski gubi wątki, przygodom i opisom brakuje nieraz spoiwa, przez co zamiast skupiać się na lekturze czytelnik musi się zastanowić, „dlaczego autor o tym tutaj pisze?”. Byłaby to dobra książka, gdyby lepiej ją dopracować.
Cizia Zyke to postać kontrowersyjna - awanturnik i rozrabiaka, podróżnik i handlarz a przede wszystkim chyba łowca przygód. Sahara, podobnie jak inne jego książki jest „całkowicie autentyczna” i opisuje połowę lat 70-tych, gdy autor wyjechał do Afryki, by zająć się czymś nowym.
Przygoda zaczyna się w Niamej (Niger), skąd wyrusza w podróż na południe. Z Pointe Noire w Kongo płynie statkiem do Europy, skąd wraca do Niamej przemytniczym szlakiem przez pustynię z pierwszym samochodem. Główna część książki opisuje ostatni interes Cizia Zyke w Afryce - przejazd konwoju dwunastu, wyładowanych kontrabandą ciężarówek z Francji do Mali.
Literatura, jaką proponuje Zyke nie będzie się podobała każdemu. Męska, brutalna, ociekająca seksem, pieniędzmi i przemocą. Dewoci i moralizatorzy rzucą pewnie książką z obrzydzeniem, spluwając za siebie po trzykroć. „Sahara” może się jednak podobać i dostarczyć czytelnikowi sporej dozy rozrywki i emocji. Moim zdaniem jest to książka ponadprzeciętna i wyjątkowa.
Michał Kubiak, wraz z partnerką wyruszył w grudniu 2000 roku w podróż dookoła świata. Samo okrążenie kuli ziemskiej nie jest dzisiaj niczym szczególnym, ale w tym przypadku było. Bohaterowie tej przygody podróżowali ciężkim motocyklem (Yamaha Royal Star Venture 1300) dodatkowo ciągnąc przyczepę. Książka jest kroniką tej podróży.
Część pierwsza (druga dotychczas się nie ukazała) opisuje przejazd przez Europę, Bliski Wschód, kawałek Afryki (wjazd z Izraela, potem Egipt, Sudan, Erytrea i łódź do Jemenu), Azję, aż do Timoru Wschodniego. Forma książki przypomina nieco pisany na bieżąco pamiętnik, sprawozdanie z podróży. Z tej racji opisy przygód bogate są w fakty, są zwięzłe w formie, mniej zaś obfitują w szersze dywagacje i opisy. Kolejne etapy wyprawy mijają jak białe pasy na środku drogi. Książka zyskuje dzięki temu na dynamice i nie nudzi przepisanymi z przewodnika historyjkami. Świeża i niekonwencjonalna lektura, czekam na część drugą.
Afryka Wschodnia, gdzie autorka wyemigrowała po II wojnie światowej, była dla Ady Wińczy drugą ojczyzną. Tutaj zajęła się między innymi polowaniami na dziką zwierzynę i organizacją safari. Jest to główny temat „Opowieści z sawanny i buszu”.
Książka podzielona jest na dwie części. Pierwszą na pewno powinni przeczytać myśliwi, wegetarianom radzę jednak już w tym miejscu odłożyć ją na półkę. Część ta zawiera trafne, ciekawe opisy afrykańskiej zwierzyny okraszone opisami jej zabijania. Powstały w ten sposób kontrast nie wszystkim przypadnie do gustu.
Druga część to opis czternastu wschodnioafrykańskich parków narodowych, akcentujący ich różnorodność i specyfikę każdego z nich - dobra wskazówka dla kogoś, kto wybiera się na safari, a nie może się zdecydować dokąd pojechać. W tej części wegetarianie również mogą trafić na „skwarkę”. Zdecydowanie lektura dla mięsożerców.