„Maroko - kraj zachodzącego słońca” najlepiej jest potraktować chyba jak wstęp do dogłębniejszej lektury. Jest to bowiem powierzchownie traktująca temat książka, skierowana chyba do początkującego czytelnika, który dopiero co zainteresował się Marokiem. Autor przekrojowo przedstawia ten kraj - jego historię (do lat 70-tych XX wieku), geografię, ludzi, kulturę i ekonomię. Każdemu z tematów poświęca jednak tylko kilka akapitów i przechodzi dalej. Książka jest bogato ilustrowana, co może być jej atutem, ponieważ są to fotografie z lat 60-70-tych ubiegłego stulecia. Zdjęcia, na których możemy zobaczyć, jak Maroko zmieniło się od tamtej pory.
Gdyby nie zdjęcia, książka byłaby już przeterminowana (przez ponad 30 lat od wydania tej książki sporo się zmieniło).
Problem dzieci-żołnierzy powraca przy okazji niemal każdego konfliktu toczonego w Afryce. Książka o takim tytule obiecuje przyjrzenie się temu tematowi z bliska. Niestety, zamiast solidnej lektury autor serwuje ciężkostrawny kotlet mielony. Książka to zbiór faktów, luźno połączonych relacji, postanowień i rezolucji Narodów Zjednoczonych. Giuseppe Carrisi bardzo chciałby coś powiedzieć, ale z wrażenia potrafi wydukać tylko kilka sylab. Żółta kartka należy się również Kalinie Kreczko, która popełniła tłumaczenie z języka włoskiego. Błędów różnego kalibru jest dużo. Nie ma czegoś takiego jak „Rząd Kampala” (strona 20), nie ma prezydenta „Gbabo” (strona 23), nie ma „Departamentu Państwa” (strona 24) i tak dalej. Wielokrotnie miałem wrażenie, że mam do czynienia z tłumaczeniem automatycznym, z jakiegoś programu.
Bubel, śmiało można zwrócić w ramach reklamacji.
Książka jest zbiorem listów z podróży, podróży niezwykłej, gdyż odbytej samotnie - rowerem, pieszo, konno i na łodzi. Kazimierz Nowak wyrusza z Trypolisu na południe w roku 1931, przemierza Afrykę Wschodnią, by po niemal trzech latach dotrzeć do Kapsztadu. Stamtąd rusza z powrotem, znowu lądem i o własnych siłach, tym razem przez Angolę, Kongo i Afrykę Francuską. Osiąga wybrzeże Morza Śródziemnego w 1936 roku.
Trzecie wydanie tej książki, poszerzone o niepublikowane wcześniej listy i zdjęcia zasługuje na powtórną lekturę - jeśli ktoś czytał poprzednie wydania znajdzie w nim wiele relacji, dzięki którym całość jest bardziej zwięzła, trzymająca się kupy. Jedynym minusem tej książki są nieco niedoskonałe umiejętności pisarskie autora. Gdyby miał więcej na to czasu, być może książka byłaby jeszcze pełniejsza i jeszcze bardziej wciągająca. Niestety, nie zdążył. Kazimierz Nowak zmarł na malarię rok po powrocie do Polski.
„Opowieści afrykańskie” to zbiór czternastu opowiadań. Wszystkie, choć mają innych bohaterów, dzieją się w różnym czasie i miejscu, są do siebie bardzo podobne. W każdym z nich jest farma na prowincji Rodezji Południowej (dzisiejsze Zimbabwe), mniej lub bardziej samotni, biali farmerzy i jakiś problem, wokół którego autorka buduje historię. Doris Lessing nie wykracza poza granice farmy, zgłębiając raczej umysły zamieszkujących ją ludzi. Zwłaszcza kobiet, które nie mając nic do roboty na farmie czują się niepotrzebne.
Poszukującym prawdy o Afryce polecam przeczytanie jednego, losowo wybranego opowiadania (jeszcze lepiej, zmianę lektury na inną). Całość zaś, może być dobrym punktem wyjścia do scenariusza jakiejś ambitnej telenoweli.
Mobutu Sese Seko, prezydent Demokratycznej Republiki Konga w latach 1965-1996, to barwna postać. Mobutu, przez ponad trzydzieści lat sprawowania władzy zapisał najczarniejsze strony historii Zairu (nazwa Demokratycznej Republika Kongo od roku 1971 do 1996, wymyślona przez Mobutu zresztą). Michela Wrong opisuje czasy rządów Mobutu, od objęcia władzy do upadku i śmierci na wygnaniu. Nie jest to, jak mogłoby się zdawać, książka wyłącznie biograficzna, chociaż postać Mobutu spaja ją w jedną całość. Autorka rozlegle nakreśla życie w tamtych czasach, hiperkorupcję, układy w armii i sferach rządzących, kosztowne kaprysy prezydenta (na przykład zbudowany pośrodku dżungli pałac w Gbadolite). Poza osobistymi doświadczeniami, Michela Wrong rozmawia z kilkoma wpływowymi postaciami tamtych czasów. Wśród nich są: Larry Devlin (szef kongijskiego oddziału CIA w czasach zabójstwa Lumumby), Nzanga Mobutu (syn wodza) oraz wielu innych rozmówców, którym zależało na anonimowości.
Książkę warto przeczytać, szukając odpowiedzi na pytanie - dlaczego dzisiejsze Kongo, kraj, któremu teoretycznie niczego nie brakuje, znajduje się w ogonie wszystkich statystyk rozwoju.