Wstęp
Informacje pochodzą z listopada roku 2002. O tej porze roku dzień zaczyna się o 6:15, ciemno robi się o godzinie 18:15.
Język
Z angielskim nie ma problemu, włada nim znaczny odsetek populacji Etiopczyków. Nie ma jednak jednego języka, który rozumiałby każdy obywatel Etiopii. Język południowców Oromo jest niezrozumiały zarówno dla Tigray z północy jak i Amhara z centrum. Dwie ostatnie grupy etniczne używają w piśmie skryptu
Ge'ez, składającego się z 231 niezrozumiałych "robaczków".
Wizy
Od stycznia 2001 roku, obywatele Polski otrzymują wizy na lotnisku w Addis, koszt 50 USD. Na granicach lądowych uprzednio uzyskana wiza jest niezbędna. Swoją uzyskałem w Sudanie, w Chartum (
wiecej...).
Pieniądze
Etiopski środek płatniczy to Birr, dzielony na 100 centów. Najlepszy kurs jest w bankach, około 8.56 Birr za dolara. Wymiana w bankach obciążona jest niewielką opłatą (commission), dla 100 USD wynosi ona 1.80 Birr. Tam gdzie banków nie ma (np. na granicach lądowych) zastępują je handlarze w sklepikach. Kurs czarnorynkowy jest gorszy od bankowego, około 7 Birr za dolara.
Komunikacja
Pomimo względnie krótkich odległości na mapie, podróż autobusem z jednego miejsca w drugie zajmuje 2-3 dni. Etiopski system komunikacji autobusowej jest zaskakujący. Autobusy odjeżdżają bowiem nie po nazbieraniu kompletu pasażerów a według ustalonego rozkładu jazdy. Aby nie komplikować sprawy rozkład jest prosty: cały transport odjeżdża bowiem między 6 a 7 rano. Spóźniony podróżny ma marne szanse by znaleźć cos po tym czasie co oznacza pobudki najpóźniej o 5 nad ranem (
wiecej...).
Niekiedy, na krótsze dystanse kursują minibusy. W przeciwieństwie do większych braci, odjeżdżają gdy uzbierają komplet a kosztują zwykle tyle samo.
Najlepsze miejsca w autobusie znajdują się na samym przedzie, obok kierowcy. Jest tutaj dużo miejsca na nogi, obok można położyć plecak i swobodnie otwierać okno. Etiopczycy wierzą w zgubny wpływ wpadającego przez okno wiatru i podczas jazdy, nawet podczas największych upałów, wszystkie szczelnie zamykają (
wiecej...).
Aby zająć najlepsze miejsce należy stawić się przed otwarciem dworca autobusowego (czyli około 5:30) i wybłagać strażnika, by wpuścił nas przed oficjalnym otwarciem bramy. Zwykle to skutkuje, choć czasami wymaga znalezienia sposobu dotarcia do człowieka z pałką. Na biletach zapisane są numery miejsc ale nikt ich nie respektuje. Za wniesienie i umocowanie plecaka na dach pomocnicy żądają opłaty, czasem aż 10 Birr, nic nie stoi na przeszkodzie, by zrobić to samemu za darmo. Bilety należy kupować wyłącznie u biletera.
- Internet. Dostęp do sieci nie jest ograniczony do stolicy, kafejki można znaleźć w większych miasteczkach, nawet w Aksum. Jakość połączenia modemowego pozostawia jednak wiele do życzenia. W niektórych miejscach prędkość łącz była za mała by wyświetlić pojedynczą stronę a samo połączenie było często zrywane. Płaci się od 0.40 do 2.00 Birr za minutę.
Zagrożenia
W Etiopii zadziwia ilość swobodnie dostępnej broni. Widok chłopa z kałasznikowem na plecach nie jest niczym nadzwyczajnym, dużo jest też strzelb i innych zabytkowych fuzji. Pomimo to, z aktami agresji się nie spotkałem. Broń używana jest za to w konfliktach o ziemię na wschodzie kraju, pomiędzy koczowniczymi społecznościami Afar a ludnością osiadłą, te tereny są jednak rzadko odwiedzane przez turystów.
Poza utartym szlakiem, w bocznych ścieżkach, można się natknąć na węże. Miejscowi twierdzą, że węże wyżynne nie są jadowite, natomiast te występujące na niżej położonych terenach, np. w Dila lub Moyale są niebezpieczne, zwłaszcza tzw. "black snake". Bardziej niebezpiecznym zwierzęciem może się okazać komar - choć na dużych obszarach Etiopii zagrożenia malarią nie ma, poniżej 2000 m npm. (np. w Bahar Dar) występuje malaria odporna na chloroquine (
więcej...).
Hotele
Jest duży wybór miejsc noclegowych. Najtańsze hotele to zwykle parterowe drewniane chaty, z wydzielonymi w tylnej części pokojami wychodzącymi wprost na podwórze. Taki chlewek oferuje praktycznie tylko łóżko i kawałek przestrzeni. Gratis dostaje się karaluchy, plastikowy nocnik (chyba na śmieci) i czasem kota. Wody bieżącej w takich miejscach nie ma a łazienka to wystawiona na dziedzińcu bańka z wodą i kubek. Wychodek znajduje się zwykle na głębokich tyłach kompleksu hotelowego i jest to zagródka z dziurą w ziemi. W trochę lepszych miejscach jest elektryczność, murowane ściany i kranik z wodą. Standardem jest też możliwość konsumpcji
indżery, można też zamówić kawę, piwo lub colę. W wioskach i małych miasteczkach na szlaku innej alternatywy nie ma. W większych ośrodkach miejskich są hotele w kamienicach, nie odbiegające standardem od innych podobnych miejsc na świecie. Bez względu na klasę lokalu, pościel jest zawsze świeżo uprana.
Najtańsze hotele kosztują od 8 Birr, trochę lepsze zaczynają się od 20 Birr. Podane ceny są kosztami końcowymi, po targowaniu - bez targowania cena za nocleg może być nawet dwukrotnie wyższa. Wchodząc do środka trzeba uważać na małoletnich przewodników, którzy za przyprowadzenie gościa dostają 5 Birr z naszej kieszeni.
Jedzenie i zakupy
Etiopska kuchnia jest specyficzna. Podstawą każdego posiłku jest
indżera - cienki, ciemnoszary placek o średnicy 50 cm. Ujrzawszy go po raz pierwszy myślałem, że jest to wywrócony na zewnątrz świński pęcherz. Placek wyrabiany jest z mąki
tef (niska trawa uprawiana na polach wielu Etiopczyków). Ciasto wylewane jest na olbrzymią patelnię i po minucie
indżera jest gotowa. W smaku lekko kwaskowata, szybko namaka sosem zamieniając się w miękką papkę. Lokale serwujące
indżerę można łatwo poznać po wielkich, kolorowych tacach, wywieszonych na ścianie lub płocie.
Indżera nie wszystkim smakuje ale w niektórych miejscach nie ma alternatywy. Czasami dostępne jest
dabo - jasne pieczywo. Dodatki do
indżery to najczęściej
wat (sos),
doro (kurczak) lub
tibs (mięso). Bez względu jednak na to co to jest, smakuje tak samo (charakterystyczny pikantny smak). Konsumpcja następuje za pomocą rąk.
Kolejnym specjałem jest
kitfo - swoisty etiopski tatar - mocno przyprawione surowe mięso spożywane na ciepło. Dałem radę zaledwie kilku łyżkom.
Do picia jest cola, piwo (lepsze z beczki niż z butelki) i mineralna ale warto też spróbować miejscowych specjałów. Etiopski miód pitny -
też jest z pozoru łagodnym, lekko sfermentowanym napojem. Serwuje się go w pijalniach
teżu z ciekawych menzurek. Trochę pośledniejszej klasy trunkiem jest lokalne piwo,
tella. Jest to po prostu sfermentowana ciecz. Amatorzy mniej ortodoksyjnych używek ucieszą się z dostępności
czatu (
więcej...). Abstynenci zadowolą się doskonałymi miksowanymi sokami z bananów, kiwi i awokado.
Każde większe miasteczko posiada piekarnię, często połączoną z kafeterią. Takie miejsca serwują ciastka, pieczywo oraz doskonałą kawę. Etiopska kawa smakuje wybornie, ziarno pali się bezpośrednio przed spożyciem i zaparza w charakterystycznym czarnym dzbanku (
więcej...).
- Ceny. Trzeba być czujnym podczas kupowania czegokolwiek w sklepikach, zwłaszcza w miejscach turystycznych. Chytrzy sprzedawcy widząc turystę zawyżają ceny o kilka Birr (np. w Lalibeli za wodę 1.5l żądają 8 Birr). Zwykle udawało mi się nakłonić sprzedawcę do obniżenia ceny, w przeciwnym razie zmieniałem sklepik na inny.
Indżera z dodatkami - 6-8 Birr (tyle samo za makaron, spaghetti lub chleb); śniadanie (dwie bułki i herbata) - 2 Birr; kilogram bananów - 3.50 Birr; opiekana kukurydza przy drodze - 1 Birr; woda 1.5l - od 3 (Addis) do 5 Birr; cola - 3 Birr; małe piwo 0.33 - 2.75-3.00 Birr; duże piwo 0.5 - 3.50-5.00 Birr w zależności od klasy lokalu, kupując w sklepie dodatkowe 2 Birr kaucji za flaszkę; duże piwo z beczki - 1.50-2.00 Birr; flaszka też'u - 1 Birr; filiżanka kawy - 1 Birr; szklaneczka herbaty - 0.25 Birr; kufelek gęstego soku owocowego - 2.50 Birr; 1 kg niepalonej kawy - 10-13 Birr; drewniany pojemnik do tłuczenia kawy - 5 Birr; tradycyjny czarny dzbanek do kawy - 5 Birr; znaczek na kartkę do Polski - 2 Birr; pocztówka - 1 Birr.
Metema (granica z Sudanem)
Miasteczko przylega do granicy i jest większe od sudańskiego Gallabat o zaledwie kilka chat. Od razu widać różnice kulturowe - są reklamy piwa i prezerwatyw a kobiety nie muszą chodzić zakryte. Dostrzega się też różnicę w reakcji dzieci - tutaj widząc białego wołają "
You! You! You!", podczas gdy w Sudanie można było usłyszeć "
Mister!" i to sporadycznie.
Metema to kilka chat wzdłuż drogi - posterunek graniczny, sklepiki i knajpki. Sklepiki trudnią się również wymianą pieniędzy. Kurs jest kiepski - za jednego dolara sprzedawcy dają 7 Birr ale innego wyboru nie ma - po stronie sudańskiej pieniędzy nie wymieniają a najbliższy bank jest dopiero w Gondar. Można tutaj upłynnić również sudańskie dinary, za 3000 SD dostałem 35 Birr.
- Formalności. Kilka kroków od granicy, przechwycił mnie etiopski urzędnik po cywilu. Najpierw podeszliśmy kilka kroków do jednej z tubylczych chat, gdzie jak się okazało znajduje się posterunek celny. Tutaj pobieżnie przeszukano mi bagaż. Po drugiej stronie żwirowej drogi, w podobnej chacie otrzymuje się pieczątkę wjazdową. Całą procedurę graniczną pokonuje się bezpłatnie i szybko - z marszu.
- Komunikacja. Metema nie leży na żadnym z większych szlaków komunikacyjnych. Ruch jest znikomy i trzeba brać co jest. Miałem trochę szczęścia, gdyż szybko pojawił się jakiś autobus. Za 6 Birr dojechałem do Shehedi (czyt. szedi), jazda trwała około godziny.
Shehedi
(Tubylcy wymawiają jako "
szedi")
. Miasteczko niewiele większe od Matemy. Oprócz głównej drogi (która była nieprzejezdna ze względu na prace drogowe) jest kilka bocznych uliczek, są knajpki z piwem i hoteliki. Droga z Matemy jest bardzo dobrej jakości żwirówką, niedawno oddaną do użytku.
- Hotele. W przypadku ugrzęźnięcia na noc, jest kilka możliwości. Można wybierać pomiędzy tanimi pokoikami wychodzącymi na wspólne podwórze a trochę lepszym hotelem z normalnymi pokojami.
- Komunikacja. Nieobeznany z etiopskim rozkładem jazdy zignorowałem informacje o tym, że następny autobus będzie jutro i cierpliwie czekałem na jakiś transport. Po pięciu godzinach i kilku kawach postawionych przez gościnnych Etiopczyków wsiadłem do kabiny ciężarowego Isuzu. Za transport do Gondar zapłaciłem 50 Birr (mniej za miejsce na pace), jazda trwała 5 i pół godziny. Droga jest dobrej jakości żwirówką. Po kilku godzinach jazdy zaczyna się wspinaczka na Wyżynę Abisyńską, powietrze staje się chłodne i rześkie (byłem szczęśliwy, że nie muszę marznąć z tyłu na pace). Na poboczu można spotkać liczne wraki sudańskich ciężarówek.
Gondar
Nie spodziewałem się ujrzeć takiej Afryki. Jadąc z Sudanu, Gondar zaskakuje spokojem, asfaltowymi uliczkami, chłodnym klimatem i ludźmi oraz niemal europejską architekturą i zabytkami. Jest też sporo turystów.
Wyrzucony z auta w środek nocy złapałem taksówkę do hotelu, za kilometrowy odcinek zapłaciłem 10 Birr. W nocy i za dnia trzeba się opędzać od małoletnich przewodników, którzy skutecznie uprzykrzają życie. Z bezpieczeństwem jest jednak w porządku, nie czułem zagrożenia włócząc się samotnie po zmroku.
Centrum Gondar stanowi
Piazza - niewielki plac ze skrzyżowaniem pośrodku. W bezpośrednim sąsiedztwie
Piazza znajduje się poczta, hotele i knajpy. Największą atrakcją miasta jest znajdujący się obok centrum
kompleks pałacowy cesarza Fasilidasa, z XVII wieku. Bardziej przypomina to jednak dokonania architektoniczne Portugalczyków niż oryginalne afrykańskie dzieło. Wjazd kosztuje 50 Birr (za używanie kamery wideo dodatkowe 75 Birr). Bilet upoważnia również do zwiedzenia łaźni Fasilidasa, 2 km za miastem.
- Hotele. Miejsc noclegowych jest sporo, do wyboru są typowe etiopskie chlewki i trochę lepsze pokoje w kamienicach. Hotel Ethiopia jest bardzo popularny wśród turystów ze względu na rekomendację Lonely Planet, obszerny pokój z dwoma łóżkami kosztuje 25 Birr, obskurna łazienka z wanną znajduje się na korytarzu. Po drugiej stronie podobne warunki ale za 20 Birr oferuje Ras Bar Restaurant, miejsce nie jest oznakowane jako hotel więc trzeba popytać w barze. Najtańsze miejsca noclegowe (od 10 Birr) są w okolicach placu autobusowego a bliżej centrum - w uliczce na zachód od Piazza (w dół).
- Knajpy. Tuż obok Hotelu Ethiopia jest doskonała National Cafe, gdzie za zestaw bułek z kawą (świetne śniadanie) płaci się nie więcej niż 3 Birr. Po drugiej stronie ulicy są knajpki z tanimi posiłkami - indżera, makaron czy spaghetti kosztują tam około 5 Birr. Miejsc na wypicie piwa jest dużo, część jest naprzeciw Hotelu Ethiopia, inne są po północnej stronie Piazza. Najbardziej klimatycznym miejscem zdaje się być Bar Hilltop, niecały kilometr pod górę na północ od Piazza, na skrzyżowaniu. Dyżuruje tam stała grupka klientów a wieczorami robi się gwarno. Próżno jednak szukać wyluzowanej imprezy - Etiopczycy są ascetyczni nawet w piciu piwa, nie ma muzyki i tańców. Bliżej centrum fajna atmosfera (jak na Etiopię) panuje w lokalu obok Ras Bar Restaurant. Piwo wszędzie kosztuje mniej więcej tyle samo - 1.75-2.00 Birr za pół litra z beczki.
- Komunikacja. Wszystek transport odjeżdża między 6 a 7 rano. Bilety można kupić w dniu wyjazdu lub dzień wcześniej. Lepiej jednak kupić go zawczasu, unikając w ten sposób ciżby o poranku. Nie ma bezpośrednich połączeń do Aksum, najpierw należy dojechać do Shire (Inda Silase) skąd kontynuuje się jazdę następnego dnia (słyszałem jednak, że gdy autobus z Gondar przyjedzie wystarczająco wcześnie, można kontynuować do Aksum tego samego dnia). Bilet do Shire kosztuje 37 Birr (12 godzin jazdy). Pierwszy dłuższy przystanek jest w Debark, potem droga wije się przez jedne z piękniejszych scenicznie terenów górskich, mijając z prawej góry Simien. Warto tędy przejechać dla samych widoków.
Shire
(na mapach Inda Silase).
Niewielka mieścina na drodze z Gondar do Aksum. Właściwie jest to kilkaset metrów asfaltu (uwaga na krowie placki!), parę knajp, hotelików i sklepów. Zatrzymujące się po zmroku autobusy mają zwyczaj blokować umieszczony na dachu bagaż do rana - rzekomo ze względu na złodziei - więc szczoteczkę do zębów lepiej zapakować zawczasu do bagażu podręcznego.
- Hotele. Ze względu na tranzytowy charakter miasteczka, miejsc noclegowych jest dużo. Na tyłach placu autobusowego jest National Hotel, jedynki kosztują 20 Birr. Na drugim końcu miasta znalazłem niezłe pokoje w nieoznakowanym hotelu ukrytym za barem, lokalizację można poznać po neonie Pepsi i malunkach krów na ścianie frontowej. Czysty pokój bez łazienki kosztuje tylko 10 Birr. Naprzeciw, po drugiej stronie ulicy jest Paradise Hotel, kosztuje tyle samo ale ponoć jest gorszy. W bocznej uliczce, mniej więcej pośrodku miasteczka jest grupka hotelików, które prawdopodobnie po części są burdelami, wśród nich Tigray Hotel.
- Knajpy. Życie nocne kwitnie w bocznej uliczce, nieopodal hotelików z czerwonymi światłami. Najlepsze imprezy zdarzają się ponoć w hotelu Tigray ale na coś więcej niż kilku podrygujących Etiopczyków nie ma co liczyć. Piwo kosztuje 4 Birr.
- Komunikacja. Plac autobusowy otwierają o szóstej, wtedy dopiero można odebrać pozostawione na autobusie poprzedniego dnia plecaki. Wybór transportu do Aksum jest spory, oprócz normalnych autobusów są minbusy i terenowe Toyoty. Gdy odjadą pierwsze auta, zasada odjazdu zgodnie z rozkładem jazdy zostaje złamana i zarówno autobusy jak i minibusy odjadą dopiero po uzbieraniu kompletu pasażerów. Przy takiej samej cenie biletu (10 Birr) szybciej wypełniają się minibusy. Jazda do Aksum trwa dwie godziny, droga jest monotonna, na poboczu coraz częściej widać zniszczone czołgi, ciężarówki i inny sprzęt wojskowy.
Aksum
Podobnie jak Shire, Aksum to właściwie jedna ulica. Na widok białego turysty dosłownie każdy dzieciak wyciąga rękę -
Give me one birr! Give me one birr!. Przechodząc obok obojętnie można oberwać od brzdąca kamykiem w plecy.
Częstochowa Etiopii - Aksum, kryje w sobie wiele miejsc wiary i relikwi, w tym legendarną
Arkę Przymierza. Arka ukryta jest za murami kościoła
St Mary of Zion i nikt oprócz Strażnika Arki nie może na nią nawet spojrzeć. Bilet wstępu do kościoła, przyległego muzeum oraz poletka z obeliskami kosztuje 50 Birr (do kupienia w muzeum). Strzeliste
obeliski z inskrypcjami stoją bezpośrednio przy drodze (widać je doskonale nawet bez biletu) a na teren kościoła St Mary of Zion można wejść przez teren przyległego doń nowoczesnego kościoła, o bilety nikt nie pyta.
Idąc dalej na północ od obelisków, warto pokusić się o ciekawy scenicznie spacer do
Monastyru Pantaleon. Zaraz za rondem należy skręcić z asfaltu w żwirówkę i podejść kilkaset metrów do niewielkiego zbiornika wody, za zbiornikiem należy kontynuować główną drogą na północ (nie pomylić z mniejszą dróżką skręcającą za zbiornikiem w prawo). Dalej droga jest już oczywista. Po 20 minutach marszu dochodzi się do wyglądającego na wielki blaszany barak
Pałacu Króla Kaleba. Pałac jest ukryty pod dachem i aby go zobaczyć trzeba mieć bilet kupiony w muzeum w Aksum. Kontynuując dalej na wschód, po kolejnych 20 minutach dochodzi się do monastyru, widać go już z daleka. Mnisi inkasują 20 Birr za bilet (na koniec będą jeszcze żądali napiwku), pokazują stare manuskrypty, krzyże i oprowadzają po budynku. Jak się trafi na odpowiednią porę, poczęstują na odchodne
indżerą i pitym z zardzewiałej puszki lokalnym piwem
tella. Jako, że monastyr położony jest na szczycie góry, jest to doskonałe miejsce na rozejrzenie się po okolicy. Powrót do Aksum na skróty zajmuje 10 minut.
Jedyny chyba bank - Commercial Bank of Ethiopia otwierają dopiero o 13:00. Wymiana gotówki trwa tylko 10 minut.
- Hotele. Zatrzymałem się w Africa Hotel, mniej więcej po środku miasteczka. Czysty, surowy pokój kosztuje 25 Birr, dwa razy tyle za pokój z łazienką i ciepłą wodą.
- Knajpy. Na parterze Hotelu Afrca jest niezła restauracja i bar. Piwo kosztuje 4 Birr, posiłek od 5 Birr. W barowym telewizorze można złapać CNN.
- Internet. Dostęp do sieci jest w Telecommunications Office - 2 Birr za minutę.
- Komunikacja. Jak wszędzie, transport odjeżdża o szóstej rano, potem ruch zamiera. Do Addis lub Lalibeli jedzie się trzy dni z noclegami w Mekele i Weldiya. Autobus do Mekele kosztuje 28 Birr, 8 godzin jazdy. Pierwszy przystanek w Adigrat jest zarazem przerwą na śniadanie, przerwy na obiad nie było. Droga ciekawa jest tylko na odcinku Aksum - Adigrat, zwłaszcza z lewej strony. Od Adigrat do Mekele jest asfalt.
Mekele
Kolejny nieplanowany przystanek okazał się być przyjemnym oddechem po walce z nieletnimi przewodnikami i ciągłym "
give me one beer". Mekele to sympatyczne miasteczko z względnie czystymi uliczkami i bardzo przyjaznymi mieszkańcami.
- Hotele. Wychodząc z placu autobusowego w lewo a następnie skręcając w pierwszą uliczkę znów w lewo (za tabliczką "Hotel"), trafiamy na Hotel Salam. Nazwa "Salam" napisana jest tylko po aramejsku ale znak przy drodze jest jednoznaczny. Jedynka bez łazienki kosztuje 15 Birr, na dole jest knajpa z piwem, indżerą i telewizorem. W pokoju są karaluchy a łazienka to brudny 'narciarz', beczka z wodą i blaszana puszka.
- Internet. Miejsc z dostępem do sieci jest kilka, gorzej jest z jakością. Próbowałem trzech miejsc ale w żadnym z nich prędkość połączenia nie była wystarczający by wyświetlić choć jedną stronę. Dwie kafejki są obok Telecommunications Office (mały maszt), minuta połączenia kosztuje tutaj 1 Birr. Najtaniej jest w kafejce obok szkoły - 0.75 Birr.
- Komunikacja. Kierowcy autobusów zatrzymują się na noc w hotelu Salam. Nawiązane kontakty pomogą w prześlizgnięciu się przez bramę placu autobusowego i zajęciu dobrego miejsca w autobusie. Podróż do Lalibeli bądź Addis trwa dwa dni. Jadąc do Addis autobus zatrzymuje się na noc w Dessie a do Lalibeli w Weldiya. W obu przypadkach autobusy odjeżdżają o 6:30. Bilet do Weldiya kosztuje 30 Birr, czas jazdy - 9 godzin.. Droga nie jest już tak ciekawa jak na północy.
Weldiya
Jedno z tych miejsc, które chce się jak najszybciej przejechać nie patrząc za siebie.
Dwie ulice, kilka hoteli i plac autobusowy. Obok miejscowych przewodników samozwańców pojawiają się pierwsi oferujący pomoc w poruszaniu się po Lalibeli. Są bardzo nachalni, nie znają słowa "nie" i będą towarzyszyć w autobusie do samej Lalibeli.
W lokalnej telekomunikacji próbowałem nawiązać połączenie z Polską, bez sukcesu.
- Hotele. Naprzeciw placu autobusowego jest kilka tanich hotelików po 15 Birr, wszystkie wyglądają podobnie. Zatrzymałem się w Hotelu John, pokoje są czyste i duże ale wychodek to wyjątek z horroru.
- Knajpy. Nie ma dużego wyboru, piwo zdaje się że jest tylko w hotelowych barach. Wszędzie panuje jednak morowa atmosfera, wieczorem jest zimno a więc klimat do spędzenia wieczoru w barze i tak jest kiepski. Na placu autobusowym, w charakterystycznym okrągłym budynku mieści się sympatycznie wyglądający bar, nie mają tam wprawdzie piwa ale śniadania są świetne i tanie - czaj, bułka i czapati kosztuje zaledwie 1.20 Birr. Przeszkadza tylko wrażenie, że biały turysta jest doskonałym tematem do drwin i uśmiechów.
- Komunikacja. Autobusy jadące tranzytem wyrzucają pasażerów na piazza, czyli na skrzyżowaniu. Do placu autobusowego i tanich hotelików trzeba podejść kilkaset metrów drogą w dół.
Dobrą informacją jest to, że autobus do Lalibeli odjeżdża dopiero o 10 rano, można więc się wyspać. Bilet kosztuje 25 Birr. Koszmarnie wolny autobus jedzie prawie 9 godzin. Konkurencyjne samochody terenowe odjeżdżają gdy uzbierają komplet pasażerów, są dwa razy szybsze ale kosztują aż 40 Birr. Asfalt kończy się zaraz za miasteczkiem. Po zjeździe z głównej drogi do Bahar Dar, droga zjeżdża w dół w dolinę następnie wspina się do Lalibeli, widoki są przednie.
Lalibela
Lonely Planet ostrzega przed hordami przewodników, naciągaczy i żebraków, którzy atakują turystę zaraz po wyjściu z autobusu. W istocie, jest się otoczonym przez kilkunastu wszelkiej maści pomocników ale generalnie sytuacja nie jest taka zła.
Problemem może być na początku zorientowanie się w gmatwaninie wąskich uliczek. Pomocni okazują się przewodnicy, którzy za darmo wskażą poszukiwany hotel, licząc na wykupienie u nich usługi przewodnika nazajutrz. Przewodników jest więcej niż turystów, więc łatwo jest zbić cenę. Za cały dzień opieki zapłaciłem 15 Birr i sądzę, że nie jest to dolna granica negocjacji. Po kilku godzinach zrezygnowałem jednak z przewodnika na rzecz samodzielnego poznawania okolicy.
Niedaleko od centrum, drogą w dół, znajduje się ciekawy bazar, gdzie okoliczni rolnicy sprzedają miód i inne produkty rolne. Nad ranem bazar jest niemrawy, rozkwita dopiero około 11.
Główną atrakcją Lalibeli są
wykute w skale kościoły. Jest ich 11, wszystkie zostały wykute w XI-XII wieku wprost w skalnym podłożu. To co czyni je unikatowymi to fakt, że nie jest to wykucie fasady i wnętrza w zboczu góry tylko wejście dłutem w głąb poziomu granitu. W skrócie mówiąc, każdy monolit kościoła stoi w dołku. Bilet do wszystkich 11 świątyń kosztuje 100 Birr i jest ważny przez cały dzień, na odwrocie wpisywany jest numer paszportu. Za używanie kamery wideo płaci się ekstra. Kościoły otwarte są w godzinach 8-12 i 14-17. Nie ma możliwości kupna tańszego biletu na np. 3 świątynie. Ponieważ nadal funkcjonują one jako świątynie, czasami są zamykane z powodu pogrzebu bądź uroczystego obrządku w innym miejscu - opiekun wychodząc zamyka kościół na kłódkę. Najbardziej okazale przedstawia się pocztówkowy
kościół Św. Jerzego.
Równie atrakcyjny jest treking do monasteru
Asheton Maryam. Znalezienie właściwej ścieżki jest kłopotliwe, gdyż każda napotkana osoba za udzielenie informacji żąda pieniędzy. Szlak zaczyna się 100 metrów od restauracji Lal (droga na lewo od restauracji), w odpowiednim miejscu należy skręcić w prawo między chaty, potem przez jakiś czas ścieżka wiedzie wzdłuż stalowej rury wodociągowej. Końcowy odcinek marszu to ostra wspinaczka pod górę i wspaniałe widoki na okolicę. Bilety do monastyru (20 Birr) kupuje się około kilometra przed celem wędrówki u chłopaka pilnującego ścieżki. Z Lalibeli do biletera idzie się niecałe dwie godziny, stamtąd do monastyru zostaje pół godziny. Powrót do Lalibeli trwa tylko 45 minut. W sumie razem ze zwiedzaniem na wycieczkę trzeba przeznaczyć 4 godziny.
- Hotele. Zatrzymałem się w Roha Hotel, po krótkich targach za jedynkę bez łazienki zapłaciłem 25 Birr. Pokój jest czysty, łazienka znajduje się na korytarzu - ciepła woda na żądanie, w wiadrze. Wszystkie pokoje wychodzą na niewielki, zacieniony dziedziniec - okazja do spotkań z innymi podróżnikami.
- Knajpy. Posiłek i piwo można skonsumować w hotelu ale ciekawiej jest wyjść na miasto. W okolicy budki z biletami do kompleksu kościołów jest kilka piekarni, gdzie parę bułek (mrówki gratis) z herbatą kosztuje 1 Birr. Smacznie, tanio i fajnie jest też w restauracji Blue Lal, na dania inne niż indżera (8 Birr) trzeba jednak długo czekać.
- Komunikacja. Nie ma bezpośredniego połączenia z Addis i Bahar Dar. Do Bahar Dar jedzie się dwa dni z przesiadką na skrzyżowaniu w Gashena i noclegiem w Nefas Mechwa. Nie można kupić biletu zawczasu, więc zgodnie z radą miejscowych, na skrzyżowaniu skąd odjeżdżają autobusy byłem o 5:30 nad ranem. Autobus był już pełny, żeby zająć dobre miejsce trzeba przyjść parę godzin wcześniej. Bilet do Gashena kosztuje tyle samo co do Weldiya, czyli 40 Birr, czas jazdy - trochę ponad dwie godziny. Ze skrzyżowania w Gashena (wioska to zaledwie kilka chat i indżera-barów) trudno złapać cokolwiek jadącego w stronę Bahar Dar. Kierowcy ciężarówek niechętnie podchodzą do pomysłu zabrania na pokład białego pasażera a właściciele pikapów za przejazd żądają średnio 100 Birr (zaletą tego rozwiązania jest przejazd do Bahar Dar w przeciągu jednego dnia, bez noclegu w Nefas Mechwa). Czas na łut szczęścia mamy do 13:00, wtedy przejeżdża autobus jadący z Weldiya. Bilet do Bahar Dar kosztuje 30 Birr, czas jazdy do przystanku na nocleg w Nefas Mechwa - 2 godziny.
Nefas Mechwa
Miasteczko położone jest na wysokości ponad 3000 metrów, stąd przenikliwy chłód w dzień i w nocy. Właściwie jest to bardziej wioska niż miasto. Spacerując po okolicy, białe twarze wywołują duże zaciekawienie (
więcej...). Obok placu autobusowego jest salon gier, czyli dwa krzywe stoły do tenisa stołowego i jeden do piłkarzyków. Gra z miejscowymi czempionami przyciągnęła uwagę połowy mieszkańców wioski, którzy szczelnie otoczyli stół grubym murem. Z pojedynku Polska - Etiopia wyszedłem obronną ręką.
- Hotele. W miasteczku nie ma dużego wyboru, wszystkie miejsca wyglądają na standardowe etiopskie chlewki. Dokładnie naprzeciw wyjścia z placu autobusowego znajduje się sympatyczny hotelik, prowadzony przez równie sympatyczną właścicielkę. Noc kosztuje 12 Birr.
- Knajpy. Polecam opisany wyżej hotelik, jest piwo, herbata i indżera. Specjałem lokalu jest pyszne spaghetti z panierowanym w jajku kozim mięsem, trudna do pokonania porcja kosztuje 8 Birr, kawa gratis.
- Komunikacja. Autobus do Bahar Dar odjeżdża o 6 rano i jedzie 6 godzin.
Bahar Dar
(pisane również jako Bahir Dar). Spore miasto nad Jeziorem Tana, wielkością i infrastrukturą przypominające nieco Gondar. Bahar Dar jest miejscem, gdzie Nil Błękitny wypływa z Jeziora, jest też bazą wypadową do licznych klasztorów na wyspach. Dobry dostęp do jeziora jest z kempingu hotelu Ghion, na którym zwykły zatrzymywać się trans afrykańskie ciężarówki (
więcej...). Transport na wyspy jest drogi, oficjalnie 136 Birr za osobę za jedną godzinę, dużo mniej można wynegocjować z nielegalnymi przewoźnikami. Bezpłatną mapkę Bahar Dar można otrzymać w informacji turystycznej.
Mapka pokazuje również drogę do byłego pałacu cesarza Hajle Sellasje, dostęp nie jest skomplikowany, za mostem na Nilu Błękitnym (z mostu nie wolno robić zdjęć) należy skręcić w pierwszą drogę w prawo, druga wskazówka to fakt, że cesarzowi najwygodniej jechało się asfaltem (obecnie przeszkodą jest budowa monumentalnego memoriału, trzeba go okrążyć). Pałac jest zamknięty na kłódkę ale po drodze można zaobserwować brykające małpy a ze wzgórza widać doskonałą panoramę Bahar Dar, wypływający z Jeziora Tana Nil Błękitny oraz pluskające się w nim hipopotamy (najżwawiej brykają po południu). Obok pałacu przechwycił mnie przewodnik, jedyne słowa jakie wypowiedział to "
beautiful" i "
five Birr". Cała wyprawa na piechotę trwa 5 godzin w dwie strony wraz z przerwą na
też (miód pitny).
- Hotele. Za radą człowieka oferującego wycieczki łódką do klasztorów, wstąpiłem do Pension Tana, nad Tana Pastry & Restaurant. Pokoje są czyste, duże i mają nawet lilipucie balkony. Łazienka z ciepłą wodą (na drugim piętrze, na trzecim była tylko zimna) jest na korytarzu. Cena za noc wynosi 20 Birr. Tańsze miejsca noclegowe odkryłem bliżej dworca autobusowego, przy bocznej uliczce, równoległej do tej, przy której znajduje się Pension Tana.
- Internet. Kilka kafejek rozsianych jest przy głównej drodze wzdłuż jeziora. Wszystkie pobierają za minutę połączenia tyle samo - 0.75 Birr. Najszybszy transfer oferuje kafejka najbardziej wysunięta na wschód z grupy trzech, tuż za rondem w centrum.
- Knajpy. Naprzeciw wyjścia z placu autobusowego jest świetna ciastkarnia - Galaxy Pastry, otwierają przed 6 rano, słodkie śniadanie nie powinno kosztować więcej niż 2 Birr. Popularnym miejscem na kolację jest Tana Pastry & Restaurant (pod hotelem), wieczorem mogą być problemy z miejscami. Jest piwo z beczki za 1.60 Birr i duży wybór dań po standardowo niskich cenach (polecam ognistego kurczaka w sosie doro wat - 8 Birr, gulasz rybny - 8 Birr i wszystkie zupy - 4 Birr).
- Komunikacja. Autobusy do Tis Abay (obok wodospadu na Nilu Błękitnym), odjeżdżają przez cały dzień - 3.90 Birr, godzina jazdy wyboistą żwirówką. Transport do Addis odjeżdża jak zwykle o 6 rano, jedzie się dwa dni z przerwą obiadową w Debre Markos i noclegiem w Dejen. Choć bileterzy krążący na placu mogą twierdzić inaczej, bilety można kupić w przeddzień w budynku dworca autobusowego. Cena za przejazd do Addis wynosi 57.70 Birr, z Bahar Dar do Dejen jedzie się 10 godzin.
Tis Abay
"
You!, You!, You! Give me one birr!". Duży strumień turystów odwiedzających słynny wodospad zepsuł trochę tą przyjemną skądinąd osadę. Większość turystów przyjeżdża zobaczyć wodospad, wracając na noc do Bahar Dar.
Przy końcu drogi z Bahar Dar po lewej stronie jest budka informacji turystycznej, gdzie kupuje się bilety do wodospadów (15 Birr) i dostaje darmową mapkę (zabrałem ostatnią). Zaraz po wyjściu przykleja się kilku przewodników, którzy będą deptać po piętach przez całą drogę. Szlak do wodospadu nie jest skomplikowany, darmowa mapka w zupełności wystarcza więc przewodnik jest zbędny. Niestety nie pomagają nawet ostre słowa i na koniec chytrus wyciągnie rękę po zapłatę.
Po kilkuset metrach wzdłuż drogi należy przejść przez kanał doprowadzający wodę do elektrowni, zejście na ścieżkę do wodospadu znajduje się zaraz za końcem siatki ogrodzeniowej z lewej strony, dalej należy kierować się mniej więcej wzdłuż rzeki, pod prąd. 50 metrowy wodospad jest imponujący ale smuci trochę fakt, że połowę wody zabiera elektrownia i impet jest mniejszy niż kiedyś. Najlepsze widoki są przed południem, słońce znajduje się wtedy za plecami obserwatora a przed nim - tęcza. Do Tis Abay można wrócić tą samą drogą lub kontynuować dalej - przekroczyć małą rzeczkę (nie ma mostka, trzeba zdjąć buty) i wzdłuż Nilu dojść do przeprawy (10 Birr motorówką, taniej łodzią papirusową). Po drodze warto zejść pod sam próg wodospadu na darmowy prysznic.
- Hotele. Kila nieoznakowanych hotelików jest wzdłuż głównej drogi. Za swój zapłaciłem 15 Birr, jeden z najgorzej zapuszczonych chlewków jakie widziałem. Dostałem najlepszy pokój, w którym sypia właściciel ale od pozostałych różnił się tylko moskitierą i kotem (bestia przemykała do środka dziurą w drzwiach).
- Knajpy. Lokali innych niż indżera-bary nie ma. Piwko mają w kantynie na terenie elektrowni ale wpuszczają tylko po znajomości.
- Komunikacja. Pierwszy autobus do Bahar Dar odjeżdża o 6:30, 3.90 Birr, godzina jazdy.
Dejen
Nieoczekiwane przystanki w Etiopii dostarczają nie mniej przyjemności i niespodzianek niż miejsca masowo odwiedzane przez turystów. Podobnie jest z Dejen, miasteczko (właściwie jest to jedna ulica) leży na skraju głębokiego kanionu Nilu Błękitnego. Doskonały widok ze skraju kanionu jest z niewielkiego wzniesienia po południowej stronie miasteczka, z lewej strony drogi. Teren wydaje się być wart kilkudniowej eksploracji.
- Hotele. Autobus z Bahar Dar zatrzymuje się na terenie jednego z kilku hotelików. W moim przypadku był to Tizale Dejen Hotel. Czyste pokoje z drzwiami wychodzącymi na dziedziniec kosztują 24 Birr, łazienka na zewnątrz, tuzin prezerwatyw gratis. Większą część dziedzińca zajmuje dwupiętrowy budynek, w którym są pokoje wyższej kategorii oraz restauracja.
- Knajpy. Jedyne lokale należą do miejscowych hoteli. Restauracja hotelu Tizale Dejen jest niezła, choć obsługa jest wolna i kosztuje dodatkowo 10% kwoty rachunku. Sklepik tuż obok hotelu zaopatrzony jest w butelkowaną wodę.
- Komunikacja. Odjazd autobusu do Addis jest o 6 rano, auto stoi zaraz za drzwiami hotelu, więc nie trzeba wcześnie wstawać :-) Jazda trwa 7 godzin z przerwą na śniadanie. Droga przez kanion Nilu Błękitnego jest bardzo widowiskowa. Żwirówka zamienia się w asfalt na 100 km przed Addis, Chińczycy budują ją dalej i jak tak dalej pójdzie, w Etiopii będą drogi lepsze niż w Polsce.
Addis Abeba
Nie lubię tego miasta, może przez kieszonkowców a może przez to, że miastu brakuje charakteru. Jest to właściwie przerośnięte miasteczko z infrastrukturą i wadami dużej aglomeracji ale bez duszy.
Po Addis włóczyłem się w towarzystwie pary Australijczyków, trzykrotnie napadli nas kieszonkowcy, dwa razy na Merkato, raz w okolicach stadionu (
więcej...). Nie udało im się jednak nic ukraść.
Tanie hotele i restauracje rozsiane są wokół placu De Gaulle w dzielnicy Piazza. Obecnie plac ogrodzony jest płotem - ma tu stanąć 50-cio piętrowy wieżowiec. Na południowym krańcu Piazza stoi 12 piętrowy budynek miejski, chciałem wejść na dach ogarnąć panoramę okolicy. Nie było to łatwe ale się udało (
więcej...), do budynku nie wolno wnosić sprzetu fotograficznego.
W Addis znajduje się jeden z największych afrykańskich bazarów -
Merkato, nie jest to jednak wielki cud, mniejsze targowiska, np. w Lalibeli bądź w Bahar Dar wydają się być dużo ciekawsze.
Kramy za pamiątkami znajdują się w północnym końcu Churchill Rd. Kilka cen wywoławczych: bębenek 6 Birr, zdobny pojemnik na wodę z kalabasza 15 Birr, skórzany pojemnik na kanapki 26 Birr, paciorkowy naszyjnik 10 Birr. Ostateczne ceny są od 20 do 50 % mniejsze.
Warta rzucenia nań okiem jest siedziba Organizacji Jedności Afrykańskiej -
Africa Hall, na trawnikach gmachu reprezentującego Kontynent śpią bezdomni. Trzy kilometry dalej na północ, wzdłuż Menelik II Ave, położone jest
Muzeum Narodowe. Skromne zbiory pokazują trochę etiopskiej sztuki, żniwa wykopalisk antropologicznych oraz sprzęty użytkowe sprzed wieków (część z nich można zobaczyć ciągle w użyciu na prowincji). Bilet kosztuje 10 Birr, aparat trzeba zostawić w przechowalni.
- Hotele. Sprawdziłem kilka miejsc w bezpośrednim sąsiedztwie Piazza. Najpierw wstąpiłem do Wutma Hotel (naprzeciw hotelu Baro), pokój dwuosobowy z łazienką i ciepłą wodą kosztuje 57 Birr. Następnie poszedłem szukać tanich łóżek w polecanym przez Lonely Planet National Hotel, ale i tutaj cena za pokój była wysoka - 40 Birr. W końcu zostałem w Park Hotel, w pierwszej przecznicy na wschód od hotelu Baro, tutaj za pokój bez łazienki w cichym otoczeniu zapłaciłem 25 Birr.
- Internet. Kafejek jest sporo ale zwykle są to jednostanowiskowe pokoiki z ultrawolnym połączeniem modemowym po 0.50 Birr za minutę. Szkoda na nie czasu, lepiej poszukać kafejki z prawdziwego zdarzenia. Taka znajduje się nieopodal Muzeum Narodowego - na rogu pierwszej dużej ulicy wracając w stronę Piazza. 0.40 Birr za minutę.
- Knajpy. Cukierni i tanich restauracji jest w bród, słodka uczta nie powinna kosztować więcej niż 7 Birr. Wieczorami ciekawy tłumek "dziewcząt" zbiera się w barze National Hotel (piwo z beczki 1.50 Birr). Pod tym samym dachem znajduje się bardzo popularna restauracja; jest kitfo i kilka innych oryginalnych dań za nie więcej niż 12 Birr. Oprócz indżery można wybierać w kebabach (obok hotelu National, 3 Birr), hamburgerach i pizzy (od 10 Birr). Dobra restauracja jest w hotelu Wutma, polecam zwłaszcza smażonego kozła za 12 Birr, piwo jest tutaj trochę drogie - 5 Birr.
- Komunikacja. Jadąc skądkolwiek do Addis warto oszczędzić sobie wizytę na Merkato na później i wysiąść gdzieś w okolicach Piazza, skąd jest już blisko do hoteli.
Dworzec autobusowy otwierają o 5:30, dopiero wtedy można kupić bilety do Moyale. Taksówka z Piazza na dworzec autobusowy o 5 nad ranem kosztuje 20 Birr. Bramę dworca otwierają o 5:30. Bilet na autobus do Moyale kosztuje 70.90 Birr, jazda trwa dwa dni z noclegiem w Dila. Autobus jedzie 7 godzin, z przerwą na śniadanie. Droga z Addis do Moyale jest dobrej jakości asfaltem. Okolice zaraz za Addis są suche, przed Dila krajobraz zmienia się na soczyste, zielone wzgórza, niczym jak w Ugandzie.
Dila
Kilkakrotnie podróżując po Etiopii przestrzegano mnie przed złodziejami w Dila. Przestrogi okazały się przesadzone. W miasteczku panuje luźna atmosfera, być może po zmroku jest gorzej ale w tym czasie poza hotelową knajpą nie ma nic ciekawego.
W centrum jest interesujący bazar, zwłaszcza w sekcji z przyprawami i produktami rolnymi. Po południu ludzi jest już jednak mało.
- Hotele. Jako że miasteczko jest popularnym przystankiem w drodze z/do Addis, hoteli jest w bród. Bardzo blisko placu autobusowego znajduje się Zeleke Hotel. Czysty pokój bez łazienki kosztuje 15, z łazienką 25 Birr.
- Knajpy. Piwo w hotelowej restauracji kosztuje 3 Birr. Suta kolacja z przystawkami, piwem i winem nie powinna kosztować więcej niż 15 Birr.
- Komunikacja. Obsługa autobusu kazała stawić się na placu o 5 rano. Ponieważ był jeszcze jeden autobus do Moyale a część pasażerów z Addis skończyła podróż właśnie tutaj, wywiązała się sprzeczka o to, który z dwóch autobusów pojedzie. Waśń trwała dwie godziny, po których musiałem przesiąść się do innego auto niż te, którym przyjechałem z Addis, tracąc dobre miejsca. Przy okazji kilku oszustów próbowało pobrać dodatkowe opłaty, co nie przeszkadzało im później uśmiechać się do mnie w autobusie. Jazda do Moyale trwa 8 godzin z przerwą na śniadanie. W drodze na południe krajobraz stopniowo zamienia się w sawannę przetykaną gęsto termitierami.
Z Moyale do Kenii
Autobus z Dila zatrzymuje się na placu 800 metrów od granicy. Po drodze, warto skorzystać z ofert
moneychangers, gdyż po stronie kenijskiej ich nie ma a bank otwierają o 9 rano (o tej samej godzinie wyrusza konwój). Za jednego dolara da się wytargować 76 kenijskich szylingów; za jednego Birra 6.50 szylinga.
Procedura graniczna jest prosta. Najpierw w kremowym budynku po lewej stronie drogi należy wypełnić formularz i uzyskać stempel etiopski, potem przejść na drugą stronę i poddać się kontroli celnej ("Do you have some antiques?", "No", "You go, visit Ethiopia again."). Sto metrów dalej, za mostem, zaczyna się Kenia.