Róg Afryki 2005

Informacje praktyczne

Wstęp
Pogoda
Język
Wizy i Permity
Pieniądze
Internet
Komunikacja
Zagrożenia
Hotele
Jedzenie i zakupy

Trasa

Asmara
Massawa
Keren
Samolotem do Jemenu

Wstęp

Relacja powstała w oparciu o własne doświadczenia z kwietnia 2005 roku oraz informacje zdobyte przez Macieja Graczyka, miesiąc później. O tej porze roku widno zaczyna się robić kilka minut przed szóstą nad ranem, noc zapada po dziewiętnastej. Erytrea leży w strefie czasowej o dwie godziny wcześniej niż Polska - gdy w Asmarze jest południe, w Warszawie jest dopiero dziesiąta rano.
Erytrea to specyficzny zakątek Afryki, odizolowany od reszty regionu. Granice lądowe z Sudanem i Etiopią są bowiem zamknięte - w przypadku Sudanu powodują to wzajemne oskarżenia o wspieranie zbrojnej opozycji, w przypadku zaś Etiopii źródłem konfliktu jest nieuregulowany przebieg wspólnej granicy. Jedyna furtka ewakuacji to przejazd przez Assab do Dżibuti. Kraj ten doskonale scharakteryzował Ambientman - "fajna klatka".

Pogoda

Decyzja o wyjeździe w ten rejon Afryki zapadła po przestudiowaniu map pogody. Aura Rogu Afryki w okresie wiosennym sprzyja podróżowaniu. Jest to końcówka chłodniejszej pory roku, gdy temperatury nie są jeszcze ekstremalne a niebo pozostaje wolne od chmur. Wybrzeże wraz z depresją Danakil stanowią wyjątek, tutaj zawsze jest gorąco i wilgotno. Na terenach wyżynnych, temperatury są wyraźnie niższe, jak choćby w położonej na wysokości ponad 2.300 m n.p.m. Asmarze, gdzie za dnia słupek rtęci ledwo sięgał 30 stopni a w nocy bywało chłodnawo. Zimą, w górach może być wręcz mroźno.
Podczas mojego pobytu, nie padało ani razu. Szanse na deszcz są największe w miesiącach letnich, w sierpniu i wrześniu.Erytrea - skrypt Geez

Język

Jedną z pierwszych rzeczy, która zwraca uwagę w Erytrei jest charakterystyczne, znane z Etiopii, pismo. Choć skrypt ten jest taki sam jak tam, język jest inny. W Erytrei większość mieszkańców włada językiem tigre (w Etiopii jest to język amharski). Na wybrzeżu i nizinach, drugim językiem jest arabski. Z języków Starego Kontynentu, najbardziej rozpowszechniony jest angielski - jest nauczany powszechnie w szkołach ponadpodstawowych, więc porozumiewanie się w tym języku jest łatwe.

Wizy i Permity

Przylatując do Asmary samolotem, najprościej jest zakupić wizę na lotnisku, za 50 USD (choć potwierdził to zapytany przeze mnie urzędnik na lotnisku, informacja ta jest niesprawdzona, niektóre źródła informują, że jest to niemożliwe). W innych przypadkach, najbliższą Polsce jest ambasada Erytrei w Berlinie. Więcej o tej możliwości napisałem w Informacjach wstępnych.

Pieniądze

Jedynym legalnym środkiem płatniczym w Erytrei jest pieniądz o nazwie nakfa (symbol międzynarodowy - ERN), który dzieli się na 100 centów. Oficjalny kurs wymiany to 15 nakfa za dolara amerykańskiego i 19 za euro.
Erytrea - 1 nakfa Wymiana z innej waluty na nakfa może przynieść sporo oszczędności ale może również być źródłem utrapienia, a to za sprawą czarnego rynku i deklaracji walutowych.
Na czarnym rynku za dolara amerykańskiego lub euro dostaniemy o 20-30% więcej nakfa, niż gdybyśmy to uczynili w banku, bądź oficjalnym kantorze. Kurs czarnorynkowy to 20 nakfa za dolara. Przy wjeździe do kraju, musimy jednak zadeklarować wszystką wwożoną walutę, która przy wyjeździe ma się bilansować z kwitami zakupu nakfa po oficjalnym kursie. Ponieważ zamierzałem wyjechać z Erytrei przez Assab (gdzie, jak zakładałem, nikt nie przywiązuje do tego uwagi), jakież było moje zdziwienie, gdy urzędnik na lotnisku w Asmarze rozliczył mnie z każdego wydanego dolara. Zeznałem w naprędce, że brakującą kwotę (około stu dolarów) wydałem na wizę Dżibuti (na wizie nie ma wpisanej wysokości opłaty). Dał temu wiarę.
Nielegalnie, po czarnorynkowym kursie, pieniądze można wymienić pytając o to w prywatnych sklepikach z importowanym towarem. Bankomatów w Erytrei nie ma.

Internet

Kafejki internetowe można znaleźć w każdym większym miasteczku, korzystałem z nich w Asmarze, Keren i Massawie. Szybkość łącz nie jest porywająca, jednak strony wczytują się w przyzwoitym czasie. Dłużej niż na załadowanie kolejnej strony czeka się czasem w kolejce na dostęp do komputera. W Keren spędziłem w kolejce niemal godzinę. Największe tłumy internautów odwiedzają kafejki po zmroku, surfując w necie do północy lub dłużej. Chcąc ominąć kolejki, warto odwiedzać kafejki wczesnym popołudniem lub jeszcze wcześniej.
Koszt godzinnego połączenia to wydatek rzędu 8-15 nakfa (najtaniej jest w Asmarze).

Komunikacja

Zagrożenia

Erytrea to kraj bezpieczny. Drobna przestępczość, kieszonkowcy, oszuści i inni złoczyńcy nie są tu zjawiskiem częstym. Po ulicach Asmary i innych miast można się włóczyć nie niepokojonym, nawet do późna w nocy. Większym zagrożeniem mogą być działania zbrojne przy granicy z Etiopią oraz pozostawione tam miny lądowe. Szanse znalezienia się tamże są jednak znikome, ze względu na niemożliwość uzyskania pozwolenia na wyjazd w te strony.

Hotele

Najtańsze pokoje, oprócz łóżek i dachu nad głową mają do zaoferowania wiele niespodzianek. A to brak wody w kranie, a to niespodziewana wizyta wesołych panienek, 110V w kontakcie zamiast 220, dyskoteka pod oknem itp. Godny wyróżnienia jest wszelako fakt, iż wśród niespodzianek nie spotkałem karaluchów. Niska cena rekompensuje jednak niewygody, które po ciężkim dniu przestają być istotne.
Lepsze (i tańsze) pokoje, to te bez łazienki - smród kloaki przenika bowiem do pokoju. Na wyżynach przeważają łazienki z wanną i normalnym klozetem (najczęściej, z zleżałą kupą w środku), podczas gdy na wybrzeżu częściej występują prysznice i przykucane "narciarze".
Targowanie się o cenę pokoju jest trudne, gdyż zwykle obowiązują oficjalne cenniki.

Asmara Lager - etykieta piwna

Jedzenie i zakupy

Kuchnia Erytrei jest bardzo zbliżona do etiopskiej. Faktem tym powinni ucieszyć się zwłaszcza zwolennicy indżery - rozłożystego, kwaskowatego i miękkiego placka, wyglądającego jak kawał filcu. Indżera podawana jest z rozmaitymi sosami i mięsiwem. W tym miejscu chciałbym przestrzec przed daniem o nazwie zigni - diabelsko ostrej odmianie gulaszu - po pierwszej łyżce spuchło mi gardło tak, że trudno było przełknąć następne kęsy (zdarzyło mi się to pierwszy raz w życiu, a ostre potrawy jadam regularnie). Tradycjonaliści mogą zastąpić indżerę zwykłymi chlebkami, makaronem, bądź pozostawioną przez Włochów w spadku pizzą.
Na bazarach można się targować, ale korzyści z tego są dużo mniejsze niż np. w Egipcie. Ceny można zbić maksymalnie o 10-20 procent.

Asmara

Stolica Erytrei pod wieloma względami nie wygląda jak afrykańska metropolia. Asmara jest leniwym, spokojnym miastem, gdzie miast brudu i kurzu jest porządek i czyste, górskie powietrze. Gdzie dni bywają chłodne a w kawiarniach serwują kawę po włosku. Asmara jest położona na wysokości ponad 2 300 m npm, co po części tłumaczy jej odmienność.
Sercem miasta jest strzelisty budynek katedry katolickiej, znajdujący się przy głównej ulicy Asmary, Liberation Avenue. "Liberation" w języku tigre to "harnet", i to właśnie tej nazwy należy szukać na plakietkach. Niemal wszystkie ciekawe miejsca oraz tanie hotele znajdują się bądź to przy Harnet Ave., bądź w niedużej odległości od niej.
Wędrówkę po Asmarze rozpocząłem od spaceru na północ, w kierunku wzgórz, z których spodziewałem się dobrego widoku na całą Asmarę. Nim tam jednak dotarłem, zajrzałem na bazar, niestety była niedziela i większość kramów byłą zamknięta - w pozostałe dni tygodnia targowisko działa normalnie (zwłaszcza rano). Jest to wszakże bardziej miejsce zorganizowanego handlu, niż bogaty w lokalny koloryt bazar, jaki można spotkać na prowincji.
Katedra w Asmarze Najwyższe ze wzgórz okazało się być zasiedlone przez armię, mimo to panorama Asmary jest warta spaceru. Równie dobrych widoków dostarcza katedralna wieża, jak również nieczynna restauracja na VII piętrze hotelu Nyala.
Flagowymi atrakcjami miasta są postkolonialne, włoskie budynki - Fiat, Alfa Romeo i inne. Ich wizerunki znajdują się niemal w każdym przewodniku i encyklopedii, przez co ich naoczny widok nie jest niczym odkrywczym. Wyjątkowym doświadczeniem może być za to cmentarzysko zużytego sprzętu wojskowego, na terenie Den Den Military Camp. Jest to właściwie jedyna atrakcja oddalona nieco dalej od centrum (około 20 minut marszu). By trafić na to złomowisko, należy z zachodniego końca Harnet Ave. skręcić w lewo w Aleję Męczenników (Martyrs' Ave). Po około 500 metrach, na owalnym rondzie trzeba skręcić przed Lili Cafe w prawo, w ulicę Wiedzy (Knowledge Street), iść prosto i pytać o Den Den. Będąc już na terenie Den Den, który jest w istocie campusem wojskowym należy pytać o "tanki".
Większość kafejek internetowych znajduje się przy Harnet Avenue, na wschód od katedry.

Massawa

Droga z Asmary spada w dół do Massawy dostarczając wspaniałych widoków, czy to z okna autobusu, czy z siodełka roweru i warta jest doświadczenia nawet, gdy nie zamierzamy zatrzymywać się w Massawie na dłużej. Z moich doświadczeń (a jechałem tą drogą cztery razy) wynika, że lepsze widoki zapewniają miejsca po południowej stronie drogi (jadąc z Asmary miejsca z prawej strony autobusu; z Massawy, z lewej).
Różnica między stolicą a Massawą jest duża. Sprawia to nie tylko klimat (jest bardziej gorąco i wilgotno) ale również duży port morski i bliskość Archipelagu Dahlak. Miasto zostało poważnie zniszczone podczas wojny wyzwoleńczej, jeszcze dzisiaj sporo budynków jest świadectwem tych czasów. Wieczorem, życie miasta nabiera rozpędu, w chłód ulicy wylegają marynarze, nieliczni turyści, dziwki oraz rzesze miejscowych. Więcej o Massawie można przeczytać w Notatniku - "Miasto portowe".
Większość odwiedzających Massawę przyjeżdża tutaj z myślą o nurkowaniu. Miasto jest bowiem bazą wypadową do pobliskiego archipelagu Dahlak. By doń dotrzeć trzeba dysponować sporą ilością gotówki, gdyż na wyspy nie dociera transport publiczny a jest to jakieś 2 godziny wynajętą motorówką. Dodatkowym kosztem jest również odrębne zezwolenie. Namiastkę tego, co oferuje archipelag, można obejrzeć na wyspie Zielonej (Green Island). Tutaj płynie się z Massawy 10 minut, więc i ceny są niższe, nie trzeba też kupować zezwolenia.
Prawdopodobnie jedyna kafejka internetowa w Massawie jest na wyspie Taulud, mniej więcej naprzeciw kompleksu Central Hotel. Godzina surfowania kosztuje 15 nakfa.

Keren

W porównaniu do Asmary, w Keren jest odczuwalnie goręcej, warto więc wstać rano, gdy powietrze jest jeszcze rześkie. Pierwsze kroki skierowałem na niewielkie wzgórze na północy, skąd można mniej więcej ogarnąć panoramę miasta. Jest to również po drodze na targ zwierząt. Zwierzęcy plac targowy znajduje się około kilometra za miastem, wzdłuż drogi wiodącej obok miastowego bazaru. Na miejsce dotarłem o 8 rano, gdy ludzie spędzali jeszcze stada kóz, bydła i wielbłądów. Na dobre wszystko rozkręca się dopiero po dziesiątej, ale warto przyjść tu wcześniej, by poobserwować spędzających ze wszystkich stron swój dobytek pasterzy.
Mapa Keren Wracając do Keren, można zboczyć kilkaset metrów w lewo na wschód, tuż przed miastem (jest drogowskaz) do Debre Myriam - ciekawej kapliczki umiejscowionej w pniu wielkiego baobabu. Ponoć panny, które chcą mieć dziecko dotykając tego drzewa wskrzeszają cud. Nie podchodziłem zbyt blisko. Rano, pod drzewem nie zastałem żywej duszy, po drodze jest interesująca panorama na zwierzęcy bazar w oddali.
Bliżej centrum można spędzić kilka przyjemnych chwil na bazarze miejskim. Moim zdaniem jest on atrakcyjniejszy od tego w Asmarze, a to dzięki większemu kolorytowi przybyłej z okolicznych wiosek gawiedzi oraz mniejszemu stopniu zorganizowania.
W mieście istnieją co najmniej dwie kafejki internetowe, godzina połączenia kosztuje tutaj 12 nakfa.

Samolotem do Jemenu

Jako że najbliższe wolne miejsca w autobusach do Assab były dopiero za trzy tygodnie, statków w Massawie płynących w tym kierunku nie było a Eritrean Airlines miał wolne miejsca najwcześniej za sześć dni, nie pozostało mi nic innego, jak szukać innej drogi ewakuacji.
Z Asmary można udać się bezpośrednio samolotem między innymi do Sudanu, Dżibuti i Jemenu. Ze względu na wrogie relacje, nie ma bezpośrednich połączeń z Addis Abebą (można dolecieć np. przez Sanę). Z interesujących kierunków, Yemenia oferowała przeloty do Dżibuti za 406 USD i Sany za 230 USD w jedną stronę. Zdecydowałem się na tą drugą opcję.
Samolot do Sany wylatywał o pierwszej w nocy, lądując po drodze w Chartum. Lądowanie w Sanie skoro świt, o piątej. Pomimo późnego wylotu, poinstruowano mnie, bym stawił się na lotnisku już o 22:00. Byłem tam zresztą wcześniej, ale lotnisko jest o tej porze zamknięte, nieliczni podróżni mogą poczekać w prowizorycznym namiocie, oglądając telewizor.
Podatek wyjazdowy do opłacenia w okienku na lotnisku kosztuje 20 euro lub 20 dolarów amerykańskich.
Notatnik
Jemen
© Janusz Tichoniuk 2001-2024