Afryka Zachodnia - Czad 2001

Informacje praktyczne

Język
Wizy
Pieniądze
Komunikacja
Lotnisko
Hotele
Jedzenie i zakupy

Trasa

Akra
Winneba
Cape Coast
Kakum
Kumasi
Kpandu

Zobacz również inne relacje z Ghany: Na południe od Maroko (2003)


Wstęp

W listopadzie, dzień zaczyna się o 5:30, zmrok zapada o 18:00.

Język

Angielski jest językiem urzędowym. Można jednak studiować na Oxfordzie a tutaj mieć spore problemy. Zjadane są bowiem wszystkie końcówki. I tak np. "water" wymawia się "łota", rondo to "sirk" a baterie - "bat"
Na prowincji, za białym turystą gromady dzieciaków krzyczą "obrumi", czyli "biały człowiek".

Wizy

Trzeba zdobyć przed wyjazdem. Swoją wyrobiłem w Konsulacie w Warszawie (więcej...).

Pieniądze

Walutą Ghany jest Cedi (dalej - C). Największy banknot to 5 000 C, wymieniając 50 USD dostaje się więc pokaźny plik papieru. Kurs wymiany jest wszędzie ten sam, 7 100 C za dolara. Na czarnym rynku wymieniają za 7 150 - za mało by zaryzykować.
W Akrze, Cape Coast oraz Kumasi wyjmowałem pieniądze ze ściany za pomocą karty Visa Electron. Na złotówki przeliczyło mi w Polsce po kursie 4.27-4.30 PLN za 1 USD (7 150 C).

Komunikacja

Korzystając z międzymiastowej komunikacji publicznej należy pamiętać o trzech rzeczach. Po pierwsze trzeba najpierw kupić bilet (jest na nim napisany numer rejestracyjny naszego pojazdu), po drugie za bagaż płaci się ekstra dla człowieka montującego pakunki na dachu lub w bagażniku (1000 C), a po trzecie nic nie odjedzie aż nie będzie kompletu pasażerów. Średni czas oczekiwania na odjazd w moim przypadku wyniósł około trzech godzin.
Najwygodniejsze miejsce w tro-tro to te obok kierowcy, siedzi się we dwóch ale jest najwięcej miejsca na nogi. Drugie w kolejności to te obok drzwi, ponieważ ludzie często wysiadają i wsiadają, można od czasu do czasu się rozprostować.
Litr paliwa do silników Diesla kosztował 1 956 C.

Lotnisko

Pomimo, że wiza mówi o 30 dniach, standardowo przy wjeździe wbijają pieczątkę na 60 dni pobytu. Są dwa punkty, w których można wymienić kasę, pierwszy jest przed taśmami bagażowymi z lewej strony, drugi jest tuż za odprawą celną. Kurs w obu jest taki sam, za dolara dają 7 100 C, można też wymienić inne waluty.
Na lotnisku można natknąć się na informację turystyczną, według której taksówka do centrum kosztuje 30 000 C. Taksówkarze twierdzą co prawda, że odpowiednią kwotą jest 50 000 ale pojada za 30. Do centrum Akry jest około 10 km, tuż obok lotniska jest ruchliwa droga i za dnia bez problemu można złapać jakieś tro-tro. Na miejscu, w hotelu spotkałem Szwajcara, który za taksówkę zapłacił 70 000 C. Najrozsądniej jest podzielić z kimś koszt taksówki.
Ponieważ najtańszych miejsc noclegowych w Akrze nie jest wiele, lepiej nie zwlekać z opuszczeniem lotniska.

Hotele

Piwo Problem polega na tym, że najtańsze pokoje jednoosobowe są często zajęte i trzeba płacić za dwójki.

Jedzenie i zakupy

Najtańsze można kupić na ulicy, sprzedają je kobiety z wielkich aluminiowych garnków. Podstawą żywieniową ulicy jest fufu, czyli sfermentowana kassawa, do tego dodaje się sosy, ryby itp. Zawinięty w liść "pączek" fufu kosztuje 500 C. Dodatki, np. ryba - 1 000 - 2 000 C.
Dobre informacje dla piwoszy - duże piwo ma pojemność 0.625 l.

Akra

Akra Przyjemne miasto, warto pokręcić się po knajpach dla miejscowych w poszukiwaniu taniego piwa i potańcówek, muzycznie króluje tu reggae. Największe bazary w Akrze to Makola i Kaneshie. Ten drugi to połączenie bazaru z "motor parkiem", tutaj częściej można spotkać przywieziony z prowincji koloryt. Makola w niedzielę jest niemrawa. Na bazarach jest problem z robieniem zdjęć, kogo się nie zapyta - odmawia.
W niedzielę warto wpaść do jakiejś chrześcijańskiej świątyni - to co się tam wyprawia na mszach jest po prostu nie do opisania (więcej...).
Naprzeciw knajpy White Bell jest nowocześnie wyglądająca kafejka internetowa, za pierwsze 15 minut płaci się 2 500 C, za każde kolejne - 2 000. Albo miałem pecha albo mają tam koszmarnie wolny transfer, strona Wirtualnej Polski otwierała mi się około 10 minut.
Dzielnica Adabraka, w której znajdował się mój hotel i opisane lokale zdała mi się całkiem bezpieczna. Po zmroku, nawet gdy wysiadła elektryczność, rozglądałem się po okolicy nie czując żadnego zagrożenia (uwaga na przemykające pod nogami szczury).

Winneba

Winneba Wpadłem tu na chwilę z listami od znajomego do pracujących tutaj misjonarzy. Turyści raczej omijają to miejsce, świadczą o tym tłumy dzieciaków, które ciągle za mną biegały krzycząc Obrumi! Obrumi!. Miasteczko ma przyjemną zatoczkę i niezłą plażę a na bazarze można kupić świeżo złowione ryby.

Cape Coast

Dużo turystów, może dlatego ciężko jest utargować taksówkę poniżej 5 000 C. Odległości są tutaj zresztą niezbyt duże i wszędzie można dojść na piechotę. Jest zamek i dwa forty z czasów kolonialnych. Dla mnie najbardziej podobał się bazar.
W banku Barclay, nieopodal zamku czynny jest bankomat, wyciągnąłem z niego 200 000 C. W Polsce zdjęło mi z konta 120 PLN.

Park Narodowy Kakum

Kakum Wejście do parku znajduje się tuż przy drodze z Cape Coast. Woda i jedzenie dostępne są tylko w budynku parku (drogo). Wstęp za szlaban kosztuje 500 C ale jest to tylko symboliczna opłata w porównaniu do 60 000 C jakie trzeba zapłacić za przechadzkę po rozpiętych między drzewami na wysokości 40 metrów kładkami. Mimo ceny, jest to ciekawe przeżycie. Na kładce może znajdować się wyłącznie tylko jedna osoba, która idąc buja mostkiem na boki. Kilkanaście kładek ma łącznie około 300 metrów długości.
Po zejściu z kładek przewodnik oferuje dodatkowy spacer ścieżką edukacyjną (40 minut) za 20 000 C i jakby tego było mu mało, na koniec wyciąga rękę po napiwek. Cała wizyta w parku zajęła mi dwie i pół godziny.
Park słynie ze słoni leśnych ale szansa na ich zobaczenie jest naprawdę nikła. Zresztą oprócz jaszczurek, termitów, motyli i mrówek nie widziałem żadnego zwierzęcia. Park organizuje też nocne wyprawy do lasu z noclegiem na platformach, wtedy można zobaczyć jakąś zwierzynę.

Kumasi

Kumasi Stolica ludu Ashanti. Bardzo trudno jest tutaj robić zdjęcia. Prawie nikt nie chce być fotografowanym, ani też nie chce by robić zdjęcia jego własności. Bardzo ciekawy jest bazar, wkomponowany w zakręt linii kolejowej.
W banku Barclays jest bankomat, wyjąłem z niego 40 000 C, w kraju zdjęło mi z konta 24 złote.

Kpandu

Kpandu Przyjechałem tutaj późnym wieczorem, następnego dnia miałem jechać do Togo. Okazało się jednak, że transport za granicę, do Kpalime, jedzie przez Ho, a więc musiałem trochę wrócić. Ponadto skończyła mi się kasa i musiałem dokonać transakcji na czarnym rynku a jedyny hotel (Lucky Hotel), jaki był wymieniony w przewodniku już dawno nie istniał.
Miasteczko położone jest nieopodal jeziora Wolta ale żeby je zobaczyć, trzeba podjechać pięć kilometrów za miasto. W Kpandu pojawiłem się przed północą. Za dojazd do hotelu, o którym nie miałem zielonego pojęcia gdzie jest i ile kosztuje, taksówkarz zdarł ze mnie 4 000 C. Rano poszedłem wymienić kasę, bank otwierają o 8:30 ale nie prowadzą wymiany. W przydrożnej budzie, po długich targach za 10-cio dolarowy banknot dostałem 50 000 C.
Informacje
Togo
© Janusz Tichoniuk 2001-2024