Informacje pochodzą ze stycznia 2013 roku.
Potencjał turystyczny Sudanu Południowego jest ogromny. Mozaika etniczna, dzika przyroda, bagna Sudd przyciągają poszukiwaczy przygód. Atrakcje te są jednak bardzo trudno dostępne. W Sudanie Południowym wszystko jest wyzwaniem - bezpieczeństwo, biurokracja, koszty i komunikacja to tylko niektóre z nich. Gdy im jednak sprostać, podróż do Sudanu Południowego będzie gwarantowaną przygodą.
Sudan Południowy odłączył się oficjalnie od Sudanu w 2011 roku. W telegraficznym skrócie, było to oddzielenie się chrześcijańskiego południa od islamskiej północy. Podział ten, był zresztą przyczyną konfliktu, który trawił ten kraj niemal bez przerwy od uzyskania przez Sudan niepodległości w 1956 roku.
Sudan Południowy jest około dwóch razy większy od Polski. W linii prostej, od granicy z Sudanem na północy, do Ugandy na południu jest 700 km. Równoleżnikowo, pomiędzy granicami z Republiką Środkowoafrykańską i Etiopią jest około 800 km. Dystansów tych nie należy używać do miary długości podróży - by pokonać wspomniane odległości potrzeba wielu dni, a nawet tygodni.
Obszar kraju stanowi płytka, otoczona wyżynami i górami niecka, przez którą płynie Nil Biały. W jej środku Nil rozlewa się, tworząc bagna Sudd. Najwyższe góry, Imatong, znajdują się na południowej granicy z Ugandą. Najwyższy ich szczyt - Kinyeti - wznosi się na wysokość 3187 m n.p.m.
Od kwietnia do października, gdy w Polsce obowiązuje czas letni, czas w Sudanie Południowym jest przesunięty w stosunku do Polski o jedną godzinę do przodu - gdy w stolicy Sudanu Południowego - Dżubie jest 12:00, w Polsce jest dopiero 11:00. Od listopada do marca różnica ta wynosi dwie godziny (gdy w Sudanie Południowym jest 12:00, w Polsce jest dopiero 10:00).
Sudan Południowy leży w tej samej strefie czasowej co Sudan, Etiopia, Kenia i Uganda. Wjeżdżając do Republiki Środkowoafrykańskiej trzeba przestawić zegarek o jedną godzinę do tyłu. Wjeżdżając do Demokratycznej Republiki Konga zegarek trzeba przestawić o dwie godziny do tyłu.
Szczegółowe informacje o strefach czasowych w Afryce zawarłem na mapie stref czasowych Afryki.
Dzień w Sudanie Południowym średnio trwa około trzynaście godzin. Ze względu na niedużą odległość od równika, długość dnia nie zmienia się znacząco w ciągu roku. W Dżubie zaczyna świtać około 6:30, ciemności zapadają po 19-tej.
Klimat Sudanu Południowego definiują ruchy tropikalnej strefy konwergencji, czyli równoleżnikowego pasa atmosfery nad kulą ziemską, nad którym słońce jest akurat w zenicie. Słońce podgrzewając masy powietrza unosi je do góry, zasysając jednocześnie powietrze po obu stronach: z północy zasysane jest suche powietrze znad Sahary, z południa wilgotne, które oddaje wilgoć w postaci deszczu.
Efektem powyższych zjawisk jest długa pora deszczowa, która w Sudanie Południowym trwa mniej więcej od maja do końca października. Od listopada do marca, gdy słońce ogrzewa południową półkulę, jest pora sucha. Wysoka temperatura powyżej 30°C jest niemal gwarantowana, tylko podczas pory deszczowej może spaść w okolice 20°C. Na północy, przy granicy z Sudanem, temperatury mogą być jeszcze wyższe.
Przekraczając granice lądowe Sudanu Południowego wizy dostępne są na granicach. Przylatując do Dżuby wiza jest jednak potrzebna.
Wymagania wizowe mogą ulec zmianie, aktualne informacje można uzyskać kontaktując się z Pro South Sudan - firma załatwia również promesy wizowe, z którymi można otrzymać wizę na lotnisku w Dżubie.
W Polsce nie ma ambasady Sudanu Południowego. W Europie przedstawicielstwa dyplomatyczne znajdują się w Berlinie, Brukseli, Londynie, Paryżu, Oslo, Genewie i Moskwie. Aktualną listę ambasad Sudanu Południowego można znaleźć na stronie Ambasady Sudanu Południowego w Waszyngtonie.
Do uzyskania wizy turystycznej potrzebne są następujące dokumenty (wymagania w poszczególnych ambasadach mogą się nieco różnić):
Opłata za wizę wynosi od 40 (w Londynie) do 100 euro, które najczęściej trzeba zapłacić przelewem - czasem z góry a czasami dopiero po pozytywnym rozpatrzeniu wniosku. Na decyzję o przyznaniu wizy trzeba czekać maksymalnie dwa tygodnie.
W Europie wydawane są tylko wizy turystyczne jednokrotne, ważne na maksymalnie 30 dni pobytu w Sudanie Południowym.
Wizy Sudanu Południowego można kupić bez zbędnych formalności na wszystkich przejściach granicznych z Ugandą (prawdopodobnie również z Kenią). Koszt - 100 dolarów.
Poza Republiką Środkowoafrykańską, Sudan Południowy posiada ambasady we wszystkich krajach ościennych. Wizę najłatwiej jest zdobyć w Kampali (Uganda), gdzie wizy wydawane są w przeciągu dwóch-trzech dni za 100 dolarów, jedno zdjęcie, dowód posiadania środków na utrzymanie (wystarczy karta kredytowa). Podobnie jest w Addis Abebie (Etiopia) i Nairobi (Kenia), gdzie może też być potrzebny list polecający z miejscowej polskiej placówki dyplomatycznej.
Pozostałe afrykańskie ambasady Sudanu Południowego można znaleźć w Abudży (Nigeria), Asmarze (Erytrea), Chartumie (Sudan), Harare (Zimbabwe), Kairze (Egipt), Kinszasie (Demokratyczna Republika Konga) i Pretorii (RPA).
Posiadanie wizy to nie wszystko. Do pełnego zadowolenia urzędników potrzebna jest również pieczątka rejestracyjna z biura imigracyjnego, którą należy zdobyć w przeciągu 72 godzin od przyjazdu. W Dżubie rejestracja kosztuje 170 funtów (100 i 70 funtów, płacone w dwóch okienkach). Do rejestracji potrzebne jest jedno zdjęcie i wypełniony formularz. Cały proces trwa około pół godziny. Brak pieczątki rejestracyjnej w paszporcie wiąże się z problemami podczas kontroli drogowych (i innych) oraz przy wyjeździe z Sudanu Południowego.
Wizy Ugandy i Kenii dostępne są na granicach. Wiza Ugandy kosztuje 50 dolarów i jest ważna przez trzy miesiące (wiza jednokrotna). Wiza kenijska kosztuje 50 dolarów i jest ważna również przez trzy miesiące (dostępne są również trzydniowe wizy tranzytowe za 20 dolarów).
Z pozostałych sąsiadów Sudanu Południowego, ambasady w Dżubie posiada na pewno Etiopia, północny Sudan i Demokratyczna Republika Konga. Niestety nie posiadam informacji na temat możliwości uzyskania tutaj wiz tych krajów.
Polska nie posiada przedstawicielstwa dyplomatycznego w Sudanie Południowym, który podlega terytorialnie placówce w Etiopii.
Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Etiopii mieści się w Addis Abebie, Tel. dyżurny +251 911 523 989.
W razie konieczności, Polacy mogą skorzystać z dobrodziejstwa członkostwa w Unii Europejskiej i skorzystać z dowolnej ambasady innego państwa Unii w Dżubie. Warto wiedzieć, że ambasady unijne nie mają prawa odmówić pomocy obywatelowi innego państwa członkowskiego.
Poza samolotem do Dżuby, do Sudanu Południowego najłatwiej jest dostać się od strony Ugandy i Kenii.
Większość samolotów ląduje w Dżubie (kod IATA: JUB). Drugie lotnisko międzynarodowe znajduje się w Malakal (kod IATA: MAK) na północy kraju, dokąd lata Ethiopian z Addis Abeby i Sudan Airways z Chartumu.
Z Europy, najtańsze połączenia do Dżuby oferuje Egyptair, koszt biletu w dwie strony to wydatek od 600 do 1 000 euro.
Ceny biletów lotniczych ulegają ciągłym zmianom. Ponieważ bilet lotniczy stanowi największy pojedynczy koszt w budżecie wyprawy warto poświęcić trochę czasu na znalezienie najkorzystniejszej oferty. Sposób, w jaki szukam tanich biletów lotniczych do Afryki opisałem na stronie Bilety lotnicze.
Tylko droga z Ugandy jest pewna. Również od strony Kenii da się wjechać, choć potrwa to o wiele dłużej. Dojazd z pozostałych stron jest również możliwy (nie słyszałem tylko, by ktoś poza miejscowymi przekroczył granicę od strony Demokratycznej Republiki Konga), ale bez swojego środka transportu może to zająć kilka tygodni.
Dostęp do opieki medycznej w Sudanie Południowym jest bardzo ograniczony i kosztowny. W trudnych sytuacjach trzeba się ewakuować do Nairobi lub Kampali.
Według Światowej Organizacji Zdrowia Sudan Południowy nie wymaga od przyjezdnych poświadczenia szczepienia przeciw żółtej febrze. W wielu ambasadach jest to jednak jeden z wymogów do uzyskania wizy. Choroba ta jest tu endemiczna i szczepienie takie jest zalecane. Podobnie jest z zapaleniem opon mózgowych - do zachorowań dochodzi w całym pasie Sahelu (w tym na obszarze prawie całego Sudanu Południowego) od stycznia do maja.
Szczepienia w Polsce wykonują oddziały służby zdrowia specjalizujące się w medycynie tropikalnej.
Malaria występuje w Sudanie Południowym przez cały rok, na terenie całego kraju. Więcej o zapobieganiu tej chorobie w części Malaria w Afryce.
Sudan Południowy to młode państwo. Większość map i przewodników obejmuje cały Sudan, włączając w to Sudan ze stolicą w Chartumie. Pierwszy dedykowany przewodnik wydał w październiku 2013 roku Bradt.
Najnowsze wydanie przewodnika „Africa” Lonely Planet zawiera rozdział o Sudanie Południowym, który nie zawiera żadnych informacji praktycznych, tylko zgrubne informacje o historii i kulturze (rozdział ten można pobrać za darmo w formacie pdf na stronie wydawnictwa).
W księgarniach można znaleźć co najmniej cztery mapy Sudanu Południowego. Żadnej z nich nie należy ufać w stu procentach, gdyż niektóre drogi są zaniedbane i dostępne tylko dla pieszych:
Warto również zwrócić uwagę na mapę o większej skali, obejmujące większą część Afryki - „Africa North & East - 745” wydawnictwa Michelin w skali 1:4 000 000.
Zobacz również mapę satelitarną Sudanu Południowego na Google Maps.
Użytkownicy urządzeń GPS firmy Garmin mogą skorzystać z trzech map:
Oficjalną walutą Sudanu Południowego jest funt (symbol międzynarodowy SSP). Funt dzieli się na sto piastrów. Za wiele usług i towarów można płacić dolarami amerykańskimi.
Bieżące kursy (stan na listopad 2013):
Najlepszą walutą, jaką można przywieźć do Sudanu Południowego jest dolar amerykański. Kurs wymiany euro jest słaby. Pieniądze można wymieniać w bankach, ale można przy tym stracić parę godzin w kolejce do okienka. Łatwiej wymienić pieniądze u miejscowych biznesmenów i sklepikarzy, którzy potrzebują dolarów do zakupu importowanych towarów. Banknoty o nominale mniejszym niż 50 dolarów mają nieco słabszy kurs wymiany. Trzeba też pamiętać, że ze względu na ryzyko fałszerstwa wymiana banknotów dolarów amerykańskich wydanych przed 2006 rokiem może być bardzo trudna.
W Dżubie jest kilka bankomatów, ale akceptują wyłącznie karty wydane przez lokalne banki.
Polskie złotówki są bezwartościowe. W celach porównawczych, można założyć, że 10 funtów to 7 złotych.
Sudan Południowy nie otrząsnął się jeszcze z wszystkich problemów związanych z walką o niepodległość. Duże obszary kraju są niebezpieczne z powodu działalności ugrupowań rebelianckich. Najaktywniejsze z nich, dowodzone przez Davida Yau Yau, operuje na wschodzie kraju, choć echa jego poczynań słychać czasem i w Dżubie.
Rejony przygraniczne na północy kraju dotykają stref konfliktu w Darfurze i Kordofanie. Tutaj też leżą regiony Abyei i Kafia Kingi, do których z powodu ropy naftowej i minerałów roszczą sobie prawa oba Sudany.
Podsumowując, całe północne przygranicze oraz olbrzymia połać Sudanu Południowego na wschód od Wau i północ od Bor (stany Warrap, Unity, Upper Nile, Jonglei i Lakes) jest niestabilna i niebezpieczna.
Wiele obszarów Sudanu Południowego jest zaminowanych, między innymi niektóre odcinki pobocza drogi z Dżuby do Torit.
Dużym problemem jest powszechne zmilitaryzowanie plemion pasterskich, które broń palną wykorzystują do ochrony stad bydła lub wzajemnego ich sobie podkradania. Widok uzbrojonych w karabiny maszynowe pasterzy jest powszechny. Stąd jest już blisko o krok do pospolitego bandytyzmu, którego przypadki rzadko, ale się zdarzają.
Spore ryzyko wiąże się z fotografowaniem bez odpowiedniego pozwolenia. Ten błahy z pozoru powód może być powodem aresztowania. Nieprzyjemne sytuacje czyhają na podróżnych również na punktach kontrolnych - zarówno w postaci podejrzliwych funkcjonariuszy lub ustawionych ad-hoc przez podpitych żołnierzy szlabanach.
Skróty najważniejszych wiadomości z Sudanu Południowego publikuję na stronie Wiadomości z Afryki.
Językiem urzędowym Sudanu Południowego jest angielski. Ponieważ do 2011 roku kraj ten był częścią Sudanu ze stolicą w Chartumie, nadal w wielu miejscach można dogadać się po arabsku.
Poza kilkoma wyjątkami, języki rodzime Sudanu Południowego należą do grupy nilockiej. Najliczniej reprezentowane to dinka (stany Północny Bahr al Ghazal, Lakes, północna część stanu Unity), nuer (Jonglei, Unity i część Lakes) i bari (Centralna Ekwatoria).
Dostęp do Internetu w Sudanie Południowym jest bardzo ograniczony. Właściwie można nań liczyć tylko w dużych miastach.
Międzynarodowy numer kierunkowy do Sudanu Południowego to 211. W kraju jest pięciu operatorów telefonii komórkowej (z braku danych o liczbie abonentów, w kolejności alfabetycznej):
Lokalna karta SIM kosztuje 2 funty.
W Polsce, jedynie sieć Play uznała niepodległość Sudanu Południowego, umieszczając ten kraj na swojej stronie z mapą dostępności usług roamingowych - niestety jest to biała plama (brak dostępności usługi). Pozostali polscy operatorzy nie wiedzą, że taki kraj istnieje (sprawdziłem dzwoniąc na infolinię). Na pewno w Sudanie Południowym działają polskie karty SIM Orange i Plusa.
Teoretycznie, nie ma obowiązku posiadania pozwolenia na podróż, gdy porusza się głównymi drogami z Dżuby: do Kapoety, Bor, Nimule i Yambio. Podczas kontroli drogowych trzeba jednak określić konkretny cel podróży, najlepiej poświadczony odpowiednim dokumentem. W przypadku podróży turystycznej oficjalne pozwolenie rozwiązuje ten problem.
Samochód (z obowiązkowym kierowcą) można wypożyczyć w Dżubie. Koszt to około 200 dolarów za dzień.
Komunikacja publiczna oczywiście istnieje, choć nie jest dobrze rozwinięta. Litr benzyny lub oleju napędowego kosztuje 6-7 funtów za litr - drożej poza stolicą i podczas okresowych braków w zaopatrzeniu. W Sudanie Południowym obowiązuje ruch prawostronny.
Gdy Sudan Południowy zdobywał niepodległość organizacje niosące pomoc humanitarną masowo napłynęły do Dżuby powodując deficyt miejsc noclegowych. Noc w namiocie kosztowała wtedy od 100 dolarów wzwyż. Czasy te się skończyły, choć nadal można przenocować w Dżubie za 100 dolarów w namiocie.
Poza stolicą, w większych miastach również można znaleźć hotele. Jak na Afrykę i oferowane standardy są one jednak dość drogie. W mniejszych miejscowościach można szukać gościny u misjonarzy, bądź liczyć na zaproszenie na nocleg w wiejskiej chacie. W takich miejscach przydaje się również namiot. Opisane wcześniej ograniczenia w swobodnym podróżowaniu turysty mają tą dobrą stronę, że z odpowiednimi dokumentami w ręku zawsze można liczyć na gościnność lokalnych władz, które zapewnią nie tylko nocleg, ale również posiłek i wycieczki po okolicy.
O ile w sieci jest prąd, gniazdka elektrycznie najczęściej są typu brytyjskiego. Bez własnego generatora, w Dżubie prąd włączają tylko od święta (od czasu naszej wizyty upłynął rok bez prądu). Od tej reguły jest wiele wyjątków. Teoretycznie, napięcie w sieci powinno być takie samo, jak w Polsce - 230V, 50Hz.
Podróżując przez Sudan Południowy łatwo można zauważyć, że przedsiębiorczość i biznes zdominowane są przez ludność napływową z sąsiednich krajów. Nie inaczej jest z kuchnią. W lokalnych restauracjach i przydrożnych jadłodajniach znajdziemy smaki Ugandy, Kenii, Etiopii, Somalii, północnego Sudanu. Kuchnia Sudanu Południowego ma również swoje miejsce na kulinarnej scenie, wyróżniając się różnorodnością i lokalnym smakiem.
Sklepy zaopatrzone są w głównej mierze w towary importowane. Gospodarka Sudanu Południowego dopiero raczkuje i poza piwem i wodą wytwarza niewiele - nawet warzywa i owoce importowane są z Ugandy. Efektem takiego stanu rzeczy są wysokie ceny. Pół litra śmietany w Dżubie kosztuje około 50 złotych.
Southern Sudan Beverages produkują w Dżubie dwa gatunki piwa - White Bull Lager i Nile Special. W Sudanie Południowym dostępne są również piwa importowane z krajów sąsiednich, np. kenijski Tusker i ugandyjski Bell.
(Juba)
Stolica Sudanu Południowego może nie przypominać innych miast stołecznych Afryki. W Dżubie nie ma bowiem wielu budynków wyższych niż dwa pietra, przez co można spotkać się z porównaniami Dżuby do rozległej wsi. W tym porównaniu jest przesada, gdyż jest to jednak spore miasto. Jest to też miasto w metamorfozie - budowane są nowe drogi i budynki. Rozwojowy boom przyciąga inwestorów i pracowników, co wiąże się również z raptownym wzrostem populacji. Dzisiaj ludność Dżuby szacuje się na niecałe pół miliona mieszkańców.
Panoramę miasta można podziwiać ze szczytu Dżebel Kudżur - niewysokiej góry po zachodniej stronie miasta.
Dobrym źródłem zaopatrzenia w podstawowe produkty spożywcze, jak np. owoce i warzywa jest bazar Konyo-Konyo - miejsce jest też ciekawe samo w sobie i warte spaceru pomiędzy kramami. W mieście jest kilka supermarketów, w których można znaleźć importowane produkty. W chleb najlepiej zaopatrywać się w piekarniach, które można znaleźć niemal w każdej dzielnicy.
Łowcy pamiątek i rękodzieła będą rozczarowani. Trudno w Dżubie jest znaleźć cokolwiek oryginalnego. W największym skupisku kramów z pamiątkami pod hotelem New Sudan Palace można znaleźć tylko niewyszukane suweniry z Kenii.
Ucieczkę od codziennego zgiełku oferuje np. The Jebel Lodge po zachodniej stronie miasta. Wstęp na basen kosztuje 30, a piwo funtów 10.
Kapoeta to przede wszystkim bazar, który przyciąga ludzi nawet z odległych stron. Zanim jednak wjedziemy do miasta, trzeba się zameldować w budce służb imigracyjnych na skrzyżowaniu.
Około 25 km na południe od Kapoeta znajdują się kopalnie złota. Pod koniec grudnia, z powodu braku wody do płukania część z nich była jednak opuszczona. Do odwiedzenia kopalń potrzebne jest błogosławieństwo władz w Kapoeta (a jeszcze wcześniej, opisane wyżej pozwolenie z Ministerstwa Turystyki), które przydzieliły nam przewodnika na motocyklu - koszt: 100 funtów. Złoto wydobywa się wypłukując je z ziemi wykopanej z płytkich szybów.
(Ngauro)
„Dobrze, że macie pozwolenie, bo gdybyście nie mieli to...” - takimi słowami przywitało nas szefostwo przypominającego dużą wieś miasteczka. Towarzystwo nie kryło goryczy - jakiś czas temu przyjechali tu jacyś biali, obiecując budowę szkoły czy szpitala. Ugoszczono ich jak trzeba a obietnice okazały się puste. „Nic nam nie obiecujcie, jak nie macie zamiaru przekuć tego w czyny. Nie jesteśmy dziećmi”
Lauru i okolice bogate są w złoto (i jak twierdzą miejscowi, całą resztę Tablicy Mendelejewa). Proces płukania kruszcu można zobaczyć w rzece na końcu drogi, pozostałe kopalnie są nieco dalej od Lauru. Złoto skupowane jest od miejscowych na bazarze, gdzie można je również kupić. Sprzedaż cudzoziemcom jest zakazana.
Poza złotem, w Lauru jest spory bazar - pieniądze za sprzedane złoto najłatwiej jest przepić.
(Cuhudum)
Chukudum i okolice leżą w sercu kraju Budi, zamieszkałego przez pasterskie ludy Buya i Didinga. Tereny te uchodzą za niebezpieczne. Karabin maszynowy posiada tu każdy pasterz, zdarzają się grabieże bydła oraz napady na drogach.
Chukudum wygląda na spokojne małe miasteczko. Przy głównej drodze w centrum można znaleźć kilka sklepików i barów z piwem. Zanim jednak rozpoczniemy zwiedzanie, trzeba zadośćuczynić sudańskiej etykiecie i zameldować się u miejscowego komisarza (commissioner). W dniu naszego przyjazdu komisarz był jednak zbyt pijany na przyjmowanie zagranicznych gości i obyło się bez tego.
(Naqishot, Nagichot)
Podobnie, jak wiele innych miejsc w Sudanie, Nagishot na mapie jest zaznaczony dużą kropką a w rzeczywistości jest to tylko kilka chat, opuszczona placówka zdrowia i budynki misji. Nagishot słynie z umiarkowanego klimatu (ze względu na wysokość nad poziomem morza - około 1 800 m n.p.m.), dzięki czemu możliwa jest tu uprawa niespotykanych gdzie indziej roślin, na przykład pszenicy. W Dżubie mówi się, że cebula w Nagishot dorasta do rozmiarów ludzkiej głowy.
Będąc w Nagishot warto wybrać się do pobliskiej dolinki, porośniętej gęstym lasem. Przy odrobinie szczęścia w gęstwinie można zaobserwować hasające po konarach małpy (gerezy czarne), a na dole wykorzystujące chłód wody ze strumienia bimbrownie.
(Lohutok)
Na północ od Torit, u stóp Dżebel Lodio położonych jest kilka wiosek zamieszkałych przez lud Pari. Lohotok nie jest wyraźną osadą, lecz raczej skupiskiem luźno rozrzuconych chat i gospodarstw bez wyraźnego centrum.
W Lohotok skorzystaliśmy z niechętnej gościny niemieckiej misji protestanckiej (być może z powodu towarzyszącego nam żołnierza z karabinem). Niemcy dysponują unikatowymi jak na ten zakątek świata zestawem narzędzi warsztatowych (spawarka, szlifierka itp.), dzięki któremu podreperowaliśmy nieco nasz samochód. Misjonarze pozwolili nam również skorzystać z ich kuchni - w wiosce nie ma sklepu ani bazaru.
Imehejek jest stolicą okręgu administracyjnego Lopit, zamieszkałego przez lud Pari. Poza siedzibą administratora i kilkoma budynkami przy drodze, miasteczko jest rozległą wsią, z ładnymi, przypominającymi snopki chatami, płożącymi się malowniczo u podnóża góry.
Tak jak wszędzie, by wejść pomiędzy chaty trzeba uzyskać pozwolenie lokalnych władz. Na nasze nieszczęście przed nami byli tu koreańscy turyści, którzy za każdą atrakcję płacili po 200 dolarów. Dygnitarze widząc że nie zapłacimy takich pieniędzy i nie chcemy oglądać podskakujących golasów (dodatkowe 200 dolarów) odnosili się do nas bardzo chłodno. Mimo wszystko wyjeżdżając z Imehejek zapłaciliśmy trzem włodarzom po 25 funtów.
Nad wioską (bo Lafon tylko na mapie wygląda jak miasto) góruje niewysokie, kamieniste wzgórze, z którego roztacza się wspaniały widok na Lafon i okoliczne równiny. Wzgórze stanowi dobry punkt obrony - na szczycie pozostały kamienne umocnienia, porozrzucane łuski a wokół wzgórza zarastają ślady spalonych chat. Lafon jest stolicą zamieszkałego głównie przez lud Pari powiatu o tej samej nazwie.
Wjeżdżając do Lafon drogą z Torit przejeżdża się most, niedaleko którego budowane są tamy do połowu ryb. Opadająca woda poniżej przeszkody zmusza ryby do podążania w górę rzeki - napotykając tamę wpadają w umieszczone tam pułapki. Połowem ryb zajmuje się spora grupa ludzi, na miejscu można nie tylko obserwować sam połów, ale również spróbować suszonych i wędzonych na miejscu ryb, popijając lokalnym piwem. Duży wędzony sum kosztuje 7 funtów.
Jadąc bezdrożami na północ od Lafon warto odwiedzić sporą wioskę położoną pośród zalewanych okresowo równin.
Kilka kilometrów na północny-wschód od Lafon powstaje budynek administracji Ministerstwa Turystki, skąd ma być obsługiwany ruch turystyczny Parku Narodowego Bandingilo. Ten rzadko odwiedzany park jest sceną corocznej migracji zwierząt, która wielkością ustępuje jedynie migracji w tanzańskim Serengeti. Brak infrastruktury sprawia, że ceny organizowanych z Dżuby safari zaczynają się od około 500 dolarów za dzień.
Szefostwo wioski pokazało nam dwa niepozorne groby, które stanowią dumę Lafonu. Pierwszym był grób gubernatora Wschodniej Ekwatorii, w drugim spoczywały szczątki czarownika, który zasłynął z niebywałej skuteczności w odstraszaniu ptaków duro-duro (chodzi tu o występujące w gigantycznych ilościach szkodniki z rodziny wikłaczy).
Miejscowe władze przydzieliły nam do ochrony kilku żołnierzy jadących przed nami na pikapie i jak się później okazało - całą drużynę wojska, która sprawdzała bezpieczeństwo drogi kilka godzin przed nami. Jak się później okazało, okolica nie jest bezpieczna - trzy dni przed naszą wizytą doszło da napadu na drodze z Torit a miesiąc wcześniej na Lafon napadli Murle (plemię słynące z grabieży bydła).