Mungo Park był szkockim podróżnikiem, który w 1796 roku odkrył kierunek biegu rzeki Niger. Zginął podczas kolejnej wyprawy, szukając ujścia tej rzeki (Europejczycy odkryli je dopiero w 1830 roku, dywagując wcześniej, jakoby Niger był dopływem Nilu lub tonął gdzieś w piaskach Sahary). Tyle dowiemy się z encyklopedii.
„Podróże we wnętrzu Afryki” to prowadzony przez Parka dziennik podróży. Podczas pierwszej z nich mógł liczyć tylko na siebie, gdyż towarzyszyło mu zaledwie kilku miejscowych a powrotny odcinek drogi, ograbiony przez Maurów, pozbawiony niemal wszystkiego, pokonał zupełnie sam. W drugą podróż wybrał się w liczniejszym gronie - karawana składała się z kilkudziesięciu uzbrojonych żołnierzy a osły niosły zaopatrzenie na całą wyprawę oraz łódź, którą Park zamierzał spłynąć Nigrem aż do Atlantyku. Cóż z tego, gdy niemal wszyscy pomarli z powodu chorób i wycieńczenia, włączając w to Parka.
Mungo Park opisuje swoje przypadki w swoisty, chłodny sposób, nie dramatyzując i nie ubarwiając (jak sądzę) siebie jako bohatera. Nawet, gdy zagrożone było jego życie, przekaz jest obiektywny. Tak czy siak, jest to przednia i przyjemna lektura.
Kira Salak w nadmuchiwanym kajaku przepłynęła w pojedynkę Nigrem z Segu do Timbuktu i o tym jest ta książka. Autorka często nawiązuje do wyprawy Mungo Parka, słynnego podróżnika, który dwieście lat wcześniej jako pierwszy biały człowiek płynął Nigrem na podobnym odcinku. Traf chciał, że Mungo Parka czytałem zaraz przed „Najtrudniejszą Podróżą” i muszę stwierdzić, że przytaczane przez autorkę fakty rozbiegają się z tym, co pisał Park. Inny jest też sposób pisania i przedstawiania faktów, możnaby pomyśleć, że wyprawa Kiry Salak faktycznie była trudniejsza. Mamy zatem najgwałtowniejsze na świecie pory deszczowe, najgorętszy rejon świata, najbiedniejszy na świecie kraj i inne „naj”, którym autorka, narażając życie musi sprostać. Tak, jak w przypadku cytatów z Parka, tak i te „fakty” rozbiegają się z rzeczywistością. A szkoda, gdyż uderza to w wiarygodność tytułowej „Najtrudniejszej podróży”. Książka może się jednak podobać a wyczyn autorki sam w sobie jest niepodważalny. Przekaz psuje jednak kilka bzdur.
Po „Dzieje” Herodota sięgnąłem zaciekawiony „Podróżami z Herodotem” Kapuścińskiego. Spodziewałem się opisów podróży po starożytnym świecie, w tym po Afryce. Zapomniałem jednak, że za czasów Herodota, pół wieku przed Chrystusem, mapa Afryki była dużo mniejsza niż dzisiaj - było na niej tylko wybrzeże Morza Śródziemnego i kawałek interioru wyznaczony rzeką Nil. Dalej, jak sądzono, był już tylko ocean. Po lekturze, okazało się również, że nie jest to książka o podróżach, lecz o historii pierwszej wojny światowej czasów starożytnych, wojny Europy z Azją, wojny Hellady z Persją.
Afryka pojawia się więc epizodycznie. We fragmentach jej poświęconych, Herodot ratuje od zapomnienia przekazywaną ustnie tradycję, opisuje wierzenia i obyczaje zamieszkujących te ziemie ludów na długo przed tym, jak islam narzucił tu jednolite prawa. To, co zaciekawiło mnie jednak najbardziej, z Afryką związane jest tylko pośrednio. Są to opisy plemion zamieszkujących niegdyś Europę. Choć dzisiaj wydaje się to niewiarygodne, każdy zakątek, za każdą górą, rzeką czy zatoką zamieszkiwał odrębny lud. Każdy z nich rządził się swoimi prawami, wierzył w innych bogów, był zupełnie odmienny od ludu sąsiedniego. Trudno się oprzeć wrażeniu, że dawnymi czasy Europa pod względem etnograficznego kolorytem nie ustępowała Afryce (włącznie w uprawianym w niektórych europejskich plemionach kanibalizmem).
Polskich tłumaczeń „Dziejów” jest kilka. Recenzja dotyczy przekładu najnowszego, autorstwa Seweryna Hammera.
Czy Afryka jest Kapuścińskiego? Wydaje mi się, że nie. Gdyby zapytać o to Afrykanów, zapewne też by do niej się nie przyznali. Dopiero bowiem kolonizatorzy wprowadzili pojęcie prywatnej własności ziemi. Afryka po prostu jest.
Nie o tym problemie jednak będzie tutaj mowa. „Afryka Kapuścińskiego” to szczegółowa analiza sylwetki i dokonań literackich tytułowego bohatera. W kolejnych rozdziałach książki w sposób akademicki (czasem być może aż nadto) Ewa Chylak-Wińska układa cząstki układanki składające się na Kapuścińskiego. Nie jest to jednocześnie biografia. Tytuły rozdziałów - „Kto?” „Gdzie?” „Kiedy?” „Jak?” i „Dlaczego?” - są pytaniami, na które autorka stara się znaleźć odpowiedź. Ewa Chylak-Wińska nie kryje przy tym fascynacji autorem „Cesarza” i „Wojny futbolowej”. W sumie, tworzy to efekt swoistego, literackiego pomnika. Tylko, czy taki pomnik jest komuś potrzebny?
Ryszard Kapuściński ostatecznie zakończył podróż 23 stycznia 2007 roku. Polecam wybrane recenzje kilku jego książek o Afryce.
Nietypowa to książka. Bogato ilustrowana, skrzyżowanie albumu (co kilkanaście kartek umieszczono kolorowe „przerywniki” ze zdjęciami) z literaturą faktu. Autor, Josef Vágner - pracownik czechosłowackiego ogrodu zoologicznego, opisuje swoją pracę w Afryce, polegającą na pozyskiwaniu zwierzyny, którą następnie transportowano do Europy. W książce można znaleźć opisy pełnych przygód bezkrwawych polowań i ich logistycznej organizacji. Ciekawostki na temat afrykańskiej fauny, zdobyte podczas obserwacji natury i pobytu w obozowiskach są dodatkową atrakcją dla czytelnika. Afrykańska przyroda jest tematem przewodnim książki; właściwie poza nią motywy afrykańskie się nie pojawiają. Pomiędzy wierszami można wyczytać, że Afrykanie są największym zagrożeniem dla pojmowanej w ten sposób Afryki i zdaniem autora najlepiej byłoby, by ich na Czarnym Lądzie w ogóle nie było lub by ich pozostawić w oryginalnej, pierwotnej formie. Książka potrafi jednak zaciekawić, poza tym, czyta się ją przyjemnie.