Wstęp
Relacja powstała w oparciu o własne doświadczenia z kwietnia 2005 roku oraz informacje zdobyte przez Macieja Graczyka, miesiąc później. O tej porze roku widno zaczyna się robić kilka minut przed szóstą nad ranem, noc zapada po dziewiętnastej. Erytrea leży w strefie czasowej o dwie godziny wcześniej niż Polska - gdy w Asmarze jest południe, w Warszawie jest dopiero dziesiąta rano.
Erytrea to specyficzny zakątek Afryki, odizolowany od reszty regionu. Granice lądowe z Sudanem i Etiopią są bowiem zamknięte - w przypadku Sudanu powodują to wzajemne oskarżenia o wspieranie zbrojnej opozycji, w przypadku zaś Etiopii źródłem konfliktu jest nieuregulowany przebieg wspólnej granicy. Jedyna furtka ewakuacji to przejazd przez Assab do Dżibuti. Kraj ten doskonale scharakteryzował Ambientman - "
fajna klatka".
Pogoda
Decyzja o wyjeździe w ten rejon Afryki zapadła po przestudiowaniu map pogody. Aura Rogu Afryki w okresie wiosennym sprzyja podróżowaniu. Jest to końcówka chłodniejszej pory roku, gdy temperatury nie są jeszcze ekstremalne a niebo pozostaje wolne od chmur. Wybrzeże wraz z depresją Danakil stanowią wyjątek, tutaj zawsze jest gorąco i wilgotno. Na terenach wyżynnych, temperatury są wyraźnie niższe, jak choćby w położonej na wysokości ponad 2.300 m n.p.m. Asmarze, gdzie za dnia słupek rtęci ledwo sięgał 30 stopni a w nocy bywało chłodnawo. Zimą, w górach może być wręcz mroźno.
Podczas mojego pobytu, nie padało ani razu. Szanse na deszcz są największe w miesiącach letnich, w sierpniu i wrześniu.
Język
Jedną z pierwszych rzeczy, która zwraca uwagę w Erytrei jest charakterystyczne, znane z Etiopii, pismo. Choć skrypt ten jest taki sam jak tam, język jest inny. W Erytrei większość mieszkańców włada językiem tigre (w Etiopii jest to język amharski). Na wybrzeżu i nizinach, drugim językiem jest arabski. Z języków Starego Kontynentu, najbardziej rozpowszechniony jest angielski - jest nauczany powszechnie w szkołach ponadpodstawowych, więc porozumiewanie się w tym języku jest łatwe.
Wizy i Permity
Przylatując do Asmary samolotem, najprościej jest zakupić wizę na lotnisku, za 50 USD (choć potwierdził to zapytany przeze mnie urzędnik na lotnisku, informacja ta jest niesprawdzona, niektóre źródła informują, że jest to niemożliwe). W innych przypadkach, najbliższą Polsce jest ambasada Erytrei w Berlinie. Więcej o tej możliwości napisałem w
Informacjach wstępnych.
- Wiza Dżibuti. Jeszcze niedawno, po wizy chodziło się w Asmarze do ambasady Francji, obecnie odsyłają stamtąd do nowo otwartej ambasady Dżibuti. By trafić doń z centrum, należy spod katedry skierować się główną ulicą, Harnet Ave. (poprzednio: Independence Ave.), na zachód. W miejscu, gdzie kończy się parcela, na której stoi katedra, trzeba przejść na drugą stronę i iść dalej przecznicą na południe (narożny budynek opatrzony jest plakietką z numerem 173-5).Wkrótce dojdziemy do małego placyku, skąd idziemy dalej na południe ulicą Bologna, która wychodzi prostopadle na BDHO Ave. (niegdyś Emperor Johannes Ave.) i gdzie należy skręcić w prawo, na zachód. Mijamy z lewej hotel Sunshine i tuż przed wysokim budynkiem NICE skręcamy w lewo, w ulicę Adal. Po 100-150 metrach, na małym skrzyżowaniu skręcamy lekko w lewo, pod górkę i już jesteśmy na miejscu. Posesja ambasady ma numer 35 i oprócz masztu z flagą Dżibuti nie jest oznakowana. Telefon do ambasady: 125 990.
Wiza na 30 dni pobytu kosztuje 30 USD (nie można płacić w euro). Sympatyczna pani wypełni za nas wniosek. Odbiór po 14:00 tego samego dnia. Wiz wielokrotnych nie dają.
- Permity. Wybierając się gdziekolwiek poza Asmarę, Keren lub Massawę, niezbędne jest uprzednie uzyskanie odpowiedniego zezwolenia na podróż(travel permit). Od dłuższego czasu, turystom nie są wydawane zezwolenia na wyjazdy do Nakfa, Filfil, Debre Libanos i pogranicza Sudanu. Ponadto, dokument ten jest ważny przez określoną ilość dni i na określony środek transportu (deklarujemy to podczas załatwiania permitu).
Pozwolenia są wydawane nieodpłatnie (nie licząc 3 nakfa za kserokopie) w biurze informacji turystycznej, przy Liberation (Harnet) Avenue, w centrum Asmary (po drugiej stronie ulicy względem Katedry). Niezbędne jest posiadanie oryginału paszportu do wglądu oraz dziesięciu minut wolnego czasu.
Pieniądze
Jedynym legalnym środkiem płatniczym w Erytrei jest pieniądz o nazwie nakfa (symbol międzynarodowy - ERN), który dzieli się na 100 centów. Oficjalny kurs wymiany to 15 nakfa za dolara amerykańskiego i 19 za euro.
Wymiana z innej waluty na nakfa może przynieść sporo oszczędności ale może również być źródłem utrapienia, a to za sprawą czarnego rynku i deklaracji walutowych.
Na czarnym rynku za dolara amerykańskiego lub euro dostaniemy o 20-30% więcej nakfa, niż gdybyśmy to uczynili w banku, bądź oficjalnym kantorze. Kurs czarnorynkowy to 20 nakfa za dolara. Przy wjeździe do kraju, musimy jednak zadeklarować wszystką wwożoną walutę, która przy wyjeździe ma się bilansować z kwitami zakupu nakfa po oficjalnym kursie. Ponieważ zamierzałem wyjechać z Erytrei przez Assab (gdzie, jak zakładałem, nikt nie przywiązuje do tego uwagi), jakież było moje zdziwienie, gdy urzędnik na lotnisku w Asmarze rozliczył mnie z każdego wydanego dolara. Zeznałem w naprędce, że brakującą kwotę (około stu dolarów) wydałem na wizę Dżibuti (na wizie nie ma wpisanej wysokości opłaty). Dał temu wiarę.
Nielegalnie, po czarnorynkowym kursie, pieniądze można wymienić pytając o to w prywatnych sklepikach z importowanym towarem. Bankomatów w Erytrei nie ma.
Internet
Kafejki internetowe można znaleźć w każdym większym miasteczku, korzystałem z nich w Asmarze, Keren i Massawie. Szybkość łącz nie jest porywająca, jednak strony wczytują się w przyzwoitym czasie. Dłużej niż na załadowanie kolejnej strony czeka się czasem w kolejce na dostęp do komputera. W Keren spędziłem w kolejce niemal godzinę. Największe tłumy internautów odwiedzają kafejki po zmroku, surfując w necie do północy lub dłużej. Chcąc ominąć kolejki, warto odwiedzać kafejki wczesnym popołudniem lub jeszcze wcześniej.
Koszt godzinnego połączenia to wydatek rzędu 8-15 nakfa (najtaniej jest w Asmarze).
Komunikacja
- Autobusy są podstawowym środkiem lokomocji Erytrejczyka. Odjazdy do większych miast odbywają się przez cały dzień. Do mniejszych miasteczek, połączenia są rzadsze. Autobusy odjeżdżają po skompletowaniu wszystkich pasażerów, co oznacza zajęcie wszystkich miejsc siedzących, proces ten zwykle trwa do godziny. W środku nie ma tłoku a podróż jest przerywana co mniej więcej półtorej godziny krótkim odpoczynkiem, który można również wykorzystać do zjedzenia posiłku. Na niektóre połączenia, np. do Assab, bilety można (czytaj: trzeba) kupić kilka dni wcześniej - w kwietniu, bilety z Asmary do Assab były wykupione na trzy tygodnie wprzód.
Autobusy i inne samochody muszą zatrzymywać się w punktach kontrolnych przed każdym dużym miastem. Żandarmi kontrolują tylko przepustki miejscowych mężczyzn (swobodnie, po Erytrei mogą się poruszać tylko studenci i mężczyźni, którzy skończyli 15-sto letni stosunek z armią). Więcej o wolności Erytrejczyków napisałem w notatniku - "Wolność w wolnym kraju".
- Samoloty. Ze względu na niewielkie dystanse do pokonania, jedynym połączeniem wartym rozważenia jest przelot Eritrean Airlines z Asmary do Assab. W inne miejsca można dojechać autobusem lub wcale, bo nie dają tam pozwoleń. Miejsc jest mało, więc warto zarezerwować przelot jak najwcześniej.
- Pociąg. Linia kolei żelaznej łączy port w Massawie z Asmarą. Zdemolowana w działaniach wojennych, dopiero od niedawna została reaktywowana. Są to jednak wyłącznie połączenia turystyczne, o bardzo ograniczonym zakresie i wysokich cenach. Obecnie pociąg kursuje regularnie tylko z Asmary do oddalonego o 25 km Nefasit. Wycieczki odbywają się tylko w niedzielę i kosztują 50 USD. Napaleńcy mogą jechać do samej Massawy, ale trzeba w takim przypadku dysponować środkami na wynajęcie całego pociągu.
- Rower. Choć korzystałem z dwóch kółek tylko na jednym odcinku, perspektywa dłuższej wyprawy rowerowej wydaje się być kusząca. Erytrea to kraj górzysty, więc niezbyt przychylny cyklistom, ale odległości są małe a gościnni ludzie wynagradzają trud pedałowania.
O dobry rower jest trudno, więc lepiej przywieźć swój. Nie ma również wypożyczalni. By coś wynająć trzeba dogadać się z prywatnym właścicielem lub popytać w którymś ze sklepów rowerowych Asmary. Koszt wypożyczenia nie powinien przekraczać pięciu dolarów za dobę. Kupno nowego "górala" Made in Taiwan, to wydatek około 1 650 nakfa (można go potem komuś podarować lub odsprzedać).
Zagrożenia
Erytrea to kraj bezpieczny. Drobna przestępczość, kieszonkowcy, oszuści i inni złoczyńcy nie są tu zjawiskiem częstym. Po ulicach Asmary i innych miast można się włóczyć nie niepokojonym, nawet do późna w nocy. Większym zagrożeniem mogą być działania zbrojne przy granicy z Etiopią oraz pozostawione tam miny lądowe. Szanse znalezienia się tamże są jednak znikome, ze względu na niemożliwość uzyskania pozwolenia na wyjazd w te strony.
- Zdrowie. Ryzyko zakażenia malarią występuje poniżej 2.200 m n.p.m. Choroba ta występuje tutaj w najgroźniejszej odmianie p.falciparum, dlatego też niezbędne jest podjęcie odpowiedniej profilaktyki. Więcej na ten temat można poczytać na stronie "Malaria w Afryce".
Przy wjeździe do kraju z obszaru zainfekowanego (Afryka pomiędzyzwrotnikowa), może zostać sprawdzona aktualność szczepionki na żółtą febrę.
Hotele
Najtańsze pokoje, oprócz łóżek i dachu nad głową mają do zaoferowania wiele niespodzianek. A to brak wody w kranie, a to niespodziewana wizyta wesołych panienek, 110V w kontakcie zamiast 220, dyskoteka pod oknem itp. Godny wyróżnienia jest wszelako fakt, iż wśród niespodzianek nie spotkałem karaluchów. Niska cena rekompensuje jednak niewygody, które po ciężkim dniu przestają być istotne.
Lepsze (i tańsze) pokoje, to te bez łazienki - smród kloaki przenika bowiem do pokoju. Na wyżynach przeważają łazienki z wanną i normalnym klozetem (najczęściej, z zleżałą kupą w środku), podczas gdy na wybrzeżu częściej występują prysznice i przykucane "narciarze".
Targowanie się o cenę pokoju jest trudne, gdyż zwykle obowiązują oficjalne cenniki.
Jedzenie i zakupy
Kuchnia Erytrei jest bardzo zbliżona do etiopskiej. Faktem tym powinni ucieszyć się zwłaszcza zwolennicy
indżery - rozłożystego, kwaskowatego i miękkiego placka, wyglądającego jak kawał filcu.
Indżera podawana jest z rozmaitymi sosami i mięsiwem. W tym miejscu chciałbym przestrzec przed daniem o nazwie
zigni - diabelsko ostrej odmianie gulaszu - po pierwszej łyżce spuchło mi gardło tak, że trudno było przełknąć następne kęsy (zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu, a ostre potrawy jadam regularnie). Tradycjonaliści mogą zastąpić
indżerę zwykłymi chlebkami, makaronem, bądź pozostawioną przez Włochów w spadku pizzą.
Na bazarach można się targować, ale korzyści z tego są dużo mniejsze niż np. w Egipcie. Ceny można zbić maksymalnie o 10-20 procent.
- Zakupy. Woda Aqua Fresh 0.5l - 3 nakfa; kubek świeżo wyciśniętego soku - 3-8 nakfa; piwo Asmara - 8-10 nakfa; mała butelka lokalnego wina Mereb - 15 nakfa; napój w butelce (np. Cola) - 5-7 nakfa; herbata (czaj) - 2 nakfa; kawa w kawiarni - 4 nakfa; ciastko - 2-3 nakfa; omlet z dwiema bułkami - 9 nakfa; posiłek w lokalu dla ludu (indżera lub chleb z dodatkami, spaghetti itp.) - 25-29 nakfa (im więcej mięsa tym droższe); płyta CD z miejscowymi przebojami - 70-110 nakfa; gliniany dzbanek do kawy z Keren - 10 nakfa; pocztówka ze znaczkami do Polski - 11 nakfa.
Asmara
Stolica Erytrei pod wieloma względami nie wygląda jak afrykańska metropolia. Asmara jest leniwym, spokojnym miastem, gdzie miast brudu i kurzu jest porządek i czyste, górskie powietrze. Gdzie dni bywają chłodne a w kawiarniach serwują kawę po włosku. Asmara jest położona na wysokości ponad 2 300 m npm, co po części tłumaczy jej odmienność.
Sercem miasta jest strzelisty budynek katedry katolickiej, znajdujący się przy głównej ulicy Asmary, Liberation Avenue. "Liberation" w języku tigre to "harnet", i to właśnie tej nazwy należy szukać na plakietkach. Niemal wszystkie ciekawe miejsca oraz tanie hotele znajdują się bądź to przy Harnet Ave., bądź w niedużej odległości od niej.
Wędrówkę po Asmarze rozpocząłem od spaceru na północ, w kierunku wzgórz, z których spodziewałem się dobrego widoku na całą Asmarę. Nim tam jednak dotarłem, zajrzałem na
bazar, niestety była niedziela i większość kramów byłą zamknięta - w pozostałe dni tygodnia targowisko działa normalnie (zwłaszcza rano). Jest to wszakże bardziej miejsce zorganizowanego handlu, niż bogaty w lokalny koloryt bazar, jaki można spotkać na prowincji.
Najwyższe ze wzgórz okazało się być zasiedlone przez armię, mimo to panorama Asmary jest warta spaceru. Równie dobrych widoków dostarcza katedralna wieża, jak również nieczynna restauracja na VII piętrze hotelu Nyala.
Flagowymi atrakcjami miasta są postkolonialne, włoskie budynki -
Fiat,
Alfa Romeo i inne. Ich wizerunki znajdują się niemal w każdym przewodniku i encyklopedii, przez co ich naoczny widok nie jest niczym odkrywczym. Wyjątkowym doświadczeniem może być za to cmentarzysko zużytego sprzętu wojskowego, na terenie
Den Den Military Camp. Jest to właściwie jedyna atrakcja oddalona nieco dalej od centrum (około 20 minut marszu). By trafić na to złomowisko, należy z zachodniego końca Harnet Ave. skręcić w lewo w Aleję Męczenników (Martyrs' Ave). Po około 500 metrach, na owalnym rondzie trzeba skręcić przed Lili Cafe w prawo, w ulicę Wiedzy (Knowledge Street), iść prosto i pytać o Den Den. Będąc już na terenie Den Den, który jest w istocie campusem wojskowym należy pytać o "
tanki".
Większość kafejek internetowych znajduje się przy Harnet Avenue, na wschód od katedry.
- Hotele. Pojawiając się w Asmarze późną nocą wybór miejsc jest ograniczony, gdyż hotele są pozamykane a niektórzy dozorcy nie są skłonni otworzyć drzwi. Taka sytuacja spotkała mnie w Eritrea Pension i Hinwet Pension. Z otwartymi rękoma przywitano mnie zaś naprzeciw katedry, w Vittoria Pension. Tutaj do wyboru są dwa rodzaje tanich pokoi - jedynki za 70 i dwójki za 100 nakfa. Najlepsze są pokoje od strony ulicy, mają jedynie wadę związaną z hałasem w ciągu dnia, po zmroku jest cicho. W zamian za to otrzymujemy gwarantowaną pobudkę rano i wspaniały widok przez okno wprost na katedrę. Zarówno jedynki, jak i dwójki są przestronne i w miarę czyste, smutniejszego widoku dostarczają umiejscowione na z końców korytarza łazienki. Nie ma w nich zwykle bieżącej wody (o aktualny "rozkład jazdy" trzeba pytać w recepcji), do dyspozycji gości pozostawiono beczkę, plastikowe kubki oraz - aby nie marnować wody zbyt długą kąpielą - niezbyt przyjemny zapaszek.
Po tej samej stronie ulicy, tuż za rogiem, mieści się Green Island Pension. Standard pokoi i ceny są takie same, jak w wyżej opisanej Vittori. Ceniący spokój lub nie, winni jednak wziąć pod uwagę fakt, iż w Green Island zatrzymuje się wiele dziwek, które białemu turyście łatwo nie przepuszczą.
Trochę na uboczu, lecz nadal w samym centrum mieszczą się dwa następne tanie hoteliki. W Eritrea Pension najtańsze pokoje kosztują tylko 40 nakfa, lecz ilekroć tam zaglądałem nie było wolnych łóżek. Hiwet Pension oferuje z kolei pokoje w stylu prowincjonalnym, z drzwiami wychodzącymi na wspólny dziedziniec. Tutaj łóżko kosztuje 70 nakfa.
- Knajpy. Za dnia Asmara zaskakuje mnogością kawiarenek, w których przy kawie i ciastku przyjemnie jest rozpocząć dzień. Te przy Harnet Avenue w ciągu dnia wypełniają się po brzegi tak, że trudno jest w nich znaleźć wolny stolik.
W porze obiadowej, po południu, taniego jedzenia trzeba szukać w bocznych uliczkach od Harnet Ave., restauracje przy głównej ulicy są bowiem droższe, około dwukrotnie. Najwięcej tanich jadłodajni można znaleźć pomiędzy Harnet Avenue i bazarem oraz w okolicach północnej części Abuna Basilios Avenue.
Wieczorami stolica zamiera i tylko w weekendy lokale otwarte są dłużej. Szczególnie upodobałem sobie ogródek piwny City Park, na zachodnim krańcu Harnet Avenue. Piwo serwują również w kilku lokalach w centrum, zwykle jednak ludzie przychodzą tam na kawę lub coś zjeść.
- Komunikacja.
- Taksówki oprócz nocnej komunikacji z lotniskiem nie są zbyt przydatne. Asmara jest kompaktowym miastem, gdzie wszędzie można dojść piechotą. Gdyby jednak komuś zabolały nogi lub nie wiedział gdzie znajduje się dany adres, to za kurs przez miasto nie powinien zapłacić więcej niż 20 nakfa.
- Autobusy w Asmarze odjeżdżają z placu w okolicach bazaru.
Bilety do Assab trzeba kupować jak najwcześniej. W kwietniu wszystkie bilety były wykupione na trzy tygodnie wprzód i pomimo wielu próśb nie było szans na wcześniejszy wyjazd (niektórzy miejscowi sugerowali również, by stawić się o piątej rano na dworcu autobusowym w dniu odjazdu i liczyć na łut szczęścia). Choć autobusy jeżdżą przez Massawę, ludzie stamtąd, udający się do Assab dojeżdżają do Asmary, gdyż w Massawie autobus może już nie zabrać dodatkowych pasażerów. Połączenia te są nieregularne, raz na parę dni, jazda do Assab trwa do 48 godzin.
Autobusy do Keren odjeżdżają przez cały dzień z zachodniej części dworca autobusowego. Nie powinno być problemu z długim czasem oczekiwania. Bilet do Keren kosztuje 16,50 nakfa, jazda trwa cztery godziny.
Równie często odjeżdża transport do Massawy, czasem jest więcej chętnych niż miejsc i ustawia się kolejka do następnego autobusu - więcej o kolejce napisałem w notatniku - "Kolejka do autobusu". Bilet do Massawy kosztuje 16,50 nakfa, jazda z górki trwa 3 godziny z jedną przerwą na odpoczynek. Niekiedy odbywa się to w szaleńczym tempie. Kierowca mojego autobusu, z wyglądu podobny do Michaela Jacksona, ścinał zakręty, ostrzegając klaksonem ewentualnych kierowców jadących z naprzeciwka, pochylał się przy tym niczym motocyklista.
- Rower. Pomysł na przejażdżkę z Asmary do Massawy na dwóch kółkach podrzucił mi Kamil, który podobny wyczyn przedsięwziął kilka lat wcześniej. Podstawowym wyzwaniem jest znalezienie roweru, sprawa ta nie jest wbrew pozorom taka łatwa. W mieście nie ma bowiem ani jednej wypożyczalni rowerów. W tym celu warto przeczesać uliczki pomiędzy bazarem a Harnet Avenue, na wschód od Katedry. Właściciele tamtejszych warsztatów rowerowych mogą odstąpić swoje dwa kółka, lub znaleźć kogoś, kto będzie do tego skłonny. W moim przypadku, dogadałem się z właścicielem na 75 nakfa za dobę. Dodatkowo wpłaciłem kaucję w wysokości 50 euro. W zamian otrzymałem masywnego "górala", w dobrym stanie technicznym. Sklep-warsztat, w którym wypożyczyłem rower znajduje się w trzeciej przecznicy na wschód od katedry, około 200 m na północ od Harnet Avenue, po lewej stronie ulicy.
Przejażdżka w dół, do Massawy, trwała razem z przerwami pięć i pół godziny. Początkowo jazda polegała na ciągłym wciskaniu hamulca, prędkość zjazdu sięgała 60 km/h. Ostatnie 40 km to już płaski, suchy teren, bez skrawka cienia. Dopiero tutaj przydała się butelka z wodą. Szerzej o przejeździe rowerem z Asmary do Massawy napisałem w notatniku - "Rowerem do Massawy".
- Pociągiem można dojechać jedynie do oddalonego o 25 km w kierunku Massawy, Nefasit. Połączenia te mają charakter atrakcji turystycznej, w związku z czym cena jest wysoka. Za wycieczkę tam i z powrotem zapłacimy 50 USD (miejscowi płacą 100 nakfa). Odjazdy z Asmary odbywają się w niedziele o 8 rano, powroty z Nefasit dwie godziny później, o 10. Pociąg jedzie godzinę w dół i dwie pod górę (Asmara jest wyżej). Miłośnicy kolei mogą wynająć cały skład i pojechać nim do samej Massawy.
- Z lub na lotnisko najtaniej jest dostać się... piechotą - jest to jednak spory kawałek drogi, ponad 5 km. W godzinach dziennych bardzo dogodne połączenie zapewniają czerwone autobusy miejskie - linia numer 1 kursuje bezpośrednio z lotniska do centrum, bilet kupiony u konduktora kosztuje 1 nakfa. Po zmroku, jedynym sposobem pozostaje niestety taksówka. Gromadka żółtych pojazdów skupia się bezpośrednio przed lotniskową bramą. Cena jest stała i trudno negocjowana - 200 nakfa. Dogadując się z kierowcą spoza kolejki cena spada do 150 nakfa. Ponieważ spacer o 1:30 nad ranem mi się nie uśmiechał, umówiłem się z jednym z podróżnych na wspólną przejażdżkę, stanęło na 100 nakfa od osoby.
- Lotnisko. Przylatując do Erytrei, należy wypełnić otrzymany w samolocie formularz imigracyjny (dostępny również na lotnisku) oraz zastanowić się, ile walut obcych chcemy zadeklarować - ma to znaczenie, jeśli będziemy chcieli skorzystać z czarnego rynku (więcej przeczytasz o tym wyżej, w sekcji Pieniądze). Deklaracji podlegają również komputery, kamery, minidyski itp. (w przypadku braków przy wyjeździe, trzeba będzie zapłacić cło). Zarówno waluty, jak i elektronika nie są fizycznie sprawdzane (dotyczy tylko turystów, miejscowi są kontrolowani dokładniej), ale lepiej dmuchać na zimne. Przy wyjeździe sprawdzane są kwity bankowe, które mają grać z deklaracją wywozu (kolejny formularz), należy również pokazać zadeklarowany wcześniej sprzęt elektroniczny.
Na lotnisku jest kantor, gdzie można wymienić waluty po normalnym, oficjalnym kursie, również późno w nocy.
Massawa
Droga z Asmary spada w dół do Massawy dostarczając wspaniałych widoków, czy to z okna autobusu, czy z siodełka roweru i warta jest doświadczenia nawet, gdy nie zamierzamy zatrzymywać się w Massawie na dłużej. Z moich doświadczeń (a jechałem tą drogą cztery razy) wynika, że lepsze widoki zapewniają miejsca po południowej stronie drogi (jadąc z Asmary miejsca z prawej strony autobusu; z Massawy, z lewej).
Różnica między stolicą a Massawą jest duża. Sprawia to nie tylko klimat (jest bardziej gorąco i wilgotno) ale również duży port morski i bliskość Archipelagu Dahlak. Miasto zostało poważnie zniszczone podczas wojny wyzwoleńczej, jeszcze dzisiaj sporo budynków jest świadectwem tych czasów. Wieczorem, życie miasta nabiera rozpędu, w chłód ulicy wylegają marynarze, nieliczni turyści, dziwki oraz rzesze miejscowych. Więcej o Massawie można przeczytać w Notatniku - "
Miasto portowe".
Większość odwiedzających Massawę przyjeżdża tutaj z myślą o nurkowaniu. Miasto jest bowiem bazą wypadową do pobliskiego archipelagu Dahlak. By doń dotrzeć trzeba dysponować sporą ilością gotówki, gdyż na wyspy nie dociera transport publiczny a jest to jakieś 2 godziny wynajętą motorówką. Dodatkowym kosztem jest również odrębne zezwolenie. Namiastkę tego, co oferuje archipelag, można obejrzeć na wyspie Zielonej (Green Island). Tutaj płynie się z Massawy 10 minut, więc i ceny są niższe, nie trzeba też kupować zezwolenia.
Prawdopodobnie jedyna kafejka internetowa w Massawie jest na wyspie Taulud, mniej więcej naprzeciw kompleksu Central Hotel. Godzina surfowania kosztuje 15 nakfa.
- Hotele. Większość tanich hoteli oraz barów można znaleźć na wyspie Massawa, znalazłem tam między innymi Massawa Hotel, z jedynkami za 70 i dwójkami za 80 nakfa. Mój pokój był o tyle niefortunny, iż zaraz pod oknem miałem klub nocny z głośną muzyką a naprzeciw minaret meczetu z megafonem celującym wprost w okno. Relatywnie czysta (jak na afrykańskie warunki) łazienka znajduje się na korytarzu - i tu niespodzianka, bieżąca, lekko słonowaw woda jest rzeczywiście bieżąca, dostępna przez cały dzień i noc.
- Knajpy. Ze względu na portowy charakter miasta, miejsc gdzie można wypić piwo jest bardzo dużo. Wystarczy wyjść wieczorem na ulicę i dać się ponieść biegowi wydarzeń. Te same miejsca, za dnia funkcjonują jako lokalne jadłodajnie.
- Komunikacja.
- Autobusy. Nowy dworzec autobusowy znajduje się w kontynentalnej części miasta i jest oddalony od centrum o około kilometr. Niektóre autobusy a Asmary, oprócz głównego dworca zatrzymują się również w centrum, na wyspie Taulud. Obie części miasta łączą częste minibusy - 2 nakfa płaci się kierowcy. Dworzec zdobi charakterystyczny wrak rosyjskiego transportowca An-12, w którego wnętrzu miejscowy biznesmen urządził bar.
Autobusy do Asmary odjeżdżają regularnie przez cały dzień, czas oczekiwania na kolejny odjazd nie powinien przekraczać godziny (autobusy odjeżdżają po skompletowaniu pasażerów). Bilet kosztuje 20 nakfa, za umieszczenie roweru na dachu dopłaciłem drugie tyle. Jazda pod górkę trwa do 4 godzin z jedną przerwą na odpoczynek.
Autobusy do Assab jadą z Asmary przez Massawę tylko przejazdem i nie ma żadnych gwarancji, że kogoś zabiorą na pokład. Miejscowi polecali, bym kupił bilet (100 nakfa) i zaczął podróż w Asmarze. Inni z kolei zarzekali się, że są bezpośrednie połączenia z samej Massawy, odjeżdżające rzekomo codziennie, o 6:30, ale informacja ta okazała się nieprawdziwa.
- Ciężarówki mogą być ciekawą alternatywą dla jadących w kierunku południowym. O możliwości przejazdu najlepiej pytać w porcie, na północnym krańcu wyspy Massawa. Gdy pytałem, nikt jednak w tamtą stronę nie jechał.
- Statki odpływają z portu na wyspie Massawa. Nie ma regularnych połączeń pasażerskich, czasami można jedynie załapać się na pokład statku towarowego. Najciekawsze możliwości to rejsy do Jemenu, Assab lub Dżibuti. Znalezienie interesującego połączenia jest tylko kwestią czasu. W trakcie gdy byłem w Massawie były co prawda statki, które płynęły zarówno do Assab jak i do Dżibuti, żaden jednak nie planował wypłynięcia z portu w najbliższym tygodniu. Administracja portu (nowy gmach zwieńczony dwiema piramidami, po zachodniej stronie wyspy Taulud) nie przewidywała też, by w ciągu najbliższych dni coś się w tym zakresie zmieniło.
- Rower. Opis dojazdu do Massawy rowerem umieściłem w części dotyczącej Asmary, jak również w notatniku "Rowerem do Massawy". Jazda w drugą stronę, ponad dwa kilometry pod górę, byłaby mordęgą. Interesującą alternatywą jest natomiast przejazd do Assab - droga miejscami nie jest utwardzona i trzeba na to poświęcić kilka dni (może się okazać, że jest to szybszy sposób niż czekanie na transport publiczny). Gdyby ktoś się zdecydował, nie byłby pierwszy. Kilka tygodni przed moją wizytą w Massawie, kilku Francuzów pokonało tą trasę właśnie na dwóch kółkach.
Keren
W porównaniu do Asmary, w Keren jest odczuwalnie goręcej, warto więc wstać rano, gdy powietrze jest jeszcze rześkie. Pierwsze kroki skierowałem na niewielkie wzgórze na północy, skąd można mniej więcej ogarnąć panoramę miasta. Jest to również po drodze na targ zwierząt. Zwierzęcy plac targowy znajduje się około kilometra za miastem, wzdłuż drogi wiodącej obok miastowego bazaru. Na miejsce dotarłem o 8 rano, gdy ludzie spędzali jeszcze stada kóz, bydła i wielbłądów. Na dobre wszystko rozkręca się dopiero po dziesiątej, ale warto przyjść tu wcześniej, by poobserwować spędzających ze wszystkich stron swój dobytek pasterzy.
Wracając do Keren, można zboczyć kilkaset metrów w lewo na wschód, tuż przed miastem (jest drogowskaz) do Debre Myriam - ciekawej kapliczki umiejscowionej w pniu wielkiego baobabu. Ponoć panny, które chcą mieć dziecko dotykając tego drzewa wskrzeszają cud. Nie podchodziłem zbyt blisko. Rano, pod drzewem nie zastałem żywej duszy, po drodze jest interesująca panorama na zwierzęcy bazar w oddali.
Bliżej centrum można spędzić kilka przyjemnych chwil na bazarze miejskim. Moim zdaniem jest on atrakcyjniejszy od tego w Asmarze, a to dzięki większemu kolorytowi przybyłej z okolicznych wiosek gawiedzi oraz mniejszemu stopniu zorganizowania.
W mieście istnieją co najmniej dwie kafejki internetowe, godzina połączenia kosztuje tutaj 12 nakfa.
- Hotele. Miasteczko, choć nieduże, oferuje kilka możliwości noclegowych. Przetestowałem jedno z najtańszych miejsc, Awet Hotel. Płaci się tutaj 20 nakfa od łóżka. Są tylko dwójki, więc pragnąc prywatności trzeba zapłacić podwójną stawkę. Jest to typowy hotel prowincji, z klitkami pokoi skleconymi pośpiesznie w wewnętrznym dziedzińcu i z barem od ulicy. Oprócz łóżka, dostajemy moskitierę, kłódkę do drzwi, wspólną łazienkę bez drzwi z bieżącą od czasu do czasu wodą, karaluchy i komary (w Keren występuje malaria). Właściciel był tak zakłopotany niskim standardem usług, że w ramach przeprosin wieczorem zostałem zaproszony na piwo.
- Knajpy. W tym rejonie Erytrei, wyraźnie zauważalne są wpływy arabskie, również w kuchni. Knajpki w okolicach bazaru serwują oprócz znanej już indżery, między innymi fuul (duszona fasola z przyprawami). Erytrejska jego odmiana prześciga sudański odpowiednik zza granicy bogactwem przypraw. Popołudniami, a zwłaszcza po zmroku, lokale gastronomiczne wypełniają się po brzegi klientelą i trudno jest znaleźć wolne miejsce.
Najlepsze moim zdaniem lokale do spędzenia wieczoru, to te przy niewielkim placu, naprzeciw hotelu Awet.
- Komunikacja.
- Autobusy odjeżdżają z placu nieopodal wyróżniającego się z otoczenia kościoła z czerwonej cegły. Bilet do Asmary kosztuje 16 nakfa. Na odjazd za dnia nie powinno się czekać dłużej niż godzinę, w moim przypadku było to 20 minut. Jazda trwała 3 godziny.
- Rower. Z Asmary do Keren jest około 100 kilometrów drogi. Jest to odcinek porównywalny z tym do Massawy, ale o innej charakterystyce. Pierwsze kilkanaście kilometrów z Asmary wiedzie płaskowyżem, gdzie do pokonania jest kilka większych podjazdów. Potem następuje ostra jazda w dół, by na kilkanaście kilometrów przed Keren znowu się uspokoić. Droga jest porównywalna widowiskowo z tą do Massawy. Choć różnica poziomów jest mniejsza, porównując obie trasy czasami byłem skłonny przyznać pierwsze miejsce tej do Keren. Góry na tym odcinku są bardziej jałowe, półpustynne Osobiście nie jechałem rowerem na tym odcinku, ale wydaje mi się, że jest to kusząca propozycja. Planując eskapadę trzeba być świadomym trudnych podjazdów oraz wyższych temperatur.
Samolotem do Jemenu
Jako że najbliższe wolne miejsca w autobusach do Assab były dopiero za trzy tygodnie, statków w Massawie płynących w tym kierunku nie było a Eritrean Airlines miał wolne miejsca najwcześniej za sześć dni, nie pozostało mi nic innego, jak szukać innej drogi ewakuacji.
Z Asmary można udać się bezpośrednio samolotem między innymi do Sudanu, Dżibuti i Jemenu. Ze względu na wrogie relacje, nie ma bezpośrednich połączeń z Addis Abebą (można dolecieć np. przez Sanę). Z interesujących kierunków, Yemenia oferowała przeloty do Dżibuti za 406 USD i Sany za 230 USD w jedną stronę. Zdecydowałem się na tą drugą opcję.
Samolot do Sany wylatywał o pierwszej w nocy, lądując po drodze w Chartum. Lądowanie w Sanie skoro świt, o piątej. Pomimo późnego wylotu, poinstruowano mnie, bym stawił się na lotnisku już o 22:00. Byłem tam zresztą wcześniej, ale lotnisko jest o tej porze zamknięte, nieliczni podróżni mogą poczekać w prowizorycznym namiocie, oglądając telewizor.
Podatek wyjazdowy do opłacenia w okienku na lotnisku kosztuje 20 euro lub 20 dolarów amerykańskich.