Kair-Nairobi Overland 2002

Informacje praktyczne

Wstęp
Język
Wizy
Pieniądze
Komunikacja
Zagrożenia
Hotele
Jedzenie i zakupy

Trasa

Metema
Shehedi
Gondar
Shire
Aksum
Mekele
Weldiya
Lalibela
Nefas Mechwa
Bahar Dar
Tis Abay
Dejen
Addis Abeba
Dila
Z Moyale do Kenii

Wstęp

Informacje pochodzą z listopada roku 2002. O tej porze roku dzień zaczyna się o 6:15, ciemno robi się o godzinie 18:15.

Język

skrypt Ge'ez Z angielskim nie ma problemu, włada nim znaczny odsetek populacji Etiopczyków. Nie ma jednak jednego języka, który rozumiałby każdy obywatel Etiopii. Język południowców Oromo jest niezrozumiały zarówno dla Tigray z północy jak i Amhara z centrum. Dwie ostatnie grupy etniczne używają w piśmie skryptu Ge'ez, składającego się z 231 niezrozumiałych "robaczków".

Wizy

Od stycznia 2001 roku, obywatele Polski otrzymują wizy na lotnisku w Addis, koszt 50 USD. Na granicach lądowych uprzednio uzyskana wiza jest niezbędna. Swoją uzyskałem w Sudanie, w Chartum (wiecej...).

Pieniądze

One Birr Etiopski środek płatniczy to Birr, dzielony na 100 centów. Najlepszy kurs jest w bankach, około 8.56 Birr za dolara. Wymiana w bankach obciążona jest niewielką opłatą (commission), dla 100 USD wynosi ona 1.80 Birr. Tam gdzie banków nie ma (np. na granicach lądowych) zastępują je handlarze w sklepikach. Kurs czarnorynkowy jest gorszy od bankowego, około 7 Birr za dolara.

Komunikacja

Pomimo względnie krótkich odległości na mapie, podróż autobusem z jednego miejsca w drugie zajmuje 2-3 dni. Etiopski system komunikacji autobusowej jest zaskakujący. Autobusy odjeżdżają bowiem nie po nazbieraniu kompletu pasażerów a według ustalonego rozkładu jazdy. Aby nie komplikować sprawy rozkład jest prosty: cały transport odjeżdża bowiem między 6 a 7 rano. Spóźniony podróżny ma marne szanse by znaleźć cos po tym czasie co oznacza pobudki najpóźniej o 5 nad ranem (wiecej...).
Niekiedy, na krótsze dystanse kursują minibusy. W przeciwieństwie do większych braci, odjeżdżają gdy uzbierają komplet a kosztują zwykle tyle samo.
Najlepsze miejsca w autobusie znajdują się na samym przedzie, obok kierowcy. Jest tutaj dużo miejsca na nogi, obok można położyć plecak i swobodnie otwierać okno. Etiopczycy wierzą w zgubny wpływ wpadającego przez okno wiatru i podczas jazdy, nawet podczas największych upałów, wszystkie szczelnie zamykają (wiecej...).
Aby zająć najlepsze miejsce należy stawić się przed otwarciem dworca autobusowego (czyli około 5:30) i wybłagać strażnika, by wpuścił nas przed oficjalnym otwarciem bramy. Zwykle to skutkuje, choć czasami wymaga znalezienia sposobu dotarcia do człowieka z pałką. Na biletach zapisane są numery miejsc ale nikt ich nie respektuje. Za wniesienie i umocowanie plecaka na dach pomocnicy żądają opłaty, czasem aż 10 Birr, nic nie stoi na przeszkodzie, by zrobić to samemu za darmo. Bilety należy kupować wyłącznie u biletera.

Zagrożenia

W Etiopii zadziwia ilość swobodnie dostępnej broni. Widok chłopa z kałasznikowem na plecach nie jest niczym nadzwyczajnym, dużo jest też strzelb i innych zabytkowych fuzji. Pomimo to, z aktami agresji się nie spotkałem. Broń używana jest za to w konfliktach o ziemię na wschodzie kraju, pomiędzy koczowniczymi społecznościami Afar a ludnością osiadłą, te tereny są jednak rzadko odwiedzane przez turystów.
Poza utartym szlakiem, w bocznych ścieżkach, można się natknąć na węże. Miejscowi twierdzą, że węże wyżynne nie są jadowite, natomiast te występujące na niżej położonych terenach, np. w Dila lub Moyale są niebezpieczne, zwłaszcza tzw. "black snake". Bardziej niebezpiecznym zwierzęciem może się okazać komar - choć na dużych obszarach Etiopii zagrożenia malarią nie ma, poniżej 2000 m npm. (np. w Bahar Dar) występuje malaria odporna na chloroquine (więcej...).

Hotele

Jest duży wybór miejsc noclegowych. Najtańsze hotele to zwykle parterowe drewniane chaty, z wydzielonymi w tylnej części pokojami wychodzącymi wprost na podwórze. Taki chlewek oferuje praktycznie tylko łóżko i kawałek przestrzeni. Gratis dostaje się karaluchy, plastikowy nocnik (chyba na śmieci) i czasem kota. Wody bieżącej w takich miejscach nie ma a łazienka to wystawiona na dziedzińcu bańka z wodą i kubek. Wychodek znajduje się zwykle na głębokich tyłach kompleksu hotelowego i jest to zagródka z dziurą w ziemi. W trochę lepszych miejscach jest elektryczność, murowane ściany i kranik z wodą. Standardem jest też możliwość konsumpcji indżery, można też zamówić kawę, piwo lub colę. W wioskach i małych miasteczkach na szlaku innej alternatywy nie ma. W większych ośrodkach miejskich są hotele w kamienicach, nie odbiegające standardem od innych podobnych miejsc na świecie. Bez względu na klasę lokalu, pościel jest zawsze świeżo uprana.
Najtańsze hotele kosztują od 8 Birr, trochę lepsze zaczynają się od 20 Birr. Podane ceny są kosztami końcowymi, po targowaniu - bez targowania cena za nocleg może być nawet dwukrotnie wyższa. Wchodząc do środka trzeba uważać na małoletnich przewodników, którzy za przyprowadzenie gościa dostają 5 Birr z naszej kieszeni.

Jedzenie i zakupy

Bedele Beer Etiopska kuchnia jest specyficzna. Podstawą każdego posiłku jest indżera - cienki, ciemnoszary placek o średnicy 50 cm. Ujrzawszy go po raz pierwszy myślałem, że jest to wywrócony na zewnątrz świński pęcherz. Placek wyrabiany jest z mąki tef (niska trawa uprawiana na polach wielu Etiopczyków). Ciasto wylewane jest na olbrzymią patelnię i po minucie indżera jest gotowa. W smaku lekko kwaskowata, szybko namaka sosem zamieniając się w miękką papkę. Lokale serwujące indżerę można łatwo poznać po wielkich, kolorowych tacach, wywieszonych na ścianie lub płocie.
Indżera nie wszystkim smakuje ale w niektórych miejscach nie ma alternatywy. Czasami dostępne jest dabo - jasne pieczywo. Dodatki do indżery to najczęściej wat (sos), doro (kurczak) lub tibs (mięso). Bez względu jednak na to co to jest, smakuje tak samo (charakterystyczny pikantny smak). Konsumpcja następuje za pomocą rąk.
Kolejnym specjałem jest kitfo - swoisty etiopski tatar - mocno przyprawione surowe mięso spożywane na ciepło. Dałem radę zaledwie kilku łyżkom.
Do picia jest cola, piwo (lepsze z beczki niż z butelki) i mineralna ale warto też spróbować miejscowych specjałów. Etiopski miód pitny - też jest z pozoru łagodnym, lekko sfermentowanym napojem. Serwuje się go w pijalniach teżu z ciekawych menzurek. Trochę pośledniejszej klasy trunkiem jest lokalne piwo, tella. Jest to po prostu sfermentowana ciecz. Amatorzy mniej ortodoksyjnych używek ucieszą się z dostępności czatu (więcej...). Abstynenci zadowolą się doskonałymi miksowanymi sokami z bananów, kiwi i awokado.
Każde większe miasteczko posiada piekarnię, często połączoną z kafeterią. Takie miejsca serwują ciastka, pieczywo oraz doskonałą kawę. Etiopska kawa smakuje wybornie, ziarno pali się bezpośrednio przed spożyciem i zaparza w charakterystycznym czarnym dzbanku (więcej...).

Metema (granica z Sudanem)

Miasteczko przylega do granicy i jest większe od sudańskiego Gallabat o zaledwie kilka chat. Od razu widać różnice kulturowe - są reklamy piwa i prezerwatyw a kobiety nie muszą chodzić zakryte. Dostrzega się też różnicę w reakcji dzieci - tutaj widząc białego wołają "You! You! You!", podczas gdy w Sudanie można było usłyszeć "Mister!" i to sporadycznie.
Metema to kilka chat wzdłuż drogi - posterunek graniczny, sklepiki i knajpki. Sklepiki trudnią się również wymianą pieniędzy. Kurs jest kiepski - za jednego dolara sprzedawcy dają 7 Birr ale innego wyboru nie ma - po stronie sudańskiej pieniędzy nie wymieniają a najbliższy bank jest dopiero w Gondar. Można tutaj upłynnić również sudańskie dinary, za 3000 SD dostałem 35 Birr.

Shehedi

(Tubylcy wymawiają jako "szedi")Etiopczyk. Miasteczko niewiele większe od Matemy. Oprócz głównej drogi (która była nieprzejezdna ze względu na prace drogowe) jest kilka bocznych uliczek, są knajpki z piwem i hoteliki. Droga z Matemy jest bardzo dobrej jakości żwirówką, niedawno oddaną do użytku.

Gondar

mapa Gondar Nie spodziewałem się ujrzeć takiej Afryki. Jadąc z Sudanu, Gondar zaskakuje spokojem, asfaltowymi uliczkami, chłodnym klimatem i ludźmi oraz niemal europejską architekturą i zabytkami. Jest też sporo turystów.
Wyrzucony z auta w środek nocy złapałem taksówkę do hotelu, za kilometrowy odcinek zapłaciłem 10 Birr. W nocy i za dnia trzeba się opędzać od małoletnich przewodników, którzy skutecznie uprzykrzają życie. Z bezpieczeństwem jest jednak w porządku, nie czułem zagrożenia włócząc się samotnie po zmroku.
Centrum Gondar stanowi Piazza - niewielki plac ze skrzyżowaniem pośrodku. W bezpośrednim sąsiedztwie Piazza znajduje się poczta, hotele i knajpy. Największą atrakcją miasta jest znajdujący się obok centrum kompleks pałacowy cesarza Fasilidasa, z XVII wieku. Bardziej przypomina to jednak dokonania architektoniczne Portugalczyków niż oryginalne afrykańskie dzieło. Wjazd kosztuje 50 Birr (za używanie kamery wideo dodatkowe 75 Birr). Bilet upoważnia również do zwiedzenia łaźni Fasilidasa, 2 km za miastem.

Shire

(na mapach Inda Silase).mapa Shire Niewielka mieścina na drodze z Gondar do Aksum. Właściwie jest to kilkaset metrów asfaltu (uwaga na krowie placki!), parę knajp, hotelików i sklepów. Zatrzymujące się po zmroku autobusy mają zwyczaj blokować umieszczony na dachu bagaż do rana - rzekomo ze względu na złodziei - więc szczoteczkę do zębów lepiej zapakować zawczasu do bagażu podręcznego.

Aksum

mapa Aksum Podobnie jak Shire, Aksum to właściwie jedna ulica. Na widok białego turysty dosłownie każdy dzieciak wyciąga rękę - Give me one birr! Give me one birr!. Przechodząc obok obojętnie można oberwać od brzdąca kamykiem w plecy.
Częstochowa Etiopii - Aksum, kryje w sobie wiele miejsc wiary i relikwi, w tym legendarną Arkę Przymierza. Arka ukryta jest za murami kościoła St Mary of Zion i nikt oprócz Strażnika Arki nie może na nią nawet spojrzeć. Bilet wstępu do kościoła, przyległego muzeum oraz poletka z obeliskami kosztuje 50 Birr (do kupienia w muzeum). Strzeliste obeliski z inskrypcjami stoją bezpośrednio przy drodze (widać je doskonale nawet bez biletu) a na teren kościoła St Mary of Zion można wejść przez teren przyległego doń nowoczesnego kościoła, o bilety nikt nie pyta.
Idąc dalej na północ od obelisków, warto pokusić się o ciekawy scenicznie spacer do Monastyru Pantaleon. Zaraz za rondem należy skręcić z asfaltu w żwirówkę i podejść kilkaset metrów do niewielkiego zbiornika wody, za zbiornikiem należy kontynuować główną drogą na północ (nie pomylić z mniejszą dróżką skręcającą za zbiornikiem w prawo). Dalej droga jest już oczywista. Po 20 minutach marszu dochodzi się do wyglądającego na wielki blaszany barak Pałacu Króla Kaleba. Pałac jest ukryty pod dachem i aby go zobaczyć trzeba mieć bilet kupiony w muzeum w Aksum. Kontynuując dalej na wschód, po kolejnych 20 minutach dochodzi się do monastyru, widać go już z daleka. Mnisi inkasują 20 Birr za bilet (na koniec będą jeszcze żądali napiwku), pokazują stare manuskrypty, krzyże i oprowadzają po budynku. Jak się trafi na odpowiednią porę, poczęstują na odchodne indżerą i pitym z zardzewiałej puszki lokalnym piwem tella. Jako, że monastyr położony jest na szczycie góry, jest to doskonałe miejsce na rozejrzenie się po okolicy. Powrót do Aksum na skróty zajmuje 10 minut.
Jedyny chyba bank - Commercial Bank of Ethiopia otwierają dopiero o 13:00. Wymiana gotówki trwa tylko 10 minut.

Mekele

mapa Mekele Kolejny nieplanowany przystanek okazał się być przyjemnym oddechem po walce z nieletnimi przewodnikami i ciągłym "give me one beer". Mekele to sympatyczne miasteczko z względnie czystymi uliczkami i bardzo przyjaznymi mieszkańcami.

Weldiya

Jedno z tych miejsc, które chce się jak najszybciej przejechać nie patrząc za siebie. mapa WeldiyaDwie ulice, kilka hoteli i plac autobusowy. Obok miejscowych przewodników samozwańców pojawiają się pierwsi oferujący pomoc w poruszaniu się po Lalibeli. Są bardzo nachalni, nie znają słowa "nie" i będą towarzyszyć w autobusie do samej Lalibeli.
W lokalnej telekomunikacji próbowałem nawiązać połączenie z Polską, bez sukcesu.

Lalibela

St Georgis Lonely Planet ostrzega przed hordami przewodników, naciągaczy i żebraków, którzy atakują turystę zaraz po wyjściu z autobusu. W istocie, jest się otoczonym przez kilkunastu wszelkiej maści pomocników ale generalnie sytuacja nie jest taka zła.
Problemem może być na początku zorientowanie się w gmatwaninie wąskich uliczek. Pomocni okazują się przewodnicy, którzy za darmo wskażą poszukiwany hotel, licząc na wykupienie u nich usługi przewodnika nazajutrz. Przewodników jest więcej niż turystów, więc łatwo jest zbić cenę. Za cały dzień opieki zapłaciłem 15 Birr i sądzę, że nie jest to dolna granica negocjacji. Po kilku godzinach zrezygnowałem jednak z przewodnika na rzecz samodzielnego poznawania okolicy.
Niedaleko od centrum, drogą w dół, znajduje się ciekawy bazar, gdzie okoliczni rolnicy sprzedają miód i inne produkty rolne. Nad ranem bazar jest niemrawy, rozkwita dopiero około 11.
Główną atrakcją Lalibeli są wykute w skale kościoły. Jest ich 11, wszystkie zostały wykute w XI-XII wieku wprost w skalnym podłożu. To co czyni je unikatowymi to fakt, że nie jest to wykucie fasady i wnętrza w zboczu góry tylko wejście dłutem w głąb poziomu granitu. W skrócie mówiąc, każdy monolit kościoła stoi w dołku. Bilet do wszystkich 11 świątyń kosztuje 100 Birr i jest ważny przez cały dzień, na odwrocie wpisywany jest numer paszportu. Za używanie kamery wideo płaci się ekstra. Kościoły otwarte są w godzinach 8-12 i 14-17. Nie ma możliwości kupna tańszego biletu na np. 3 świątynie. Ponieważ nadal funkcjonują one jako świątynie, czasami są zamykane z powodu pogrzebu bądź uroczystego obrządku w innym miejscu - opiekun wychodząc zamyka kościół na kłódkę. Najbardziej okazale przedstawia się pocztówkowy kościół Św. Jerzego.
Równie atrakcyjny jest treking do monasteru Asheton Maryam. Znalezienie właściwej ścieżki jest kłopotliwe, gdyż każda napotkana osoba za udzielenie informacji żąda pieniędzy. Szlak zaczyna się 100 metrów od restauracji Lal (droga na lewo od restauracji), w odpowiednim miejscu należy skręcić w prawo między chaty, potem przez jakiś czas ścieżka wiedzie wzdłuż stalowej rury wodociągowej. Końcowy odcinek marszu to ostra wspinaczka pod górę i wspaniałe widoki na okolicę. Bilety do monastyru (20 Birr) kupuje się około kilometra przed celem wędrówki u chłopaka pilnującego ścieżki. Z Lalibeli do biletera idzie się niecałe dwie godziny, stamtąd do monastyru zostaje pół godziny. Powrót do Lalibeli trwa tylko 45 minut. W sumie razem ze zwiedzaniem na wycieczkę trzeba przeznaczyć 4 godziny.

Nefas Mechwa

Chłopak z Nefas Mechwa Miasteczko położone jest na wysokości ponad 3000 metrów, stąd przenikliwy chłód w dzień i w nocy. Właściwie jest to bardziej wioska niż miasto. Spacerując po okolicy, białe twarze wywołują duże zaciekawienie (więcej...). Obok placu autobusowego jest salon gier, czyli dwa krzywe stoły do tenisa stołowego i jeden do piłkarzyków. Gra z miejscowymi czempionami przyciągnęła uwagę połowy mieszkańców wioski, którzy szczelnie otoczyli stół grubym murem. Z pojedynku Polska - Etiopia wyszedłem obronną ręką.

Bahar Dar

Mapa Bahar Dar (pisane również jako Bahir Dar). Spore miasto nad Jeziorem Tana, wielkością i infrastrukturą przypominające nieco Gondar. Bahar Dar jest miejscem, gdzie Nil Błękitny wypływa z Jeziora, jest też bazą wypadową do licznych klasztorów na wyspach. Dobry dostęp do jeziora jest z kempingu hotelu Ghion, na którym zwykły zatrzymywać się trans afrykańskie ciężarówki (więcej...). Transport na wyspy jest drogi, oficjalnie 136 Birr za osobę za jedną godzinę, dużo mniej można wynegocjować z nielegalnymi przewoźnikami. Bezpłatną mapkę Bahar Dar można otrzymać w informacji turystycznej.
Mapka pokazuje również drogę do byłego pałacu cesarza Hajle Sellasje, dostęp nie jest skomplikowany, za mostem na Nilu Błękitnym (z mostu nie wolno robić zdjęć) należy skręcić w pierwszą drogę w prawo, druga wskazówka to fakt, że cesarzowi najwygodniej jechało się asfaltem (obecnie przeszkodą jest budowa monumentalnego memoriału, trzeba go okrążyć). Pałac jest zamknięty na kłódkę ale po drodze można zaobserwować brykające małpy a ze wzgórza widać doskonałą panoramę Bahar Dar, wypływający z Jeziora Tana Nil Błękitny oraz pluskające się w nim hipopotamy (najżwawiej brykają po południu). Obok pałacu przechwycił mnie przewodnik, jedyne słowa jakie wypowiedział to "beautiful" i "five Birr". Cała wyprawa na piechotę trwa 5 godzin w dwie strony wraz z przerwą na też (miód pitny).

Tis Abay

Mapa Tis Abay "You!, You!, You! Give me one birr!". Duży strumień turystów odwiedzających słynny wodospad zepsuł trochę tą przyjemną skądinąd osadę. Większość turystów przyjeżdża zobaczyć wodospad, wracając na noc do Bahar Dar.
Przy końcu drogi z Bahar Dar po lewej stronie jest budka informacji turystycznej, gdzie kupuje się bilety do wodospadów (15 Birr) i dostaje darmową mapkę (zabrałem ostatnią). Zaraz po wyjściu przykleja się kilku przewodników, którzy będą deptać po piętach przez całą drogę. Szlak do wodospadu nie jest skomplikowany, darmowa mapka w zupełności wystarcza więc przewodnik jest zbędny. Niestety nie pomagają nawet ostre słowa i na koniec chytrus wyciągnie rękę po zapłatę.
Po kilkuset metrach wzdłuż drogi należy przejść przez kanał doprowadzający wodę do elektrowni, zejście na ścieżkę do wodospadu znajduje się zaraz za końcem siatki ogrodzeniowej z lewej strony, dalej należy kierować się mniej więcej wzdłuż rzeki, pod prąd. 50 metrowy wodospad jest imponujący ale smuci trochę fakt, że połowę wody zabiera elektrownia i impet jest mniejszy niż kiedyś. Najlepsze widoki są przed południem, słońce znajduje się wtedy za plecami obserwatora a przed nim - tęcza. Do Tis Abay można wrócić tą samą drogą lub kontynuować dalej - przekroczyć małą rzeczkę (nie ma mostka, trzeba zdjąć buty) i wzdłuż Nilu dojść do przeprawy (10 Birr motorówką, taniej łodzią papirusową). Po drodze warto zejść pod sam próg wodospadu na darmowy prysznic.

Dejen

Dejen Nieoczekiwane przystanki w Etiopii dostarczają nie mniej przyjemności i niespodzianek niż miejsca masowo odwiedzane przez turystów. Podobnie jest z Dejen, miasteczko (właściwie jest to jedna ulica) leży na skraju głębokiego kanionu Nilu Błękitnego. Doskonały widok ze skraju kanionu jest z niewielkiego wzniesienia po południowej stronie miasteczka, z lewej strony drogi. Teren wydaje się być wart kilkudniowej eksploracji.

Addis Abeba

człowiek z Merkato Nie lubię tego miasta, może przez kieszonkowców a może przez to, że miastu brakuje charakteru. Jest to właściwie przerośnięte miasteczko z infrastrukturą i wadami dużej aglomeracji ale bez duszy.
Po Addis włóczyłem się w towarzystwie pary Australijczyków, trzykrotnie napadli nas kieszonkowcy, dwa razy na Merkato, raz w okolicach stadionu (więcej...). Nie udało im się jednak nic ukraść.
Tanie hotele i restauracje rozsiane są wokół placu De Gaulle w dzielnicy Piazza. Obecnie plac ogrodzony jest płotem - ma tu stanąć 50-cio piętrowy wieżowiec. Na południowym krańcu Piazza stoi 12 piętrowy budynek miejski, chciałem wejść na dach ogarnąć panoramę okolicy. Nie było to łatwe ale się udało (więcej...), do budynku nie wolno wnosić sprzetu fotograficznego.
W Addis znajduje się jeden z największych afrykańskich bazarów - Merkato, nie jest to jednak wielki cud, mniejsze targowiska, np. w Lalibeli bądź w Bahar Dar wydają się być dużo ciekawsze.
Kramy za pamiątkami znajdują się w północnym końcu Churchill Rd. Kilka cen wywoławczych: bębenek 6 Birr, zdobny pojemnik na wodę z kalabasza 15 Birr, skórzany pojemnik na kanapki 26 Birr, paciorkowy naszyjnik 10 Birr. Ostateczne ceny są od 20 do 50 % mniejsze.
Warta rzucenia nań okiem jest siedziba Organizacji Jedności Afrykańskiej - Africa Hall, na trawnikach gmachu reprezentującego Kontynent śpią bezdomni. Trzy kilometry dalej na północ, wzdłuż Menelik II Ave, położone jest Muzeum Narodowe. Skromne zbiory pokazują trochę etiopskiej sztuki, żniwa wykopalisk antropologicznych oraz sprzęty użytkowe sprzed wieków (część z nich można zobaczyć ciągle w użyciu na prowincji). Bilet kosztuje 10 Birr, aparat trzeba zostawić w przechowalni.

Dila

Mapa Dila Kilkakrotnie podróżując po Etiopii przestrzegano mnie przed złodziejami w Dila. Przestrogi okazały się przesadzone. W miasteczku panuje luźna atmosfera, być może po zmroku jest gorzej ale w tym czasie poza hotelową knajpą nie ma nic ciekawego.
W centrum jest interesujący bazar, zwłaszcza w sekcji z przyprawami i produktami rolnymi. Po południu ludzi jest już jednak mało.

Z Moyale do Kenii

Autobus z Dila zatrzymuje się na placu 800 metrów od granicy. Po drodze, warto skorzystać z ofert moneychangers, gdyż po stronie kenijskiej ich nie ma a bank otwierają o 9 rano (o tej samej godzinie wyrusza konwój). Za jednego dolara da się wytargować 76 kenijskich szylingów; za jednego Birra 6.50 szylinga.
Procedura graniczna jest prosta. Najpierw w kremowym budynku po lewej stronie drogi należy wypełnić formularz i uzyskać stempel etiopski, potem przejść na drugą stronę i poddać się kontroli celnej ("Do you have some antiques?", "No", "You go, visit Ethiopia again."). Sto metrów dalej, za mostem, zaczyna się Kenia.
Sudan
Kenia
© Janusz Tichoniuk 2001-2024