Wstęp
Zmrok zapada o 20:30. Popołudniami na wyżynach mogą występować obfite deszcze.
Język
Z angielskim, poza głęboką prowincją nie powinno być problemu.
Wizy
Polacy nie muszą ubiegać się o wizę Kenii przed wyjazdem, gdyż bez problemów można ją kupić na granicach - zarówno na lotniskach w Nairobi i Mombasie jak i na wszystkich większych przejściach lądowych, w tym w Moyale na granicy z Etiopią. Wiza kosztuje 50 USD i jest ważna przez 30 dni pobytu. Wiza tranzytowa jest tańsza - 20 USD ale jest ważna tylko przez 7 a jej przedłużenie jest niemożliwe.
Pieniądze
Walutą Kenii jest szyling -
KSh. Jeden dolar amerykański kosztuje 79 KSh. W niektórych bankach za wymianę pieniędzy pobierana jest opłata (commission), zmniejszająca kurs rzeczywisty do 65 KSh. Najkorzystniej jest wymieniać pieniądze w miejscach oznaczonych "Forex Bureau".
Bankomaty akceptujące karty Visa Electron wkroczyły na dobre do Kenii. Oprócz Nairobi, można je znaleźć np. w Nanyuki.
Komunikacja
Na utartym szlaku jest wybór pomiędzy autobusami i
matatu (kenijskie określenie minibusa). Obydwa środki lokomocji poruszają się z ogromną prędkością (
więcej...) słynąc z częstych wypadków. W porównaniu do gęsto upakowanego
matatu, autobusy wydają się być bezpieczniejsze.
Matatu jest wręcz symbolem Kenii. Ostatnimi czasy modne są malowania tych pojazdów w napisy typu "Go'n'die", "Horror", czy "Road Killers". Załoga
matatu składa się z kierowcy, zręcznego biletera i wrzeszczącego z otwartych drzwi naganiacza.
Matatu odjeżdżają po uzbieraniu kompletu pasażerów.
Zagrożenia
Oprócz zagrożenia malarią (
więcej...) i chorobami przenoszonymi drogą pokarmową, istnieją dwa poważne ryzyka. Pierwsze to duże miasta nocą (Nairobi, Mombasa). Ulice o tej porze pustoszeją, jest dużo nieoświetlonych zakamarków. Drugie to działalność bandytów na północy i wschodzie. Napady zdarzają się w biały dzień (nocą nikt w tych rejonach nie podróżuje), zwłaszcza na drodze z Marsabit do Isiolo oraz na drodze do Garissa. Rabusie zainteresowani są wyłącznie rabowanym towarem i pieniędzmi, nie stawiając oporu prawdopodobnie wyjdzie się z opresji cało (
więcej...).
Hotele
Istnieją dwa rodzaje budżetowych hotelików. Lepsze miejsca mają względnie czyste pokoje i wyglądają jak każde inne podobne miejsce na świecie. Tańsze hoteliki to zwykłe, zbite z desek szopki nie oferujące nic oprócz łóżka i skrawka prywatności. Ceny nie są sztywne i wszędzie można utargować kilka szylingów.
Jedzenie i zakupy
Brytyjski wpływ pozostawił na kenijskich talerzach frytki i kiełbaski. Poza tym, najczęściej można spotkać kurczaka,
czapati (rodzaj indyjskiego naleśnika) oraz różne rodzaje mieszanek z gotowanych ziemniaków lub ryżu z różnymi sosami i dodatkami.
- Ceny. Woda 1.5l 100 KSh; cola 25 KSh; sok z wyciśniętego owocu 10 KSh; butelka piwa w lokalu 45-80 KSh; czapati 10 KSh; porcja frytek 30 KSh; duża paczka ciastek domowej roboty 50 KSh.
Moyale
Połowa miasteczka znajduje się w Etiopii. Różnica między dwoma częściami jest spora. Na początek zaskakują dzieci, które nie zagadują "
Give me one Birr!" a "
How are you.", generalnie atmosfera jest bardziej wyluzowana.
Granicę z Etiopią przekraczają głównie krowy, które transportowane są później na ciężarówkach do Nairobi.
Jedyny bank otwierają o 9 rano, czyli o tej samej godzinie, o której wyrusza konwój na południe. Jadąc z Etiopii warto wymienić trochę pieniędzy po etiopskiej stronie Moyale - za jednego dolara da się wytargować 76 kenijskich szylingów a więc więcej niż w banku po kenijskiej stronie (po odjęciu
commission); za jednego Birra 6.50 szylinga.
- Formalności. Po kenijskiej stronie granicy najpierw dokonuje się rejestracji na policji, następnie trzeba kupić wizę. Wszystko odbywa się w tym samym budynku, szybko i bez najmniejszych kłopotów. Celnicy życzą tylko "Good luck!" i już jesteśmy w Kenii.
- Hotele. Od granicy do centrum Moyale i tanich hoteli jest około 300 metrów. Ponoć najlepszy w mieście jest prowadzony przez Somalijczyków Madina Hotel, pokoje są czyste, łazienka na korytarzu. Z tarasu oraz dachu roztacza się świetny widok na okolicę. Jedynka kosztuje 150, dwójka 300 KSh. Tańsze miejsca noclegowe (np. Lilafi Hotel) można znaleźć w bezpośrednim sąsiedztwie Madina Hotel.
- Knajpy. Podczas ramadanu (muzułmański post) we wschodniej części miasteczka knajpy odżywają dopiero w okolicach zmierzchu, próżno szukać w nich piwa ale jedzenie jest smaczne. Na uwagę zasługuję Hard Rock Kafe, pamiątkowych koszulek w sprzedaży jednak nie mają. W poszukiwania piwa należy udać się do zachodniej części Moyale, fajną muzykę i kolonialną atmosferę można zastać w Prison Cantine. Jak sama nazwa wskazuje jest to kantyna więzienna, wystrój wnętrza nie ma z tą nazwą nic wspólnego. Piwo kosztuje 80 KSh.
- Komunikacja. Transport z Moyale odjeżdża o poranku ze skrzyżowania obok banku KCB. Do wyboru są terenowe Toyoty oraz... ciężarówki z krowami. Kosz przejazdu do Marsabit w obu przypadkach jest taki sam - 500 KSh. Z powodu zagrożenia działalnością bandytów, ciężarówki poruszają się w konwoju, zwykle nie jest to więcej jak pięć aut. Toyoty jadą bez eskorty ale są szybsze - w Marsabit są po 4 godzinach (czas przejazdu podany przez kierowców, w rzeczywistości może być większy). Konwój ciężarówek odjeżdża o 9 rano, żeby zająć dobre miejsce wystarczy przyjść pół godziny wcześniej. Najpierw należy zadbać o zamocowanie plecaka, usługa ta kosztuje 50 KSh plus po 25 KSh za każdy powróz (potrzeba co najmniej 2) - warto zrobić to solidnie - gdy mocowanie zawiedzie plecak wyląduje na krowich plackach. Miejsce dla siebie należy wybrać mając na względzie kilkugodzinną podróż po niesamowicie wyboistej drodze - gołe rurki już po godzinie są bolesne (choć niektórzy spędzają na nich całą podróż). Najlepsze miejsce jest chyba na zapasowej oponie, ale jest to pozycja na samej górze więc trzeba będzie walczyć z pędem powietrza. Teoretycznie konwój chroniony jest przez armię. Praktycznie wygląda to tak, że na szoferkę wsiada uzbrojony w karabin żołnierz a następnie opuszcza ciężarówkę na pierwszym posterunku za Moyale. Początkowo droga jest fajna, zielone wzgórza, miniaturowe antylopy, małpy i ptaki. Potem okolica staje się sucha a droga wyboista. Czas jazdy do z Moyale do Marsabit, wraz z dwiema przerwami na posiłek i jedną na zmianę koła wyniósł 8 godzin (więcej...).
- Internet. Naprzeciw Madina Hotel, jeden z parterowych budynków jest oznaczony jako "Internet Cafe". Jest to wyłącznie biuro telefoniczne, internetu w tym miejscu nigdy nie było.
Marsabit
Niewielka miejscowość położona niemal na szczycie góry o tej samej nazwie o wysokości 1702 m n.p.m. O poranku Marsabit jest dosłownie pogrążony w chmurach, jadąc dalej na południe wyjeżdża się z obłoków na słoneczną, suchą sawannę.
Od północy, kilka kilometrów przed Marsabit, po zachodniej stronie drogi znajduje się gigantyczny krater o średnicy około kilometra, doskonale widać go z drogi. Jego koliste kształty, oraz płaskie dno zadziwiają regularnością.
Samo miasteczko nie jest duże, właściwie jest to jedna przelotowa ulica, przy której są hotele i knajpy. Lokalny bazar tętni kolorami, choć po południu jest raczej niemrawy.
- Hotele. Ciężarówki transportujące bydło na południe zatrzymują się tutaj na noc, podobnie ze zorganizowanymi grupkami, jadącymi lub wracającymi ze wschodniej strony Jeziora Turkana. Hoteli jest więc sporo. Zatrzymałem się w Jey Jey Center, mniej więcej po środku Marsabit, po wschodniej stronie drogi. Jedynka bez łazienki kosztuje 250, dwójka 400 KSh. Łazienka z prysznicem i gorącą wodą na korytarzu.
- Knajpy. W Jey Jey Center jest restauracja, ale połowa dań z menu jest nieosiągalna. Nie mają też piwa (nawet gdyby mieli, byłoby ciepłe, gdyż nie mają lodówki). Przykładowe ceny: kurczak w curry 150 KSh, czapati 10 KSh, herbata 20 KSh. Jedyne zimne piwo w okolicy znalazłem w barze Marsabit Highway Hotel, sto metrów na południe od Jey Jey po tej samej stronie drogi. Butelka Tuskera kosztuje 70 KSh. Bar jest popularny wśród miejscowych, oprócz piwa można również wrzucić coś na ząb, obejrzeć TV i pograć w bilard.
- Komunikacja. Ciężarówki z bydłem kontynuują jazdę na południe do Isiolo o 6 rano dnia następnego. Przejazd do Isiolo kosztuje 400 KSh i trwa prawie siedem godzin. Droga ciągle jest wyboista i niebezpieczna (bandyci). Konwój ciężarówek porusza się bez żadnej eskorty. Kolejnym zagrożeniem są kolce akacji - jadąc na górze auta jest się narażonym na ciosy kolczastych gałęzi. Kilka razy nieźle oberwałem, po czym musiałem wyjmować z ramienia wbite kolce. Następnego dnia ręka była upstrzona kilkunastoma małymi strupkami, nawet spod opalenizny widać było też wielkie siniaki.
Isiolo
Północny kraniec kenijskiego asfaltu, jadąc z południa oznacza to odpoczynek od wyboi oraz więcej możliwości komunikacji długodystansowej. Isiolo jest żywym miejscem z licznymi barami i hotelami, na południe od centrum jest też ciekawy bazar.
- Hotele. W centrum ale trochę na uboczu jest Nanyuki Rest House, połowa pomieszczeń wypełniona była workami z cebulą co osoby uczulone na to warzywo może skutecznie zniechęcić. Jedynki kosztują 200, dwójki 400 KSh. Na wyposażeniu pokoju jest moskitiera, łazienka na dziedzińcu.
- Knajpy. W samym centrum jest kilka barów i restauracji. Popularna wśród miejscowych jest restauracja Mid City Hotel. Duże porcje dań na bazie ziemniaka lub fasoli kosztują 35-50 KSh. Sąsiednie drzwi z ulicy prowadzą wprost do baru z podchmielonym towarzystwem, duży wybór piw (45-55 KSh) i lokalna muzyka.
- Komunikacja. Autobusy do Nairobi odjeżdżają między 6 a 8 rano. Bilety należy kupić dzień wcześniej, przejazd autobusem firmy Gantaal Services kosztuje 350 KSh. Autobus pędzi dobrze ponad sto kilometrów na godzinę, w Nanyuki byłem po godzinie jazdy, w Nairobi po kolejnych trzech godzinach (więcej...).
Nairobi
Gdybym nie był wcześniej w Nairobi, pierwsze wrażenie byłoby kiepskie - miejsce, w którym wysiadłem z autobusu było bowiem wielką kałużą błota. Taksówka do centrum kosztowała 300 KSh (100 KSh od osoby, jechała nas trójka).
Wjazd na 28 piętro Kenyatta Conference Centre kosztuje 200 KSh, z tarasu widokowego widać niemal całe Nairobi, przez trzy lata powstało trochę nowych budynków, odbudowano też uszkodzoną w zamachu bombowym sprzed 4 laty ambasadę amerykańską. Przy dobrej pogodzie (najczęściej z rana) są szanse ujrzenia na północy Góry Kenia a na południu Kilimandżaro.
- Hotele. Tak jak przed trzema laty zatrzymałem się w New Kenya Lodge na rogu River i Latema Road. Łóżko w pokoju wieloosobowym kosztuje 200 KSh. Z dachu hotelu jest niezły widok na Latema Road, w środku nie ma restauracji, jest holl z telewizorem. Wejście do hotelu zamykane jest na noc kratą. Obsłudze można zlecić zamówienie taksówki, ale taniej wychodzą samodzielne negocjacje z kierowcą.
- Knajpy. Miejsc, gdzie można coś przekąsić jest sporo. Za 100 KSh w tanich lokalach dostaje się duże porcje frytek, kiełbaski, czapati i butelkę coli. W indyjskiej Supreme Restaurant, można jeść bez umiaru za stałą cenę wschodnie smakołyki ale przyjemność ta kosztuje aż 300 KSh plus wymuszony napiwek.
Naprzeciw New Kenya Lodge, na rogu z prawej w hotelu Nawas, jest niezły bar z tanim piwem (75 KSh). Wstąpiłem też do otwartego nieprzerwanie już od 34 lat Modern Green Day & Night Bar, atmosfera przez te lata się nie zmieniła - lokal serwuje tylko piwo (przez mały otwór w okratowanym barze, 60 KSh), pełno tu żulików, cwaniaków i prostytutek.
- Samolot do Warszawy. Bilet powrotny kupiłem w Acharya Travel Agancies w biurze przy Moi Avenue. Najtańsze połączenie z Europą oferowały linie SN Brussels, za 521 USD w jedną stronę (cena ze wszystkimi podatkami). Nocna taksówka na lotnisko kosztuje 600 KSh, zamawiając ją w hotelu płaci się o 200 KSh więcej. Lot do Brukseli trwa 8 i pół godziny.