Spowite złą sławą konfliktu Hutu z Tutsi Burundi dopiero od kilku lat otwiera się na turystów. Jest ich jednak jeszcze bardzo niewielu, a to z powodu bezpieczeństwa - w okolicach Bużumbury aktywne jest jeszcze ostatnie ugrupowanie rebelianckie.
Burundi to najbiedniejszy kraj świata, z Produktem Krajowym Brutto w wysokości 90 dolarów na jednego mieszkańca. Powierzchnia kraju, porównywalna do województwa wielkopolskiego to podobnie jak w sąsiedniej Rwandzie wzgórza i pagórki. Od zachodu Burundi przylega do Jeziora Tanganika, jest to najniżej położona część kraju - około 900 m n.p.m.
Latem czas w Burundi wyznaczają te same godziny, co w Polsce. Zimą, czas jest przesunięty o plus godzinę - gdy w Bużumburze jest południe, w Polsce jest dopiero jedenasta. Nie stosuje się zmiany czasu z zimowego na letni i na odwrót.
Dzień przeciętnie trwa prawie trzynaście godzin. Brzask następuje o 5:40, noc zapada o 18:30 (ze względu na bliskość równika, godziny te nie zmieniają się znacząco w przeciągu roku).
Pomimo bliskości równika, ze względu na wysokość nad poziomem morza klimat Burundi jest umiarkowany, najgoręcej jest na wybrzeżu Jeziora Tanganika. Pora sucha trwa od czerwca do września.
Wizy Burundi otrzymuje się na przejściach granicznych po wypełnieniu małego formularza i wpłaceniu 20 dolarów. Wizy takie ważne są tylko przez 3 dni (na otrzymanym kwitku określa to zapis „3 jrs”). Przekroczenie tego terminu związane jest z koniecznością dopłaty przy wyjeździe po 8 dolarów za każdy dodatkowy dzień (liczy się każda zaczęta doba).
Przy wjeździe do Burundi może zostać sprawdzona ważność szczepionki na żółtą febrę. Szczepionki wykonują w Polsce Sanepidy, czyli Stacje Sanitarno - Epidemiologiczne. Adresy i telefony do placówek Sanepidu można znaleźć na stronie Państwowej Inspekcji Sanitarnej.
Na terenie całego kraju występuje wysokie zagrożenie zachorowania na malarię. Więcej o zapobieganiu tej chorobie w części Malaria w Afryce.
W Rwandzie należy uważać również na ślepotę rzeczną (Bilharcjoza) i HIV/AIDS.
Informacje o Burundi znajdziemy w przewodnikach Lonely Planet. „East Africa” poza Burundi zawiera Rwandę, Ugandę, Tanzanię i Kenię. Opisujący cały kontynent „Africa” posiada podobny zasób informacji praktycznych (w najnowszym, 11 wydaniu z 2007 roku zabrakło opisów niektórych najtańszych miejsc noclegowych, w tym w Bużumburze i Kampali - wygląda na to, że Lonely Planet schodzi na psy).
Prawdopodobnie dwie najlepsze mapy Burundi to „Burundi” z IGN w skali 1:250 000 oraz „Rwanda, Burundi” z ITMB w skali 1:300 000. Inne, mniej dokładne mapy obejmujące Burundi to: „Tanzania” z Reise Know-How w skali 1:1 200 000 „Tanzania” z Harms-ic-Verlag w skali 1:1 400 000 (obie zawierają również Rwandę) oraz „Tanzania, Rwanda, Burundi” z Nelles w skali 1:1 500 000.
Pieniądzem Burundi jest frank burundi (kod międzynarodowy: BIF), dzielący się na 100 centymów (w obiegu nie występują). Euro i dolary można wymieniać w bankach, w prowadzonych przez Hindusów sklepach (dolary amerykańskie są preferowane) oraz u specjalizujących się w tym handlarzy wprost na ulicy. Tych ostatnich spotkamy również na granicach lądowych (przed wymianą warto jednak zapytać kogoś postronnego o aktualny kurs, w przeciwnym razie zedrą z nas niemiłosiernie). Bieżące kursy (stan na listopad 2007):
Tak jak w innych krajach regionu najkorzystniej jest wymieniać banknoty nowe, w większych nominałach (optymalnie 100). Dolary amerykańskie wydane przed rokiem 2002 mogą być bardzo kłopotliwe a nawet niemożliwe do wymiany. Banknot 5 000 franków Burundi jest prawdopodobnie przedmiotem fałszerstw, gdyż niektórzy odmawiają przyjęcia takiego nominału twierdząc, że to „pirat”.
W Burundi nie ma bankomatów.
Najpoważniejszym zagrożeniem w Burundi są sporadyczne ataki rebeliantów Forces Nationales de la Liberation (FNL), operujących na północ od Bużumbury, w prowincji Bujumbura Rural oraz w lasach Kibira. Raz na kilka miesięcy FNL próbuje zasiać niepokój ostrzeliwując przedmieścia stolicy.
Za niebezpieczne uważa się również tereny przy granicy z Kongo, gdzie zapuszczają się od czasu do czasu kongijscy partyzanci.
Skróty najważniejszych informacji z Burundi można znaleźć w dziale Wiadomości z Afryki - Burundi.
Dwa urzędowe języki Burundi to francuski i rundi. Język angielski nie jest powszechny, choć zazwyczaj znajdzie się ktoś, kto włada nim w stopniu podstawowym (większość zapytanych osób odpowiadało, że po angielsku nie rozmawia, po czym okazywało się, że da się z nimi dogadać i w tym języku).
Internet dostępny jest tylko w Bużumburze i większych miastach. Godzina połączenia kosztuje od 1 200 do 1 500 franków.
Międzynarodowy numer kierunkowy do Burundi to 257. Żaden z polskich operatorów telefonii komórkowej nie oferuje połączeń roamingowych z Burundi.
Podstawowym środkiem komunikacji międzymiastowej w Burundi jest minibus. Pojazdy te odjeżdżają z placów autobusowych, zwanych z francuska gare routières, albo w mniejszych miastach z określonego miejsca wzdłuż ulicy. Główne drogi w Burundi są nieźle utrzymane, ale czas podróży opóźnia czas oczekiwania, gdyż minibusy odjeżdżają dopiero po wypełnieniu przez pasażerów wszystkich miejsc. Czasami, oprócz minibusów transport zapewniają mniejsze taksówki.
Na krótszych dystansach można skorzystać z operujących w miastach moto-taxi.
Tanie miejsca noclegowe w Burundi reprezentują niezły, afrykański standard. Często pokoje wyposażone są w łazienki, dziurawe moskitiery i świece, na miejscu jest też zazwyczaj jakaś stołówka. Po zmroku warto mieć pod ręką latarkę, gdyż dostawy prądu są nieregularne.
Koszt najtańszego noclegu waha się od 6 000 do 7 000 franków.
Nie udało mi się wytropić w kuchni Burundi przysmaków charakterystycznych tylko dla tego kraju. Małe knajpki serwują podobne dania, jak w sąsiedniej Rwandzie, czy Tanzanii. Na talerzu znajdziemy więc najczęściej ryż, kurczaka, frytki, szaszłyk i tłuczone plantany.
W lokalnych barach serwują zwykle Primusa, w dużych butelkach 0.72cl. Rzadziej dostępny jest warzony na licencji Amstel.
Główna droga z Rwandy kilka kilometrów przed Bużumburą zjeżdża zakrętami w dół odsłaniając niezłe widoki na Jezioro Tanganika i stolicę. Miasto to nieduże, nie ma tu też wiele do zobaczenia.
Uliczni handlarze walutą kręcą się przy Chaussé Prince Rwagasore, w pobliżu bazaru. W centrum Bużumbury znajdziemy wiele kafejek internetowych, sprawdziłem tylko jedną, mniej więcej w połowie drogi z hotelu Albatross do głównego ronda w centrum (po tej samej stronie, co hotel).
Właściwie wieś, nie miasteczko, Rutana jest dobrą bazą wypadową do Wodospadów Karery. Rutana składa się z części górnej (haut) i dolnej (bas). Na górze jest kilka knajpek, główny plac i oberża, w której można się zatrzymać na noc. Dolna część to skrzyżowanie, przez które wiedzie główna droga z Bużumbury i dalej do Gitegi - oprócz zatrzymujących się tutaj tranzytem minibusów i kilku drewnianych budek wiele tu nie ma.
Wodospady Karery (Chutes de la Karera) leżą około 30 km od Rutany. Jest to seria trzech widowiskowych kaskad, z których położona najniżej wydaje się być najwyższa - próg na wysokości około 50 m. Wstęp na teren wodospadów kosztuje 2 000 franków (plus 1 000 za kierowcę motocykla) - środki z biletów idą rzekomo na rozwój lokalnej społeczności. Najlepszym dniem na wycieczkę wydaje się być niedziela - nie dość, że w Karera jest wtedy barwny bazar, to jeszcze niemal w każdej wsi po drodze trwają piwne libacje - w przydrożnych chatach mężczyźni konsumują z tykw przez słomki lokalnie warzone piwo, w zębach zaś kopcą wielkie skręty z gazet.
Dojazd do wodospadów jest utrudniony, gdyż poza dniem targowym nie kursuje w ich pobliże żaden transport publiczny. W niedziele (dzień targowy) minibus z Gitegi jedzie na targ w pobliżu wodospadów wczesnym rankiem, by wrócić po południu. Startując z Rutany jedyną chyba szansą zobaczenia wodospadów jest wynajęcie jednej z dwóch jeżdżących w okolicy moto-taksówek. Po około godzinie poszukiwań i targów udało mi się wynająć motocykl z kierowcą za 25 000 franków (kurs w dwie strony).
Jazda zaczyna się od pokonania 8 km asfaltem na północ od Rutana, gzie na rozwidleniu dróg należy skręcić w stronę Gitegi. Po kolejnych 10 km asfaltu drogowskaz wskazuje w prawo kierunek Shanga, gdzie należy skręcić. Od tego momentu jazda odbywa się bardzo kiepską, czasami kamienistą a czasami bardzo pylistą drogą. Na niektórych odcinkach musiałem wchodzić pod górę piechotą, gdyż motocykl nie mógł sobie poradzić z wertepami (cieszyłem się z tych momentów, podczas których odpoczywał obolały od wybojów tyłek). W Shanga, którą gdyby nie kościół można by przejechać jej nie zauważywszy, droga znowu się rozwidla - za kościołem trzeba skręcić w prawo. Po 10 km, licząc od zjechania z asfaltu, dojeżdża się do Karery, która w dzień inny niż targowy powinna świecić pustkami. Stąd do wodospadów jest już tylko trzy i pół kilometra (z Karera trzeba kierować się w prawo). Droga kończy się przy najwyżej położonej kaskadzie, by zobaczyć pozostałe dwie trzeba zejść kilkaset metrów ścieżką wiodącą w prawo od kaskady.
Choć Gitega jest drugim pod względem wielkości miastem Burundi, jest to bardzo małe miasteczko. Okolice na zachód od centralnego placu miasta, na którym kiedyś był rynek, to dzielnice muzułmańskie. W dole miasta, za zakrętem leży część chrześcijańska - tutaj po zmroku dzieje się więcej. W dolnej części znajduje się Muzeum Narodowe.
Mieszkańcy opowiadają, że dopiero od kilku lat można normalnie wyjechać z miasta. Wcześniej każdy przejazd drogą do Bużumbury wiązał się z ryzykiem napadu przez uzbrojone bojówki. Ryzykanci tracili często cały dobytek, łącznie z butami. Pechowcy, którzy próbowali naciskać na gaz i uciekać często ginęli od kul. Robili to ci sami ludzie, z którymi wieczorami w tanich lokalach piło się piwo.
W banku w centrum miasta nie wymieniają walut, w razie potrzeby można tego dokonać w jednym z okolicznych sklepów prowadzonych przez Hindusów. Gitega to ciemne miasto - po zmroku niezbędna jest latarka.
Według Lonely Planet, w poniedziałki w Kayanza odbywa się wielki bazar. Być może, ale nie w każde.
Kayanza to nieduże miasteczko położone wzdłuż kilku ulic, z których główna to szosa z Kigali do Bużumbury. W jej pobliżu znajdują się niemal wszystkie interesujące miejsca w mieście.