Indeks: Ab Touyour Abéché Achiwili Aloba Archeï Awayke Bachikélé Biltine Bassara Dégédéy Fada Faya-Largeau Guitté Jezioro Czad Kalait Kouba Olanga Manda Guéli Massakory Mongo Mourdi Moussoro Ndżamena Ouadi Doum Ounianga Kebir Ounianga Serir Oyo Salal Tokou Wimini
Wcześniejsza podróż do Czadu: Z Afryki Zachodniej do Czadu 2001
Położony w środku Afryki Czad wyznacza również środek największej pustyni świata - Sahary. Tutaj właśnie znajdują się największe jej atrakcje: fantastyczne formy skalne wyżyny Ennedi, Tibesti z najwyższą górą Sahary Emi Kussi i rzucone na piasek jak diamenty jeziora Ounianga. Skarby te są dobrze strzeżone przez naturę, gdyż nie prowadzą tu żadne drogi a pokonanie pustynnych szlaków trwa kilka dni.
Południe Czadu jest domeną sawann i suchych, niskich lasów. Tutaj znajduje się znany z licznego stada słoni Park Narodowy Zakouma. Między Saharą a południem u zbiegu granic Kamerunu, Nigerii, Nigru i Czadu wyparowuje powoli mityczne Jezioro Czad.
Czad jest średnio stabilnym państwem, w którym zdarzają się próby obalenia władzy, głównie przez ugrupowania rebelianckie z północy. Aktualnie wszystkie europejskie agencje rządowe odradzają podróży do tego kraju.
Wszystko to sprawia, że Czad jest odwrócony plecami od masowej turystyki, przez co jest niezwykle autentyczny. Podróż do Czadu z pewnością jest trudna, ale zawsze gwarantuje przygodę.
Informacje pochodzą z kwietnia 2023 roku.
Położony tuż pod Zwrotnikiem Raka Czad zajmuje centralne miejsce północnej Afryki, spinając w swoich granicach Saharę, Sahel i sawanny na południu. Interior Czadu zajmuje pustynna kotlina, ograniczona od północy wulkanicznym masywem Tibesti i od wschodu wyżyną Ennedi. Kotlinę przecina dolina wadi Bahr el-Ghazal, którą w czasach historycznych odpływał na północ nadmiar wody z Jeziora Czad a dzisiaj wyznacza piaszczysty szlak z Ndżameny do Faya.
Z jednego z większych afrykańskich jezioro mało już zostało. Jeszcze w latach 70-tych jednolita tafla Jeziora Czad sięgała Nigru i Nigerii, dzisiaj główny jego obszar znajduje się tylko w granicach Czadu i Kamerunu a większa część z tego, co widać na mapie jako jezioro stanowią mokradła i kępy zarośli.
Czad jest jednym z większych afrykańskich państw - od granicy z Libią do Republiki Środkowoafrykańskiej jest około 1500 km, od granicy z Nigrem do Sudanu jest około 900 km.
Czad leży w zachodnioafrykańskiej strefie czasowej (WAT), która jest zgodna z obowiązującym w Polsce czasem środkowoeuropejskim (CET). Ze względu na obowiązujący w Polsce od kwietnia do października czas letni, w miesiącach tych czas w Czadzie przesunięty jest o godzinę do tyłu - gdy w Ndżamenie jest południe, w Polsce jest już 13:00.
Szczegółowe i aktualne informacje o strefach czasowych w Afryce zawarłem na mapie stref czasowych Afryki.
Długość dnia w Czadzie nie zmienia się znacznie w przeciągu roku. Dzień rozpoczyna się około 5:30 rano a kończy około 18:30.
Klimat Czadu jest generalnie suchy, zróżnicowany ze względu na szerokość geograficzną na trzy strefy: saharyjską, Sahel i sudańską.
W strefie saharyjskiej, rozciągającej się mniej więcej od Ndżameny na północ deszcze padają bardzo rzadko. Temperatury latem mogą tutaj sięgać w dzień pięćdziesięciu stopni a zimą w nocy spadać prawie do zera. Szanse na deszcz są największe od lipca do sierpnia.
W pasie Sahelu, mniej więcej pomiędzy Ndżameną a Parkiem Narodowym Zakouma, podział na pory roku jest wyraźniejszy. Pora deszczowa trwa tutaj od czerwca do września a sucha od października do maja. Tutaj również może być bardzo gorąco ale zimą rzadko kiedy temperatura spada w okolice 10°C. Najgorętsze miesiące to kwiecień i maj.
Na południu kraju, przy granicy z Kamerunem i Republiką Środkowoafrykańską, przeważa wilgotniejszy klimat charakterystyczny dla strefy sudańskiej. Trwająca od kwietnia do października pora deszczowa jest tutaj intensywniejsza, niż na północy Czadu. Temperatury zaś nie są tak ekstremalne, choć w najgorętszym okresie od marca do maja mogą sięgnąć 40°C.
Przed decyzją o terminie podróży do Czadu warto wziąć pod uwagę pory roku. Głównym kryterium jest temperatura i deszcz.
Od kwietnia do września jest bardzo gorąco i wilgotno, pomiędzy 10:00 a 17:00 trudno przejawiać większą aktywność i cieszyć się podróżą. W porze deszczowej kiepski stan dróg lub ich całkowity brak sprawia, że podróż jest nieprzewidywalna i dużo dłuższa niż w porze suchej. Przykładowo, samochody terenowe przewożące pasażerów z Ndżameny do Faya pokonują tą trasę w porze suchej w dwie doby; w porze deszczowej podróż ta trwa około dwóch tygodni oraz obowiązują limity ilości przewożonych kobiet, by nie zabrakło rąk do wypychania samochodu z błota.
Idealną porą na podróż do Czadu wydają się miesiące luty, październik i listopad, gdy jeszcze nie jest gorąco ale noce na pustyni nie są już zbyt zimne.
Podróż do Czadu wymaga wizy, którą można wyrobić tylko w ambasadach tego kraju. Nie ma możliwości zdobycia wizy drogą elektroniczną, bądź na lotnisku w Ndżamenie.
Najbliżej Polski znajduje się ambasada Republiki Czadu w Berlinie: Ambassade du Tchad en Allemagne, Lepsiusstrasse 114. Dział wizowy czynny jest tylko we wtorki i czwartki od 10:00 do 14:00. Aby otrzymać wizę turystyczną należy dostarczyć:
Wizę można otrzymać korespondencyjnie (po dostarczeniu dodatkowych 10 euro oraz zaadresowanej koperty) lub skorzystać z usług pośrednika wizowego, np. WizaSerwis. Ambasada rezerwuje sobie do dwóch tygodni na wystawienie wizy, termin jej ważności określają daty przylotu i wylotu na bilecie.
Skan wizy potrzebny jest do załatwienia pozwolenia na podróż (Autorisation de Circuler).
Każda podróż poza Ndżamenę wymaga uzyskania pozwolenia (Autorisation de Circuler), które wystawia Ministerstwo Turystyki, przy Avenue de General Moussa Sougui, obok lotniska. Otrzymanie pozwolenia wymaga przedstawienia przekonującej motywacji, kopii czadyjskiej wizy oraz zapłaty 5 500 franków. Cały proces trwa kilka dni.
Teoretycznie, aby wykonywać jakiekolwiek zdjęcia w Czadzie (również w Ndżamenie) potrzebne jest specjalne pozwolenie. W praktyce nikt tego nie sprawdza. Należy jednak uważać, by nie celować obiektywem w obiekty wojskowe i budynki rządowe. Ponadto, Czadyjczycy są bardzo wrażliwi na widok aparatu fotograficznego, fotografowanie ludzi bez ich zgody często spotyka się z agresją.
W Czadzie nie ma polskiej placówki dyplomatycznej. Terytorialnie Czad obsługuje ambasada w Algierze (Algieria), telefon dyżurny: +213 770 696 669, adres internetowy: www.gov.pl/web/algieria.
Obywatele polscy przebywający w Czadzie uprawnieni są do pomocy dyplomatycznej i konsularnej państw członkowskich Unii Europejskiej posiadających w tym kraju placówkę dyplomatyczną, na takich samych warunkach, na jakich państwa te pomagają swoim obywatelom. Dodatkowo w Ndżamenie funkcjonuje Ambasada (Delegatura) Unii Europejskiej.
Wszyscy obcokrajowcy podlegają w Czadzie obowiązkowi meldunkowemu, którego należy dokonać na komisariacie policji w przeciągu 72 godzin od wjazdu. W Ndżamenie można się zameldować przez siedem dni w tygodniu w Centralnym Komisariacie Policji niedaleko katedry. Wydział meldunkowy otwarty jest od godziny 8:00. Do rejestracji, poza paszportem, potrzebna jest jedna fotografia, wypełniony na miejscu wniosek oraz 5 500 franków. Proces meldunkowy trwa pół godziny. Rejestracja jest jednorazowa - o ile nie zmienimy paszportu, przy następnych podróżach do Czadu nie jest wymagana.
Do Czadu można wjechać lądem lub przylecieć samolotem. Podróż do Czadu przez Jezioro Czad jest obecnie niemożliwa.
Jedynym międzynarodowym portem lotniczym Czadu jest Ndjamena International (kod IATA: NDJ). Bezpośrednich połączeń z Polski do Czadu nie ma. Bilet powrotny z Warszawy do Ndżameny z jedną przesiadką kosztuje około 900 euro.
Do Czadu z innych państw i regionów Afryki można przylecieć bez przesiadek między innymi z (ceny biletów w jedną stronę, w euro): Abudży (730), Addis Abeby (580), Duali (250), Kairu (240) i Yaounde (280).
Ceny biletów lotniczych ulegają ciągłym zmianom. Ponieważ bilet lotniczy stanowi często największy pojedynczy koszt w budżecie wyprawy warto poświęcić czas na znalezienie najkorzystniejszej oferty. Sposób, w jaki szukam tanich biletów lotniczych do Afryki opisałem na stronie Bilety lotnicze.
Na dostęp do profesjonalnej opieki medycznej w Czadzie można liczyć tylko w stolicy - Ndżamenie.
Czad wymaga od przyjezdnych poświadczenia szczepienia przeciwko żółtej febrze.
Malaria w Czadzie występuje przez cały rok. Więcej o malarii na stronie Malaria w Afryce.
Pozostałe choroby, na które trzeba uważać to chikungunya (przenoszona przez komary), filarioza (przenoszona przez muchówki), bilharcjoza (przenoszona przez przywry występujące w wodzie stojącej) i śpiączka afrykańska (przenoszona przez muchy tse-tse). Dodatkowo w Czadzie występują choroby przenoszone drogą pokarmową lub kropelkową: dur brzuszny, cholera i gruźlica.
Obecnie nie ma na rynku aktualnych przewodników po Czadzie w języku angielskim lub polskim. Co prawda Czad posiada swój rozdział w przewodniku Lonely Planet „Africa” ale nie ma w nim żadnych informacji praktycznych.
Jedyny względnie aktualny przewodnik został wydany w języku francuskim przez Petit Futé - „Tchad” z 2018 roku.
Mapy do odbiorników GPS dostępne są na telefony, tablety oraz urządzenia przenośne Garmin i TomTom.
Szlaki pustynne na mapach GPS mogą się nieco różnić z roku na rok (mogą być przesunięte o kilometr lub więcej). Po porze deszczowej lub piaskowych burzach ślady szlaków się zacierają i powstają nowe.
Zapis podróży do Czadu w formacie GPX: czad.zip (1.5 MB).
Zobacz również mapę Czadu na Google Maps.
W kolejności od najbardziej do najmniej szczegółowych (teoretycznie, duża skala nie zawsze oznacza większą szczegółowość):
Oficjalną walutą Czadu jest frank środkowoafrykański CFA (czyt. sefa, kod międzynarodowy XAF). Poza Czadem, można nim płacić w Gabonie, Gwinei Równikowej, Kamerunie, Republice Konga i Republice Środkowoafrykańskiej. Frank dzieli się na sto centymów, ale najmniejsze monety mają nominał 1 franka. Obecnie w obiegu funkcjonują dwa wzory banknotów, nowe z roku 2022 mają zastąpić poprzednie do czerwca 2024 roku. Frank środkowoafrykański jest wymienialny 1:1 z frankiem zachodnioafrykańskim CFA (XOF), ale można tego dokonać tylko w bankach albo na bazarach w miejscowościach przygranicznych (również w Ndżamenie).
Kurs franka jest sztywno związany z euro, w stosunku 656 franków do jednego euro. Taki kurs wymiany oferują banki, na czarnym rynku euro warte jest nieco więcej. Bankomaty można znaleźć tylko w stolicy i większych miastach.
Patrząc na oficjalne mapy zagrożeń w Czadzie zobaczymy głównie kolor czerwony. Spowodowane jest to niestabilną sytuacją wewnętrzną, wpływami Boko Haram w regionie Jeziora Czad, napływającym z Libii przez północną granicę bezprawiem, konfliktami w większości sąsiadujących krajów i antyfrancuskim sentymentem. Polski rząd aktualnie odradza wszelkich podróży na całe terytorium Czadu. Decydując się na podróż do tego kraju warto mieć powyższe zagrożenia na względzie i śledzić na bieżąco sytuację.
Wiadomości bezpośrednio z Czadu dostarcza między innymi Al Wihda (j. francuski). Skróty najważniejszych wiadomości z Czadu, które mogą mieć wpływ na podróż, publikuję na stronie Wiadomości z Czadu.
Na północy Tibesti tlą się konflikty nie do końca ugaszonych rebelii, podsycane gorączką złota. Podróż w ten rejon wiąże się z ryzykiem natknięcia się na „punkty kontrolne” nakładające bandyckie, rzędu kilkuset euro, opłaty za przejazd. W tym samym regionie nadal pozostaje sporo zagrzebanych w piasku min po konflikcie z Libią (lata 1973-1987). Większość z nich znajduje się w Strefie Aouzou - szerokim na około 100 km pasie wzdłuż granicy z Libią, zdarzają się jednak incydenty z minami również w innych miejscach na północ od szesnastego równoleżnika.
Pałac prezydencki w Ndżamenie jest obiektem szczególnie niebezpiecznym, który najlepiej omijać szerokim łukiem. Nie wolno go fotografować, zatrzymywać przy nim samochodu lub obok spacerować. Miejscowi mówią, że straż prezydencka najpierw strzela, potem ewentualnie zadaje pytania.
Pomijając problemy natury politycznej, zagrożenie pospolitą przestępczością w Czadzie nie jest wybitnie duże. Pod warunkiem jednak zachowania podstawowych zasad bezpieczeństwa: unikania nocnych spacerów w miastach i nie celowania obiektywem aparatu w obiekty wojskowe. Każdy kontakt z policją lub innymi służbami mundurowymi może przerodzić się w próbę wymuszenia łapówki, więc o ile nie towarzyszy nam miejscowy przewodnik, najlepiej unikać takich kontaktów w ogóle.
Fotografowanie ludzi bez ich zgody (jak również zwierząt, jeśli obok jest ich właściciel), może skończyć się wymachiwaniem pięścią lub inną formą agresji.
Ze względu na kolonialną przeszłość, język francuski ma w Czadzie status języka urzędowego. Angielski jest mało popularny i przydaje się rzadko. Drugim językiem urzędowym jest arabski.
Większość populacji Czadu posługuje się językami rodzimymi. Na pustyni dominują języki tubu: daza i teda. Na południu lingua franca stanowi pochodzący z Republiki Środkowoafrykańskiej język sango.
Darmowy Internet w Czadzie można znaleźć tylko w lepszych hotelach w Ndżamenie. Poza nimi dostęp do sieci zapewniają nieliczne kafejki internetowe oraz wypierający je Internet mobilny. Ten ostatni, oferowany przez czadyjskich operatorów kosztuje około 1 500 franków za 1 GB. Pomimo zasięgu sieci dostęp do mobilnego Internetu (zwłaszcza poza miastami) to loteria - by zwiększyć szanse połączenia można zainwestować w karty SIM obu operatorów.
Międzynarodowy numer kierunkowy do Czadu to +235. W kraju jest dwóch operatorów telefonii komórkowej (w kolejności ilości użytkowników, lista nie zawiera operatorów wirtualnych):
Lokalna karta SIM kosztuje 300 franków, w Ndżamenie i innych miastach można znaleźć wiele punktów sprzedaży. Przy zakupie niezbędne jest okazanie paszportu. Minuta połączenia do Polski z lokalnej karty SIM kosztuje około 200 a wysłanie SMS-a 110 franków.
Wszyscy polscy operatorzy oferują połączenia roamingowe z Czadu. Minuta połączenia do Polski kosztuje od 8 do 10 zł, odebranie połączenia z Polski - 5 zł, wysłanie SMS-a od 1,50 do 2 zł. Roaming w Czadzie działa tak samo, jak mobilny Internet - często nie działa.
Używanie telefonów satelitarnych w Czadzie jest nielegalne.
Podróż przez Czad komunikacją publiczną może być przygodą samą w sobie. Duże autobusy jeżdżą tylko utwardzonymi drogami, wzdłuż osi Ndżamena - Abeche oraz kilku dróg na południe. Na północ od osi Ndżamena - Abeche jeżdżą tylko ciężarówki i terenowe pick-upy. Obecnie w Czadzie nie ma żadnych połączeń lotniczych na trasach krajowych.
Każda podróż poza Ndżamenę wymaga uzyskania pozwolenia (Autorisation de Circuler).
Większość odwiedzających północny Czad (Ennedi, Ounianga, Tibesti) korzysta z lokalnych operatorów, którzy poza samochodami terenowymi organizują wszystko, co jest do tego niezbędne, od pozwolenia do całego ekwipunku.
W Czadzie obowiązuje ruch prawostronny. Ceny paliw zależą od odległości od Ndżameny oraz czasowych ich niedoborów. Im bliżej libijskiej granicy, tym bardziej dostępne jest tańsze, sprzedawane z beczek paliwo z przemytu. Litr oleju napędowego kosztuje w Ndżamenie 548 franków. Na północy olej napędowy z przemytu kosztuje nawet 500 franków (Ounianga Kebir). Nie jest to jednak reguła i przy spadku podaży ceny na północy mogą wzrosnąć nawet do 800 franków.
Czad posiada własne zasoby ropy naftowej i rafinerie. Mimo to, bywają okresy, w których paliwa brakuje. Oficjalne stacje paliw są wtedy zamknięte a ceny paliw na czarnym rynku wzrastają dwukrotnie.
Nie licząc szlaków pustynnych, większość dróg w Czadzie jest płatna. Opłaty wnosi się na bramkach w gotówce, wszędzie jest to 500 franków za samochód. Po drodze między Ndżameną a Abeche jest 10 takich bramek.
Wybór hoteli w czadyjskich miastach nie jest duży. Tańsze z nich, w których pokoje jednoosobowe kosztują około 25 000 franków oferują mizerny standard (brudne łazienki, przerwy w dostawach prądu, konająca klimatyzacja, brak Wi-Fi). Hotele oferujące wyższy poziom usług kosztują od około 50 000 franków za pokój. W mniejszych miastach i oazach wybór hoteli jest bardzo ograniczony. Miejsc, w których można zmyć z siebie trudy podróży w miarę komfortowych warunkach często nie ma wcale. Z tego powodu dobrą alternatywą jest nocleg w namiocie lub pod gołym niebem.
W Czadzie najczęściej można spotkać gniazdka elektryczne, do których pasują polskie wtyczki. Czasami zdarzają się jednak gniazda typu brytyjskiego, z trzema okrągłymi bolcami. Napięcie w sieci wynosi teoretycznie 220V, 50Hz - w praktyce na hotelowym stabilizatorze napięcia obok klimatyzatora obserwowałem spadki nawet do 100V.
Kuchnia Czadu nie jest nadzwyczaj urozmaicona i właściwie trudno wskazać na jakiś lokalny specjał. Chyba najbardziej pasująca do tej kategorii jest sprzedawana na ulicach Ndżameny smażona szarańcza. W lokalnych restauracjach królują bagietki lub frytki w towarzystwie ryby, kurczaka bądź innego mięsa. Wiele restauracji jest prowadzonych przez imigrantów - w Ndżamenie łatwiej spróbować kuchni innych regionów Afryki Zachodniej niż czadyjskiej.
Brasseries Du Tchad warzą kilka gatunków piw, z których tylko jedno jest rodzime: Gala. Pozostałe piwa - Castel, 33, Beaufort i Guinness - spotkamy również w innych regionach Afryki. Miejsca, w których można wypić piwo można znaleźć również w oazach na północy Czadu.
Wśród napojów bezalkoholowych na pustyni króluje mocna, zielona herbata, której małą szklaneczkę obowiązkowo należy wypić po każdym posiłku. Innym popularnym napojem jest herbata z hibiskusa.
Największe miasto (około jednego miliona mieszkańców) i stolica Czadu przedstawia się podróżnym w sposób zależny od tego, skąd przyjeżdżają. Przylatując z Europy lub nawet wjeżdżając z Kamerunu Ndżamena wydaje się być chaotycznym molochem, wracając z pustyni miasto jest powiewem świeżości i oknem na cywilizację.
Kręgosłup Ndżameny stanowi Aleja Charles'a de Gaulle'a. Zaczynając od lotniska, które położone jest zaledwie kilkaset metrów do centrum, główna ulica prowadzi najpierw przez dzielnicę ambasad i instytucji rządowych. Nieco dalej na południe znajdziemy większość banków, biur podróży i innych usług. Za Rondem BEAC miejski krajobraz otwiera się na zwieńczony wysokim łukiem Plac Narodowy (Place de la Nation). Tuż obok wznosi się katedra Notre-Dame de N'Djamena - po dziesięcioletnim remoncie ponownie otwarta w 2023 roku. Katedra otwarta jest dla zwiedzających tylko w niedziele. Na południe od Placu Narodowego znajduje się Pałac Prezydencki, którego nie wolno fotografować, zatrzymywać się przy nim a nawet spacerować po jego stronie ulicy. Dalej, Avenue Charles De Gaulle skręca na wschód, zmierzając w stronę Wielkiego Meczetu i bazaru.
Rzeka Chari najlepiej wygląda na mapie Ndżameny. W rzeczywistości jest odwrócona plecami od miasta, większość linii brzegowej w centrum jest zajęta przez instytucje rządowe i drogie hotele.
Wymianę pieniędzy najlepiej zorganizować zaraz po przylocie - wychodzących z lotniska witają zajmujący się tym handlarze, oferujący dobry kurs 700 franków za euro.
Po sąsiedzku centralnego komisariatu policji, w Village Artisanal (otwarte od 7:00 do 18:00) miejscowi handlarze rękodziełem oferują maski, wyroby skórzane i inne afrykańskie pamiątki.
O poranku pakowanie samochodów: walizki i plecaki wrzucamy na dach, gdzie będą podróżowały zabezpieczone przed kurzem pod plandeką. W Ndżamenie tankujemy do pełna (548 franków za litr) oraz zatrzymujemy się przy hurtowni napojów, bez których żaden Słowianin w podróż nie wyrusza. Wyjazd z Ndżameny o 11 rano główną drogą na północ. Przystanek na obiad w buszu za Massaguet. W Ngoura skręcamy na południe - z pozoru krótsza i lepsza droga prosto na wschód przez Ati jest niedokończona, lepiej jechać przez Mongo. Przez cały dzień jazda asfaltem (poza kilkoma objazdami przy remontach dróg). Nocleg w buszu 50 km przed Bitkine za wioską Arbotchak.
Po niespełna godzinie jazdy zaczynają się pierwsze atrakcje. Po północnej stronie drogi mijamy charakterystyczną, stromą sylwetkę wzgórza Ab Touyour (Góra Sępów). Kilka kilometrów dalej kobiety rozkładają przy drodze gliniane wyroby na sprzedaż: głównie dzbany na wodę i ruszty na węgiel drzewny. Tuż przed wjazdem do Mongo zatrzymujemy się, by po południowej stronie drogi obejrzeć pasmo gór na horyzoncie, układające się w kształt leżącej kobiety. Przejrzystość powietrza jest słaba, więc niewiele widać poza zarysem sylwetki. W Mongo tankujemy paliwo (729 franków za litr). Przerwa obiadowa pod akacjami, 4 km przed Mangalmé. W Oum Hadjer skręcamy główną drogą na wschód. Nocleg 65 km przed Abéché w rzadkim akacjowym zagajniku.
Pierwszy przystanek dnia w Abéché. Jest to czwarte pod względem wielkości miasto Czadu i stolica regionu (a kiedyś sułtanatu) Wadaj. Tankujemy paliwo (700 franków za litr) a następnie zatrzymujemy się w centrum przy sklepach z lokalnymi wyrobami skórzanymi (głównie torby, buty i pufy). W pobliżu bazaru zaopatrujemy się w artykuły spożywcze, przed wyjazdem z miasta napełniamy kanistry z wodą. Droga na północ prowadzi przez coraz bardziej pustynne tereny, na lunch zatrzymujemy się mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Abéché a Biltine. W Biltine na bazarze uzupełniamy zapasy żywności. Kemping 4 km za Arada pod samotnym drzewem.
Po dwóch godzinach jazdy wjeżdżamy do Kalait (na wielu mapach miejsce to oznaczone jest jako Oum-Chalouba - miejscowość o tej nazwie znajduje się dzisiaj około 14 km na zachód od Kalait i jest niemal całkowicie opuszczona). Zaraz po wjeździe do miasta obowiązkowo rejestrujemy przyjazd na policji. Kalait jest skrzyżowaniem piaszczystego miasta „dzikiego zachodu”, wysypiska śmieci i Mad Max'a. Centrum Kalait stanowi bazar, wokół którego rozsiane są sklepiki. Tankujemy z beczek przemycone z Libii paliwo i uzupełniamy zapasy żywności. Z dala od bazaru, w parterowej chatce znajdujemy sklep z napojami nieprzystającymi do islamu, niestety ciepłymi. Zachodni skraj miasta zajmuje rozległy targ zwierząt, gdzie w luźnych grupach na kilku hektarach piachu gromadzi się głównie bydło i wielbłądy. Przekraczając małe wadi w drodze z targu pierwszy razy zakopujemy się samochodami w piasku. Zanim opuścimy Kalait uzupełniamy przy pompie zapas wody. Okołopołudniowa przerwa 40 km na północ od miasta. Późnym popołudniem na horyzoncie pojawiają się pierwsze zwiastuny Ennedi - pojedyncze góry stołowe i samotne monolity. Nieopodal jednego z nich rozbijamy obóz.
Wyżyna Ennedi zajmuje obszar około 60 tysięcy kilometrów kwadratowych, równą mniej więcej jednej piątej powierzchni Polski. Kilkaset milionów lat temu obszar ten znajdował się pod powierzchnią oceanu. Ustępujące wody stopniowo odsłaniały piaskowiec, kształtując go pływami i falami. Końcowe szlify Ennedi zawdzięcza pracy piasku i wiatru, po przekształceniu północnej Afryki w największą pustynię naszej planety.
Przygodę z Ennedi rozpoczynamy od regionu Bachikélé. Obowiązkowo, meldujemy się we
wsi o takiej samej nazwie (przy okazji kolejny raz grzęznąc w piasku), skąd kierujemy się do Guelty
de Bachikélé 4 km dalej. Słowo guelta nie ma odpowiednika w języku polskim, w arabskim oznacza występujące pośród pustynnych skał źródło lub nieckę wody. Guelta
de Bachikélé otwiera się szerokim wąwozem, którego dnem sączy się płytka woda. W miejscu, w którym po wschodniej stronie guelty pośród palm jest studnia warto zostawić samochód i kontynuować zwiedzanie piechotą. Im dalej w głąb, guelta staje się węższa, zamknięta z obu stron skałami. Dostęp do głównego źródła jest obecnie niemożliwy ze względu na wandalizm - ktoś zabetonował boczne źródło i wmurował w skały uchwyty wspinaczkowe, po czym źródło wyschło. Z tego powodu miejscowi nie pozwalają wchodzić głębiej w gueltę.
Kilka kilometrów na północ od guelty znajduje się smukły Łuk Bachikélé, zwany również pod nazwą Łuk Djoulia. Podążając szlakiem na północ, po 80 km docieramy do największego łuku skalnego Ennedi, jak prawdopodobnie również i świata, jakim jest Łuk Aloba. Ma on rekordową wysokość 120 oraz rozpiętość 76 metrów. W pozostałej części dnia zatrzymujemy się obok innych osobliwości skalnych: Skały Pięciu Łuków, Łuku-Słonia oraz Skały-Butelki. Dzień kończymy wyczynowym podjazdem do Labiryntu Oyo, gdzie pośród skalnej areny rozbijamy obóz.
W świetle poranka eksplorujemy Labirynt Oyo. Ten intrygujący układ skał powstał w wyniku erozji dolnych ich warstw, która uformowała sieć poprzecznych przejść. Górne warstwy często tworzą „kapelusze”, przez co w niektórych miejscach wygląda to jak las kamiennych grzybów.
Niecałe pół godziny drogi dalej zatrzymujemy się przy pierwszych malowidłach naskalnych, których w Ennedi nie brakuje. Te w Jaskini Manda Guéli są stosunkowo nowe, bo z okresu około 500 lat p.n.e. Głównie są to dobrze zachowane sylwetki zwierząt domowych i ludzi.
Na południe od jaskini leży region Tokou, gdzie znajduje się Oko Tokou, czyli nawiązujący kształtem do nazwy łuk skalny. Cztery kilometry na zachód od łuku, na sklepieniu małej jaskini zachowały się kolejne malowidła naskalne (zwierzęta domowe i ludzie z włóczniami). Trochę dalej na południe pomiędzy dwoma wzgórzami pasterze spędzają wielbłądy i owce do Studni Tokou.
Siedem kilometrów na południowy-zachód od Tokou, po środku płaskiej doliny wnosi się wzgórze Dégédéy. Po południowej jego stronie w niszy skalnej znajduje się opuszczone stanowisko ze starymi spichlerzami i charakterystycznymi malowidłami krów i pasterzy.
Z Dégédéy jedziemy na północ, by po 11 km zatrzymać się przy pompie z wodą. Kilometr dalej pośród pustkowia egzystuje miniaturowa, kilkuchatowa wioska, w której można kupić kilka podstawowych produktów a czasami również i paliwo z beczek.
Wczesnym popołudniem zatrzymujemy samochody przed wejściem do Guelty Archeï - najznakomitszej z wszystkich guelt Ennedi. Pomiędzy stromymi ścianami, w stojącej, zbrukanej wielbłądzimi odchodami wodzie zwierzęta wydają się rozkoszować jej obfitością. Źródło wody znajduje się tylko kilkaset metrów dalej i aby doń dojść trzeba przejść pomiędzy wielbłądami w głębokiej po łydki brei. Nagrodą jest malutkie, kilkumetrowej średnicy oczko chłodnej i w miarę czystej wody. Oczko zamieszkują dziesiątki ryb obgryzających naskórek - największe mają kilkanaście cm długości, ich „ugryzienia” przypominają delikatne porażenie prądem.
Dzień, w którym przyjechaliśmy do Guelty Archeï był ostatnim dniem ramadanu. Z tej okazji nasz przewodnik pojechał szukać kozy, którą po zachodzie słońca upiekliśmy w ognisku.
Gueltę Archeï zamieszkuje pół tuzina krokodyli pustynnych. Mierzące do dwóch metrów długości gady są płochliwe i trudno je zobaczyć w ciągu dnia, gdy w guelcie jest pełno zwierząt i ludzi. Wcześnie rano udaliśmy się w poszukiwaniu półki skalnej, z której najłatwiej byłoby je zobaczyć ale ponieważ było święto Id al-Fitr i nasz przewodnik udał się do meczetu sami nie znaleźliśmy do niej drogi.
Kilkanaście kilometrów na zachód od guelty zatrzymujemy się przy skale w kształcie maski - masyw skalny przecinają dwa otwory o średnicy kilkunastu metrów każdy, dzięki którym skała zawdzięcza nazwę.
Po pokonaniu kolejnych dziesięciu kilometrów na południowy-wschód, przy pompie uzupełniamy zapas wody. Jak zwykle, przy studni gromadzą się stada spragnionych zwierząt, głównie wielbłądów. Obok, w pojedynczej chacie na pustkowiu funkcjonuje sklepik, w którym bywa dostępne również libijskie paliwo w beczkach.
Kierując się na północ mijamy las skalnych grzybów, by wczesnym popołudniem zatrzymać się pośród Iglic Wimini. Strome skały Wimini zajmują spory obszar, którego eksploracja może zająć nawet kilka godzin. Po przerwie kierujemy się znowu na zachód i po prawie czterech godzinach jazdy znajdujemy miejsce na obóz pomiędzy skałami Awayke II, zwanymi również Achiwili. Jest to jeden z piękniejszych obszarów Ennedi, nasycony fantastycznymi formacjami skalnymi, łukami i maczugami.
Trzy kwadranse drogi na północ znajdują się rozrzucone pośród piasku pozostałości po dawnym procesie wytopu metalu. Największe bryły mają masę kilku kilogramów, większość stanowią tysiące rozsianych wokół drobnych kawałków metalu. Miejsce to położone jest w regionie Awayke, znanym również z ciekawych formacji skalnych, głównie wysokich ostańców.
Kontynuujemy jazdę na północ w kierunku Fady. Kilkanaście kilometrów przed miastem zatrzymujemy się przy wrakach trzech libijskich czołgów (właściwie są to bojowe wozy piechoty BWP-1). Wozy są pozostałością po Bitwie pod Fada, która odbyła się 2 stycznia 1987 i była przełomowym momentem w tak zwanej Wojnie Toyot.
Fada jest stolicą regionu Ennedi-Zachód i przypomina raczej niewielkie miasteczko, niż pustynną oazę. Według różnych źródeł, w Fada mieszka od 25 do 60 tysięcy ludzi, „na oko” jest ich dziesięciokrotnie mniej. Centrum miasta stanowi piaszczysty plac, przy którego południowym boku znajduje się skromny bazar. Przy kramach po wschodniej stronie placu charakterystyczne beczki określają miejsce, gdzie można kupić paliwo. Niecałe 200 metrów na południe od bazaru w nieoznakowanym z zewnątrz miejscu jest bar, w którym serwowane jest zimne piwo - 1000 franków za małą butelkę.
Z Fada wyjeżdżamy drogą na wschód, by zaraz skręcić na główny szlak prowadzący na północ. Nocleg pod skalistymi wzgórzami na północnych rubieżach Ennedi.
Masyw Ennedi powoli znika w lusterku wstecznym, wjeżdżamy do Depresji Mourdi. Depresja jest to jednak tylko z nazwy, gdyż nawet w najniższym miejscu wysokość nad poziomem morza nie spada poniżej 400 m. Mourdi jest obniżeniem terenu pomiędzy płaskowyżem Erdi na północy a Ennedi na południu, tworząc dostrzegalny na satelitarnych mapach korytarz.
Spuszczamy powietrze z opon do 1,5 bara. Część szlaku wyznaczona jest beczkami - przy dobrej widoczności zawsze widać następną. Beczki wyznaczają raczej kierunek niż konkretną drogę. Czasami poza linią horyzontu i beczkami nie widać nic więcej.
Po południu wjeżdżamy pomiędzy wydmy. Najlepiej ominąć je bokiem ale bywa również, że nieuniknione jest przejechanie pasma wydm w poprzek. Kilkukrotnie grzęźniemy w piasku za każdym razem ratując się ręcznym wygrzebywaniem spod kół piasku i wypychaniem samochodu. Przez cały dzień jedynym urozmaiceniem surowego, pustynnego krajobrazu jest kilka drzew, dwa wielbłądy i jeden samochód z Libii. Noc pod gwiazdami w szczerym pustkowiu.
Po godzinnej przeprawie przez piaski, w niecce przed horyzontem pokazuje się tafla słonego Jeziora Teli. Jest to największe z jezior w Ounianga Serir, na lewo i prawo od niego położone są mniejsze jeziorka. Kiedyś wszystkie stanowiły jeden akwen ale wiejący z północnego-wschodu passat podzielił go diunami na mniejsze zbiorniki - stąd charakterystyczny ich układ. Jezioro Teli zaopatrywane jest w wodę przesączającą się przez piasek z sąsiednich jezior, dzięki temu przepływowi woda w sąsiednich jeziorkach jest słodka i można w nich się kąpać. Niestety, od końca 2022 roku mieszkańcy Ounianga Serir przepędzają turystów (ponoć z nożami w rękach) i pozostało nam oglądanie jezior z daleka, z punktów widokowych na wzgórzach. Podobno zdecydowały o tym miejscowe kobiety, które straciły cierpliwość z braku rozwoju Ounianga Serir pomimo wpisania jezior na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Około 50 km na zachód od Ounianga Serir znajduje się kolejne zgrupowanie jezior - Ounianga Kebir (kebir w języku arabskim to „duży”, serir - „mały”; na nasze wewnętrzne potrzeby przełożyliśmy kebir na cold beer). Dwa najbardziej wysunięte na wschód jeziora - Mioji i Hordone otoczone są wianuszkiem palm i niewysokimi diunami. Słona woda nieco cuchnie i nie wygląda czysto. Kilka kilometrów dalej zatrzymujemy się przy Jeziorze Katam, którego trochę czystsze wody łacha piachu podzieliła na dwie części - zabarwioną na zielono i czerwono. Pod skałą przy jeziorze wybija źródło słodkiej wody tworząc miniaturowy, doskonały do kąpieli basen.
Ounianga Kebir to również małe miasteczko z luźno rozrzuconymi chatami, meczetem i zarysem kilku piaszczystych ulic. Tankujemy z beczek tanie libijskie paliwo (10000 franków za 20 litrowy kanister) i uzupełniamy zapasy wody. W chacie niewyróżniającej się niczym z zewnątrz znajdujemy ciepłe piwo - mała butelka za 2000 franków.
Ounianga Kebir leży obok największego jeziora regionu - Yoa. Cała jego północna strona to teren wojskowy. Stronę południową stanowi skaliste wypiętrzenie, z którego doskonale widać całe jezioro. Tutaj znajdujemy miejsce na nocleg.
Wyjeżdżając z Ounianga Kebir kierujemy się na południe. Szlak do Faya jest niewyraźny, gubiąc się czasami pośród wydm. Co jakiś czas oznaczają go wysokie tyczki-drogowskazy, które przy dobrej widoczności są dużym ułatwieniem. Około 25 km od Ounianga Kebir zatrzymujemy się pod samotnym drzewem - tradycyjnym miejscem, w którym zatrzymują się wszyscy podróżujący tym szlakiem. Droga jest mało urozmaicona, 20 kilometrów dalej mijamy kilka umiarkowanie fotogenicznych diun. Po kolejnych kilkunastu kilometrach zatrzymujemy się pośród z pozoru porozrzucanych kamieni. Są to pozostałości skamieniałego lasu. Największe skamieniałe kłody mierzą około metra długości.
Ouadi Doum, do którego drogę wskazywały znaki to właściwie tylko wojskowy punkt kontrolny, studnia i kilka chatek pośród pustkowia. Trudno to nawet nazwać oazą. Ouadi Doum określa raczej miejsce geograficzne, niż oazę i w dosłownym tłumaczeniu oznacza „dolinę palm”. Wędrowiec skuszony nazwą może być jednak rozczarowany, gdyż palmy w zasięgu wzroku można policzyć na palcach jednej ręki. Rzecz jasna chodzi o palmy doum. Palma ta jest powszechna w Afryce Północnej i na Półwyspie Arabskim. Najbardziej charakterystyczną cechą palmy doum są kiście orzechów, podobnych do kokosowych, lecz mniejszych i bez mleczka w środku. Póki łupina nie stwardnieje jest jadalna, choć i tak jest twarda i jej konsumpcja polega na oskrobywaniu zębami kwaśnej, wierzchniej warstwy. Wysuszone orzechy wykorzystywane są na pustyni jako paliwo, zastępując węgiel drzewny. Z liści i konarów wyplata się maty i buduje chaty. Pod jedną z palm przeczekujemy najgorętszą godzinę dnia. Przejeżdżamy jeszcze 75 km w kierunku Faya i rozbijamy obóz pomiędzy kamieniami.
Faya, na niektórych mapach Faya-Largeau (od Emmanuela Largeau, francuskiego generała z czasów kolonialnych), to największe miasto-oaza północnego Czadu. Swoje istnienie zawdzięcza rozległemu, położonemu płytko pod ziemią rezerwuarowi wody. Dzięki niemu, pośrodku Pustyni Djourab może funkcjonować pięćdziesięciotysięczna oaza.
Faya posiada kilka znamion miasta - jest bazar, szpital, są sklepy, szkoły i lotnisko (do 2015 roku lądowały tutaj bezpośrednie samoloty z Marsylii, dzisiaj lotnisko służy tylko celom wojskowym). Z drugiej strony, w całym mieście nie ma metra utwardzonej drogi (nie licząc pasa startowego). Jadąc samochodem można niespodziewanie ugrzęznąć w piasku nawet na krótkiej, kilkusetmetrowej drodze pomiędzy centrum Faya a lotniskiem (co sam uczyniłem). Wjazd i wyjazd z miasta też nie jest oczywisty - przydaje się GPS.
Zanim jednak wjechaliśmy do Faya czekała nas pięciogodzinna droga przez Pustynię Djourab. Szlak ponownie jest oznakowany wysokimi tyczkami z drogowskazami. Mijamy pojedyncze, dość wysokie diuny. W Faya dokonujemy obowiązku rejestracji - najpierw na policji, potem w urzędzie imigracyjnym - po czym zasłużenie spędzamy popołudnie w barze (duże, zimne piwo 2000 franków). Nocujemy w Faya, na piasku pomiędzy miastem a lotniskiem.
Pomiędzy Faya a Kouba Olanga rozpościera się Pustynia Djourab, którą już poznaliśmy w drodze z Ounianga Kebir do Faya. Ponownie obniżamy ciśnienie w oponach do 1.5 bara. Djourab to niemal zupełne pustkowie, pozbawione drzew i punktów orientacyjnych. Podróż urozmaicają niskie diuny oraz ciekawe, niskie formacje skalne, powstałe z osadów po znajdującym się w tym miejscu w epoce plejstocenu Jeziorze Mega Czad (śródlądowe morze, po którym pozostało dzisiaj tylko Jezioro Czad 600 km dalej na południe).
Mijamy nieliczne ciężarówki, ekstremalnie wyładowane towarami z Libii. Większość z nich stoi w miejscu czekając na zachód słońca. W dzień, gdy temperatura sięga 50°C piasek jest rzadszy i łatwiej się w nim zakopać.
Przez cały dzień mijamy tylko dwa posterunki i dwie studnie. W połowie drogi zatrzymujemy się pomiędzy wydmami na odpoczynek chroniąc się przed słońcem pod rozpiętą między samochodami plandeką.
Po południu mijamy niezauważalnie Koro Toro - słynne czadyjskie więzienie, w którym osadzeni są więźniowie polityczni i przywódcy rebelii. Koro Toro jest znane również z odkrycia tutaj w 1995 roku skamieniałości australopiteka Abel. Abel obalił wcześniej dominującą teorię o wschodnioafrykańskim pochodzeniu człowieka.
Nocleg trzy kilometry przed Kouba Olanga.
Jadąc z północy Kouba Olanga zwiastuje koniec pustkowia Djourab. Już niebawem zaczną pojawiać się pierwsze zagrody i poletka uprawne osiadłych rolników. Zanim jednak to nastąpi zatrzymujemy się na chwilę w Kouba Olanga. Jest to miasteczko kilkudziesięciu chat rozrzuconych luźno na piachu. Jego centralnym punktem jest sklep z lodówką i sterta dwustulitrowych beczek z libijskim paliwem (750 franków za litr oleju napędowego). W mieście zatrzymują się również ciężarówki, dostarczając okazji do uwiecznienia ekstremalnie przeładowanych pojazdów na zdjęciach.
Jeszcze w Kouba Olanga widoczność spadła do około dwustu metrów, gdy wyjechaliśmy z miasta warunki do jazdy pogarszały się z minuty na minutę. Wkrótce zwolniliśmy do prędkości poniżej dziesięciu kilometrów na godzinę a gdy przed maską samochodu z trudem wypatrywałem najbliższych dziesięciu metrów zatrzymaliśmy się licząc, by piasek nie zawiał śladów samochodów, które jechały przed nami. Po pół godzinie postanowiliśmy jechać dalej, czekanie w miejscu w żaden sposób nie poprawiało naszej sytuacji. Jazda w żółwim tempie, bardziej według wskazań GPS niż za zagubionym w tych okolicznościach kierowcą-przewodnikiem trwała około godziny. W Salal burza piaskowa była za nami. Miasteczko wydaje się nieco mniejsze od Kouba Olanga ale również tutaj w lodówce jednej z chat można znaleźć zimne napoje.
Obóz rozbijamy 65 km za Salal, zatrzymując się wcześniej w wiosce przy pompie z wodą.
Granica między Saharą a Sahelem jest niewyraźnie zarysowana gdzieś pomiędzy Salal a Moussoro. W drodze na południe pojawia się coraz więcej wiosek, jak np. Chaddra, znana z upraw warzyw, głównie cebuli, pomidorów i melonów. Z pustyni wjeżdżamy w wyschnięte koryto i meandry Rzeki Gazel - Bahr el-Ghazal. Wbrew intuicji, rzeka ta nie była dopływem Jeziora Czad, lecz odprowadzała z niego nadmiar wody na północny-wschód, wysychając ostatecznie w Depresji Bodélé (jasna plama na zdjęciach satelitarnych pomiędzy Kouba Olanga a Faya). Bahr el-Ghazal ostatni raz rzeczywiście był rzeką w 1956 roku, dzisiaj w porze deszczowej płytka woda wypełnia przez chwilę tylko niektóre jej niecki. W porze suchej jadąc przez takie miejsca wjeżdża się w ciemnoszary pył - trudno w nim ugrzęznąć ale lepiej je omijać ze względu na olbrzymie ilości wzniecanego pyłu.
Moussoro jest stolicą regionu Barh El Gazel i w przeciwieństwie do pozostałych miejscowości pomiędzy Faya a Moussoro rzeczywiście jest miastem, a nie luźnym zbiorowiskiem domostw. Obowiązkowo musimy zarejestrować naszą obecność tutaj na policji. Tankujemy paliwo na normalnej stacji benzynowej (800 franków za litr), uzupełniamy zapasy wody i prowiantu. W wąskiej uliczce nieco na południe od centrum znajduje się miejsce, których w Moussoro z pewnością jest kilka - lokal z piwem, ten o nazwie Chez Assoum.
Pod koniec dnia zatrzymujemy się przy dwóch baobabach, wyjątkowych w tej okolicy. Wyjątkowy jest również deszcz i burza, zapowiadające rychłe nadejście pory deszczowej. Po raz pierwszy rozbijam namiot.
O dziewiątej rano wjeżdżamy do Massakory, tutaj zaczyna się dobra, asfaltowa droga do Ndżameny. Po dwóch tygodniach jazdy po pustyni, przed wjazdem na asfalt podnosimy ciśnienie w oponach.
W Djermaya skręcamy na północny-zachód w kierunku Jeziora Czad. Początkowo droga jest tylko trochę dziurawa, potem dziur jest już na tyle dużo, że wygodniej i bezpieczniej dla samochodu jest jechać bokiem drogi. Nie przeszkadza to w poborze oficjalnej opłaty drogowej (500 franków).
W Bigli, gdzie uzupełniamy zapasy wody przy pompie, skręcamy na północ w kierunku Guitté, na niektórych mapach widniejącym pod nazwą Sangaria. Nasz przewodnik ostrzega, by nikomu tutaj nie ufać, nie odpowiadać na żadne pytania, zwłaszcza dotyczące naszych zamiarów, dodając: „To nie jest kwestia tego, czy Boko Haram tu jest, czy nie. Oni tutaj są.”
Udajemy się wprost na posterunek policji, znajdujący się obok przystani łodzi wypływających na jezioro. Zgodę i wysokość opłaty za rejs po Jeziorze Czad mieliśmy wstępnie uzgodnione z naszym lokalnym operatorem, ale żołnierze żądają dodatkowych 275 tysięcy franków (420 euro) za całą naszą ekipę. Decydujemy, że nie jest to warte tej ceny - w sumie rejs po Jeziorze Czad kosztowałoby każdego z nas 225 euro. Żołnierze nie chcieli chyba zostać z niczym - po godzinie wyczekiwania wypływamy jednak na jezioro. Towarzyszy nam pięciu żołnierzy.
Jezioro Czad wysycha, dzisiaj jego powierzchnia jest dziesięć razy mniejsza niż pół wieku temu. Trudno zresztą mówić o jednym jeziorze. Najbardziej spójna i stabilna jest część jeziora którą odwiedzamy, niedaleko ujścia rzeki Chari (jedyna rzeka zasilająca jezioro). Północna część Jeziora Czad u zbiegu granic Nigru, Czadu i Nigerii jest już niemal całkowicie odcięta od reszty zbiornika i właściwie jest archipelagiem piaszczystych wysp i jeziorek. Całość spajają mokradła i trzciny.
Zanim wypłyniemy na otwartą wodę sternik musi lawirować i przepychać się pomiędzy kępami wodorostów i trzcin. Guitté to dzisiaj jeden z większych „portów” na jeziorze, obsługujący zaskakująco duży ruch. Mijamy zarówno małe dłubanki, jak i duże łodzie, którymi podróżuje kilkadziesiąt osób wraz z masą towaru. Wypływamy około 10 km w głąb jeziora, gdzie czysta tafla wody sięga horyzontu, na dalszą eksplorację nie ma zgody wojskowych.
W drodze powrotnej cumujemy przy wyspie Bassara, w roku 2021 całkowicie splądrowanej i spalonej przez Boko Haram. Ślady po tym wydarzeniu przywłaszczyła sobie przyroda, w miejscu zgliszczy pojawiło się już kilka nowych chat.
Z Guitté wyjeżdżamy o zmroku. Na miejsce naszego ostatniego noclegu w buszu, kilkanaście kilometrów od miasta, dojeżdżamy po ciemku. Następnego dnia został nam tylko dojazd do Ndżameny (100 km, 3 godziny).