Wstęp
Czad, cztery razy większy od Polski przykryty jest kołdrą piachu. Gdzieniegdzie dziurawą - to oazy i za krótką na południu. W Czadzie nie ma prawie nic. Kilka kilometrów asfaltu, kilku skorumpowanych urzędników, kilka samochodów na ulicach Ndżameny.
Teoretycznie aby móc fotografować, należy wyrobić zezwolenie w Ndżamenie, ale zdaje się, że żaden urzędnik o tym nie wie.
W Czadzie o tej porze roku zmrok zapada o 18:00. Dzień zaczyna się o 6:00.
Język
Tak jak Niger, Czad do kraj frankofoński, angielski przydaje się rzadko. Drugim językiem urzędowym jest arabski. Kilka przydatnych zwrotów:
ajwa - tak;
la - nie;
szukran - dziękuję;
bi-kam? - ile?;
bizapt - dokładnie, właśnie;
maja - woda;
fi? - czy jest?; -
mamkin? - czy mogę;
kłajs - dobry;
giddun - bardzo;
marsz - iść, jechać;
ana - ja;
ajs - chcę.
Pogoda
Klimat jest taki sam jak w
Nigrze.
Wizy
Trzeba wyrobić przed stawieniem się na granicy. Bez większych problemów można ją wyrobić w Niamey (Niger) - wiza jest ważna przez 30 dni od zadeklarowanej daty wjazdu (
więcej...).
Pieniądze
Walutą Czadu jest frank środkowoafrykański (CFA). Jest to inna waluta od franka zachodnioafrykańskiego, używanego między innymi w Nigrze, Beninie i Togo. Oba franki wymienialne są między sobą w stosunku 1:1.
Kurs wymiany CFA do franka francuskiego jest wszędzie taki sam i nie jest obarczony dodatkowymi opłatami. Za jednego franka francuskiego dostaje się 100 CFA.
Jadąc z Nigru, franki można wymienić w Diffa lub Nguigmi.
W Czadzie nie ma bankomatów, pieniądze można wymieniać w bankach lub na bazarach. Te ostatnie funkcjonują również w święta, gdy banki są zamknięte.
Komunikacja
Z komunikacji dalekobieżnej korzystałem zaledwie kilka razy. Podstawowym środkiem transportu wydają się być ciężarówki i pikapy. Za miejsce w kabinie płaci się ekstra.
Bez względu na to, co to jest na odjazd trzeba czekać godzinami albo nawet dniami. Jedzie się powoli. To co na mapie zaznaczone jest grubą czerwoną kreską jest często ubitym traktem z tysiącem dziur. Mimo wszystko pikapy jadą dość szybko więc trzeba się zabezpieczyć przed nocnym chłodem.
Niektóre ceny z drugiej ręki (ciężarówki): Ndżamena - Abeche 10 000 CFA; Abeche - El Geneina (Sudan) 1 700 CFA.
- Internet. Pomimo plansz z napisem "Internet" w Ndżamenie nie ma kafejek internetowych. Podane przez LP miejsce było zamknięte.
Zagrożenia
Przed wyprawą do Czadu dobrze jest sprawdzić, jaka jest sytuacja. Podczas mojego pobytu wszędzie było w miarę spokojnie, nawet do Tibesti jeździły z Ndżameny zorganizowane wyprawy.
Gdy piszę te słowa (lato 2002), sytuacja trochę się zmieniła - w rejonie Ennedi rebelianci rozpętali walki, w których kilkadziesiąt osób zginęło a na południu dali znać rebelianci przy granicy z Republiką Środkowo Afrykańską.
Z innych źródeł wiem, że zarówno w Ndżamenie (okolice hotelu Novotel) oraz poza stolicą (Massakori) zdarzają się obrzucania turystów kamieniami.
Zagrożenie drobną przestępczością nie wydaje się wysokie, nawet w Ndżamenie. Z drugiej strony ktoś ukradł mi latarkę, koszulkę i turban.
Kolejnym źródłem niepokoju są skorumpowani urzędnicy, którzy zrobią wszystko, by wyrwać z kieszeni turysty trochę grosza. W każdej miejscowości, w której się zatrzymywałem, musiałem zarejestrować się na policji (pieczątka w paszporcie), u celników i jeszcze u kogoś. W sumie trzech urzędników. Kłopot w tym, że "negocjacje" prowadzi się często po ciemku, z bronią na stole. Jak sobie z tym radziłem, opisałem w dalszej części opisu.
Hotele
Jedyny hotel w jakim spałem był w stolicy - Ndżamenie. W Nakou dwie noce spędziłem śpiąc na macie na komisariacie policji, w Mao przespałem się pod daszkiem przy ulicy.
Jedzenie i zakupy
Na pustyni dużego wyboru nie ma. Bazary w mniejszych osadach oferują orzeszki (25 CFA za garść), chleb a w najlepszym razie racuchy z sosem. Im bliżej do Ndżameny tym lepiej, w przydrożnych tawernach pod gołym niebem można posilić się makaronem, mięsem a nawet owocami (500 CFA za duży talerz makaronu z mięsem plus woda i herbata). Jest cola (350 CFA), choć na wodę w butelkach nie ma co liczyć do samej Ndżameny. Do tej pory pozostaje smaczna woda z okolicznych studni.
Podane niżej ceny dotyczą cen w Ndżamenie. Nie mogłem nigdzie znaleźć płyt CD, dużo za to jest kaset (szukać znaków "K-7").
- Zakupy: Woda Zam Zam 1.5l made in Tchad - 500 CFA (wody importowane są droższe); chleb bagietka - 130-150 CFA; duży chleb okrągły - 500 CFA; paczka ciastek - 500 CFA; puszka sardynek - 400 CFA; porcja smażonej szarańczy - 100 CFA; dorodny ananas - 1 500 CFA; pięć pomidorków - 100 CFA; pięć cebulek - 50 CFA; worek herbaty (trzy litry) - 1 150 CFA, worek czerwonej papryczki (litr) - 150 CFA; czarka przyprawy (różne) - 100 CFA; pocztówka - 250-300 CFA; znaczek do Polski - 250 CFA (kartki przyszły po miesiącu); dzbanek do parzenia herbaty - 2 500 CFA; dwie miski z kalabasha - 750 CFA; trzy oryginalne maski - 17 000 CFA.
Dojazd z Nigru
Z Nguigmi na wschodzie Nigru wyruszyliśmy o godzinie 14. Pół godziny zajęła odprawa celna (samochód z bagażem odjechał w inne miejsce), przez kolejne pół godziny urzędnicy trzymali nas na rogatkach miasta. Na pace pikapa jechało ze mną około 20 podróżnych (
więcej...).
Granica z Czadem oddalona jest od miasta o 66 km w miejscu o nazwie Dahoua (próżno go szukać na mapie), pikap zatrzymał się tutaj o 18:00. Formalności zajęły około trzech godzin i ruszyliśmy dalej. Na noc zatrzymaliśmy się w Rig Rig.
- Woda i jedzenie. W Nguigimi (Niger) można się zaopatrzyć w niektóre artykuły spożywcze, takie jak chleb, konserwy, pomarańcze. Wody w butelkach nie ma, trzeba o nią zadbać już w Diffa lub Zinder.
Po drodze, podczas posiłków podróżni siadają w kołach i dzielą się jedzeniem. Zwykle są to daktyle, jakieś mięso, chleb i pomarańcze. Do picia jest przechowywana w skórzanych mieszkach woda (niektórzy przewożą ją w zawiązanych dętkach) lub coś co przypomina rozcieńczone mleko. Raz natknąłem się na lekko sfermentowany napój, w którym pływały cząstki czegoś rozmoczonego.
- Urzędnicy. W pierwszej kolejności odwiedza się budkę policji. Była już noc, więc formalności załatwiało się w świetle papierosa i latarki. Wyraźnie dano mi do zrozumienia, że chcą ode mnie pieniędzy ale na upartego powtarzałem że nie rozumiem po francusku więc sobie odpuścili.
W drugim szałasie urzędnik zadał mi kilka pytań i puścił wolno. W trzecim początkowo myślałem, że będę miał kłopoty, gdyż zakwestionowali mi ważność paszportu ale w końcu zapytali ile zapłaciłem w poprzednim szałasie i też puścili.
Rig Rig
Pierwsza większa osada na drodze z Nigru, choć jest to właściwie studnia i kilka szałasów, oprócz bazaru i naszego samochodu wokół studni kręciło się może pięć osób. Pierwszy nocleg w drodze z Nigru. Noc spędziłem na macie rozłożonej na piasku obok samochodu. Rankiem załatwiliśmy sprawę z urzędnikami i pojechaliśmy dalej.
- Woda i jedzenie. Rankiem odbywa się spory bazar, nie ma co jednak liczyć na odnowienie zapasów wody w butelkach.
- Urzędnicy. Wszystkie kontrole odbyły się bez prób wyłudzenia pieniędzy.
Nokou
Pikap zatrzymał się tutaj w południe, kończąc swój kurs. Pomiędzy Rig Rig a Nokou ilość pasażerów i bagażu stopniała do połowy. Dalszy transport do Mao miał odjechać po południu lub następnego dnia.
Nokou to dosłownie dziura, właściwie niecka w piachu. Stojąc w jej środku z każdej strony otoczona jest pustynią. Nie ma tu sklepów, prądu ani samochodów. Raz na dwa dni coś przejeżdża. Dwa dni spędziłem na posterunku żandarmerii, nękany przez skorumpowanych urzędników (chcieli za to 10 000 CFA, ale uciekłem im ciężarówką do Mao,
więcej...).
- Woda i jedzenie. Wody w butelkach nie ma. Na bazarze, popołudniami można kupić racuchy z sosem i orzeszki.
- Urzędnicy. Policjanci wypytali mnie dokąd jadę a następnie zażądali 12 500 CFA za "ochronę" na tej trasie. Uparcie twierdziłem, że nic im nie dam. Powołałem się na moją rozmowę z ambasadorem w Niamey, który powiedział mi, że poza pieniędzmi za wizę nie będzie już żadnych dodatkowych opłat (w rzeczywistości rozmowy takiej nie było). Cena szybko spadła do połowy, jednej czwartej aż w końcu stanęło na tym, żebym dał im jakiś "suwenir". Niestety nic dla nich nie miałem. Chcieli zabrać mi długopis ale nie miałem zapasowego, więc zostali z niczym.
Kolejna próba wyłudzenia nastąpiła podczas rejestracji (stempel w paszporcie). Tym razem żądali 5 000 CFA. Trudno się negocjuje z karabinem na biurku podczas gdy policjant wymachuje paszportem i krzyczy. Za spokój i bezpieczeństwo zapłaciłem 1 000 CFA.
Ostatni urzędnik, odpowiedzialny za wpisanie moich danych do zeszytu również chciał 5 000. Zabrał mój paszport i dał do zrozumienia, że mi go nie odda dopóki nie zapłacę. Poprosiłem o oficjalny rachunek - wypisał go na skrawku papieru. Poprawiłem długopisem piątkę na jedynkę, koleś zmienił zero na pięć i stanęło na 1 500 CFA.
- Komunikacja. Na dalszy transport do Mao czekałem prawie dwa dni. Ciężarówka odjechała o 22. Do Mao jedzie się 5 godzin (około 80 km, 2 000 CFA), można kontynuować do Ndżameny (6 000 CFA) ale szybciej jest zmienić w Mao transport na pikapa. Jazda to prawdziwa przyjemność - na ciężarówce było około 10 osób i można się było wygodnie położyć na plecach (więcej...).
Mao
Niewielka miejscowość na skrzyżowaniu szlaków komunikacyjnych. Z wielkiego, piaszczystego placu w środku osady można złapać ciężarówkę nawet do Faya na północy. Nie wiem tylko jak długo trzeba na nią czekać. Innych samochodów jak ciężarówki i terenowe pikapy nie widziałem. W dalszym ciągu jedyne drogi to piaszczyste szlaki przez pustynię.
Czekając na transport, noc przespałem pod wiatą przy placu, na którym zatrzymała się ciężarówka z Nokou.
- Woda i jedzenie. W Mao jest kilka sklepów i aktywny przez cały dzień bazar. Sklepy otwarte są tylko rano (być może dlatego, że był ramadan). W co najmniej jednym z nich można kupić zimną colę. Wody w butelkach nie ma.
Po drodze do Ndżameny jest jedna okazja, by dobrze zjeść. Na matach pod gołym niebem kobiety serwują makaron, mięso, racuchy i tym podobne specjały. Można uzupełnić zapas wody (studnia).
- Urzędnicy. Choć formalności zajmują dużo czasu (parę godzin czekania aż ktoś przyjdzie), nikt ode mnie nie chciał pieniędzy.
- Komunikacja. Miejsce w terenowej Toyocie do Ndżameny kosztuje 7 500 CFA. Jest trochę ciasno, ale dzięki częstym przystankom na modlitwy można rozprostować kości. Lepsze miejsce, obok kierowcy kosztuje 2 500 CFA drożej.
Z Mao wyjechałem w południe, po zmroku (17:00) zatrzymaliśmy się na posiłek, by kontynuować po jakiejś godzinie. Droga to cały czas szlak przez pustynię. Za Massakori zaczyna się szeroka gruntowa droga. Dziur jest na niej tyle, że prawie wszyscy jeżdżą obok. Przed samą Ndżameną jest odcinek asfaltu. W stolicy Czadu byłem o północy. Auto kończy kurs na gare routiere na północy miasta ale kierowca był na tyle uprzejmy, że podrzucił mnie w okolice bazaru w centrum.
Ndżamena
Stolica Czadu sprawia wrażenie niewielkiej, prowincjonalnej mieściny. Główna oś miasta to Ave Charles de Gaulle. Na północ od niej są dzielnice mieszkalne, na południe rzeka Chari a za nią Kamerun. Obszar obok stadionu, na wschód od Ave de Bezo (Kabalaye) to wielkie, płaskie wysypisko (na mapce w LP jest co innego).
Wzdłuż ulic płyną rynsztokiem nieczystości, idąc boczną uliczką trzeba uważać by noga nie ześlizgnęła się wprost do szlamu. W mieście nie ma specjalnych atrakcji turystycznych, Ndżamena jest ciekawa sama w sobie. Duży kawałek centrum zajmuje
Fort Lamy, w którym stacjonowali niegdyś Francuzi a obecnie znajduje się garnizon wojskowy. Fort z zewnątrz jest nieciekawy, zza wysokiego muru z cegły prawie nic nie widać.
W mieście nie ma dużego ruchu samochodowego a wszędzie można dojść na piechotę (raz skorzystałem z taksówki, zaraz po przyjeździe z Mao - za kurs do Hotelu taksówkarz zdarł ze mnie ostatnie 2 000 CFA).
Miałem problem z wymianą pieniędzy. Było święto i banki były zamknięte. Zanim znalazłem
moneychangers na bazarze (kurs wymiany franka francuskiego - 1:100, bez prowizji), natknąłem się na kolesia, który chciał mi "pomóc". Zaprowadził mnie w pewne miejsce i próbował nakłonić do pójścia z nim w zaułek. Zwęszyłem podstęp i dałem nogę. Później, na bazarze znalazłem aż trzy punkty wymiany, wszystkie oznaczone tabliczkami "Money change". Pierwszy jest na rogu Ave de Gaulle i drugiej przecznicy idąc od Grande Mosqée pośród stoisk z dywanami, z prawej strony. Drugi jest przy samym bazarze naprzeciw banku SGTB a trzeci z drugiej, wschodniej strony.
Pomimo incydentu z wymianą pieniędzy miasto wydaje się być bezpieczne, nawet po zmroku. Raz tylko napastował mnie koleś, który szedł za mną całą drogę do hotelu nagabując: "
masta, masta!". Przewodnik ostrzega jednak przed zapuszczaniem się w okolice pałacu prezydenckiego i nie należy tego lekceważyć. Pałac znajduje się niemal w centrum, pomiędzy placem Liberation a rzeką Chari. Gwardia prezydencka strzela bez ostrzeżenia do każdego, kto idzie ulicą po stronie pałacu, zwłaszcza po zmroku.
- Urzędnicy. Do hotelu wpadają czasem policjanci po cywilu, wylegitymują, sprawdzą paszport i idą dalej. Obowiązkowo należy się zarejestrować w urzędzie imigracyjnym (niedaleko hotelu Le Meridien Chari) w przeciągu 72 godzin po przyjeździe do miasta. Operacja wymaga dostarczenia 2 zdjęć, wypełnienia 2 formularzy i nie zajmuje więcej niż pół godziny. Wbrew temu co podaje LP, jest to bezpłatne (chociaż może też to zależeć od tego na kogo się trafi).
Fotografowanie miasta bez pozwolenia jest zabronione. Przy odrobinie dyskrecji da się ten przepis ominąć.
- Hotele. Nie ma dużego wyboru:
- Hotel Hirondelle (czyt. irondel). W zależności od standardu, pokoje kosztują tutaj 7, 9 i 12 000 CFA. Te na dole są bardzo ciemne i jeśli nie ma innych to warto zapytać o pokoje na górze następnego dnia. Mój pokój nie miał ani jednej prostej ściany, nawet podłoga była pod dziwnym kątem. Na suficie jest wentylator a na korytarzu łazienka, w której często nie było wody, zwłaszcza rano. Pokój numer 8 ma łazienkę i kosztuje 10 000 CFA. Hotel jest dogodnie położony, w sąsiedztwie bazaru i meczetu (wbrew temu co podaje LP, znajduje się przy ulicy 2037 a nie 2057).
- Auberge la Metropole, na południe od stadionu, blisko rzeki. Kawałek od centrum przez wyludnione ulice, wracając wieczorem trzeba by brać taksówkę. Pokoje pierwszej klasy mają za 15 000 CFA, drugiej - 12 500 CFA. Wpadłem tutaj sprawdzić jakie mają widoki z tarasu na rzekę Chari ale ledwo ją widać zza zagraconych dachów sąsiadów.
- Le Meridien Chari. Zanim tu nie przyszedłem, nie widziałem na ulicy białego człowieka. Obrazy jak za czasów kolonialnych. Biali moczą się w basenie a czarni przynoszą colę i piwo. Piekielnie drogo, za colę zapłaciłem 1 000 CFA, o piwo nie pytałem. Z baru przy basenie jest fajny widok na rzekę.
- Knajpy. Hotel Hirondelle ma skromne menu (koło 2 000 CFA za danie), ale oprócz piwa (750 CFA) i coli (500 CFA) na wszystko trzeba czekać a czasem nie mam po prostu nic. Uwaga na kolesia zza kontuaru - ciągle chce by stawiać mu piwo. Piwo jest też w hotelu Metropole (750 CFA) oraz Central (blisko Rond Point de la Garde, 2 000 CFA).
Tanio można zjeść na bazarze, np. kanapka z jajecznicą kosztuje 250 CFA, koktajl owocowy - 400 CFA (więcej...).
- Le Nil. Egipska restauracja mniej więcej naprzeciw ruin kina (dokładnie naprzeciw budynku BICIT), z prawej strony Ave de Gaulle idąc od strony bazaru. Serwują smaczne shawarmy (1 000 CFA), kebaby i desery (500 CFA). Cola 500 CFA, piwa nie ma. Podane w menu soki nie są sokami naturalnymi tylko napojami z butelki (mango - 1 000 CFA).
- Adjana Restaurant. Mój ulubiony lokal, nieopodal bazaru przy Ave de Gaulle, z prawej strony idąc od meczetu. Na pięterku jest świetny taras z widokiem na ulicę. Serwują tutaj świetne, zimne koktajle mleczno owocowe (600 CFA), najlepsze z banana i guavy. Dania kosztują średnio 2 000 CFA (od 1 000 do 4 000) ale są świetne, chociaż czasami z rana wybór jest ograniczony.
- Ifeoma Restaurant, przy Ave de Bezo. Nieczynna.
- Oasis Restaurant, na tyłach bazaru. Trochę trudno tu trafić, gdyż wejście zasłaniają trochę kramy. W dzień knajpa nieczynna (być może z powodu ramadanu). Kubek koktajlu owocowo-mlecznego kosztuje tutaj 400 CFA, jest też spory wybór tanich dań.
- Komunikacja. Ndżamena jest na tyle mała, że wszędzie można dojść na piechotę. Na lotnisko z centrum idzie się 15 minut.
Bilet do Paryża kupiłem w Tchad Evasion przy Rond Point de la Garde. Bilet Air France z data powrotu za tydzień kosztował mnie 661 USD. Agencja czynna jest od ósmej rano i oprócz sprzedawania biletów organizuje wypady w głąb kraju, zarówno krótkie nad jezioro Czad jak i dłuższe w Tibesti i Ennedi. Namiary na biuro: www.tchadevasion.com; tchad.evasion@intnet.td. Tel/fax +235 52 65 32.
- Lotnisko. Mały budynek lotniska bardziej przypomina dworzec PKP w Hajnówce niż międzynarodowy port lotniczy. Tablica informacyjna wyświetla tylko trzy przyloty/odloty i to wystarcza na cały dzień (przede mną był tylko odlot do Douali i Bamako). Nie ma tarasu widokowego, ale przez okna knajpy na pięterku (piwo - 1 000 CFA, cola - 300 CFA) można spojrzeć na pas startowy. W knajpce były tylko napoje bo kanapki się skończyły, podobny bar znajduje się po drugiej stronie, za odprawami - wszystko tutaj jest dwa razy droższe (piwo 2 000 CFA).
Mimo tego, że mój samolot startował po północy, odprawa zaczęła się o 20. Lotniskowe toalety otwierają o 21 ale uwaga - nie ma wody! Procedury na bramce trwają bardzo długo, dużo cwaniaków wpycha się do kolejki poza kolejnością. Przy wylocie opłaca się podatek lotniskowy oraz opłatę "turystyczną", w sumie 10 000 CFA.
Wszystkie wykrywacze metalu były zepsute a ostateczna kontrola bagażu odbyła się na płycie lotniska prze załogę Air France. Samolot leciał do Paryża prawie 6 godzin (od 0:30 do 5:12 + 1 godzina różnicy czasu).