Historia czarnego kontynentu, począwszy od zamierzchłych czasów prehistorycznych aż do momentu narodzin ruchów niepodległościowych po okresie kolonialnym. Historia to niezwykła, gdyż napisana w główniej mierze z perspektywy afrykańskiej. Główny akcent, jest więc położony nie na europocentrycznej negacji Afryki jako kontynentu, który bez Starego świata byłby niczym, lecz na bogactwie mieszanki kulturowo-społecznej, która stanowiła Afrykę przed przybyciem kolonizatorów i stanowi ją nadal.
Gdyby nie nazbyt suche, akademickie podejście do temtu, książka ta mogłaby być lekturą obowiązkową.
Kongo, era Mobutu. Autorka wyrusza statkiem do Zairu, by odnaleźć ślady swego wuja-misjonarza. Działalność misyjna zajmuje poczesną część pierwszej części książki. Podróżując od misji do misji niewiele jednak widać prawdziwego Konga zza szyby misyjnego Land Rover'a. Okazuje się, że misjonarze w taki oto - turystyczny sposób - obcują z otoczeniem.
W dalszej części lektury Joris Lieve opisuje Kinszasę oraz podróż rzeką do Kisangani. Całość nie jest jednakże majstersztykiem literatury faktu, raczej próbą reportażu, szkicem, który być może powinien pozostać w szufladzie.
Ci, którzy byli w Etiopii, zastanawiają się pewno nad genezą miejscowego zjawiska, jakim jest powszechne molestowanie przyjezdnych o długopis, bądź drobne pieniążki. Odpowiedź znajdą w tej książce - niejaka Virginia Morell z Ameryki, wraz z ekipą National Geographic, podróżując przez Etiopię taszczy z sobą worek długopisów, którymi obdarowuje napotkane pacholęta.
Tematem książki nie jest jednak egoistyczny altruizm autorki, lecz pionierska wyprawa pontonowa Nilem Błękitnym - od Jeziora Tana do granicy z Sudanem. Jest to rzekomo pierwsze takie przedsięwzięcie zakończone sukcesem, poprzednie próby pokonania przełomu rzeki kończyły się bowiem tragicznie (co autorka lubi przypominać, razem z innymi śmiertelnymi "niebezpieczeństwami", które jakoby czyhały za rogiem, a które nigdy się nie zmaterializowały).
Całość to typowy amerykański wytwór, z pięknym opakowaniem i przeciętną zawartością.
"Notatki z glinianej chatki" - jak wskazuje podtytuł, jest to luźny zapis zdarzeń, połączony jednakże wspólnym wątkiem - badaniem (autor jest antropologiem) kameruńskiego plemienia Dowayów. Jest to pierwsza wyprawa autora w teren, więc odbiór Afryki jest świeży a oprócz tego zaskakujący i zabawny.
Oprócz ciekawego opisu zwyczajów samego plemienia, mamy pogodny obraz perypetii związanych z kameruńską biurokracją oraz przeciwnościami dni codziennego. Szkoda tylko, że to tylko 211 stron...
Pierwsza książka sztandarowego autora polskiej literatury podróżniczej lat powojennych, po jaką sięgnąłem. Zarazem zapewne ostatnia. Pan Arkady opisuje swoje przygody w Gwinei z początku lat 60-tych. Polegały one głównie na uczestniczeniu w pokazówkach, jakie urządzali z okazji jego wizyty miejscowi partyjni oficjele (nie braknie przy tym pochwał postępu i krytyki sił rekacji). Są również opisy przedmiotów, którym zrobił zdjęcie oraz powierzchowności ludzi, którym dał napiwek.
Spośród wielu rad, jakich autor udziela śmiałkom udającym się na Czrany Ląd, zapamiętałem jedną: „koszulę zmieniać trzeba (...) co najmniej raz na dzień”.