Poznając Afrykę odkryłem w sobie ciekawość wschodu i zachodu. Gdy wracam z Afryki Zachodniej ciągnie mnie na wschód i na odwrót - po powrocie ze wschodniej strony Afryki ciekaw jestem, co się zmieniło po drugiej stronie kontynentu. Po obu stronach spotykam innych ludzi, inaczej sie pije piwo w barze, świat wzdłuż drogi wydaje się być inny. Gdy więc wracałem w styczniu tego roku z Afryki Zachodniej (wyprawa Z Niamey do Bangui), myślałem już o Dar es Salaam.
Zamierzałem jechać na południe. Nie mogłem się jednak zdecydować, którą stroną Jeziora Malawi mam to zrobić. Postanowiłem więc okrążyć te jezioro i wrócić do Dar es Salaam. Jedyną niewiadomą było Zimbabwe - kraj pogrążony w głębokim kryzysie ekonomicznym, na który świat się obraził, gdy prezydent Robert Mugabe wypiął nań swoje „cztery litery”. Poza tym trasa miała być łatwa, przyjemna i bezpieczna.
Od decyzji do wyjazdu miałem dwa tygodnie. Kupiłem bilet, spakowałem plecak i pojechałem.