Późniejsza podróż do Kamerunu: 2009 Moto Kongo - Kamerun
Kamerun to wyjątkowe miejsce. Jest tu wszystko, co w Afryce urzeka - ludzie, przyroda, kultura. Jednocześnie jest to kraj, w którym podróżuje się stosunkowo łatwo, ze znalezieniem taniego hotelu nie ma problemu i jest niezła kuchnia. Kamerun jest świetnym miejscem dla tych, którzy chcieliby pojechać do Afryki, lecz obawiają się zderzenia z miejscową rzeczywistością.
Powierzchnią, Kamerun dorównuje Hiszpanii, a więc jest o połowę większy od Polski. Znad Jeziora Czad na północy do południowej granicy Kamerunu jest ponad 1 200 km, spinające suchy Sahel z soczystą dżunglą. Interior kraju wypełnia wyżyna, jest to kraj pagórkowaty, większe góry znajdują się tylko przy granicy z Nigerią, w tym najwyższy szczyt Afryki Zachodniej - Góra Kamerun oraz malownicze pasmo Gór Mandara (na północy).
Kamerun leży w tej samej strefie czasowej co Polska. Jedyna różnica, to brak przejścia na czas letni - w okresie od listopada do marca czas jest przesunięty godzinę wcześniej w stosunku do Polski. W tym okresie, gdy w Kamerunie jest południe, w Polsce jest już pierwsza. Wszystkie sąsiednie kraje leżą również w tej samej strefie, więc przekraczając granice nie trzeba przestawiać zegarków.
Dzień trwa tutaj średnio prawie trzynaście godzin, ze względu na bliskość równika, nie ma dużej różnicy w długości dnia w przeciągu roku - najdłuższe dnie są w czerwcu, w Yaounde świta wtedy o 5:40, a zmierzcha o 18:50; w grudniu, gdy dnie są najkrótsze, widno jest od 5:50 do 18:30
Na północy Kamerunu klimat jest suchy, z porą deszczową trwającą od kwietnia do września. W październiku chmury przepędza suche powietrze znad Sahary, niosące z sobą duże ilości pyłu. Ten pylisty wiatr nazywa się harmattan i potrafi mocno ograniczyć widoczność (poza tym efektem, nie jest on specjalnie dokuczliwy). Bliżej równika, w południowej części kraju, występują dwie pory deszczowe: intensywniejsza od czerwca do września oraz umiarkowana od marca do czerwca.
Temperatury na południu nie zmieniają się znacząco w ciągu roku. Zwykle słupek rtęci znajduje się gdzieś w pobliżu 30°C, zarówno w dzień jak i w nocy. Północ Kamerunu doświadcza większych ekstremów, zwłaszcza w porze suchej, gdy temperatura w dzień może przekroczyć 40°C a nocą spaść poniżej 20°C.
Ze względu na pory deszczowe oraz harmattan, najlepszą porą na wizytę w Kamerunie jest początek zimy.
Planując podróż do Kamerunu warto załatwić wizę przed pojawieniem się na granicy lub lotnisku. Jeśli jednak z jakiegoś powodu będzie to niemożliwe, można spróbować szczęścia na granicy. Przekraczając granicę z Nigerią w Banki na północy kraju, istnieje możliwość załatwienia wizy w Maroua, już w Kamerunie. Rzekomo możliwym jest również załatwienie wizy na lotnisku w Yaounde, po uprzednim kontakcie z konsulem honorowym RP w Yaounde (Myriam Etoga, tel. +237 22 20 98 12, consulat_pol_cam@yahoo.fr). Dla pewności, polecam jednak zdobycie wizy przed wjazdem do Kamerunu, zwłaszcza, że nie jest to trudne.
Kamerun nie posiada placówki dyplomatycznej w Polsce, swoją wizę załatwiłem w ambasadzie Kamerunu w Bonn (Botschaft Kamerun, Rheinallee 76, 53173 Bonn, Niemcy, tel. +49 228 356 038, czynne od 9:00 do 15:30). Uwaga: personel ambasady rozmawia tylko po niemiecku lub francusku. Potrzebne są następujące dokumenty:
Po dostarczeniu kompletu dokumentów wiza gotowa jest w przeciągu jednego dnia. Choć o to nie prosiłem, otrzymałem wizę wielokrotną, ważną przez 6 miesięcy od daty wystawienia.
W Afryce dobre miejsca do ubiegania się o kameruńską wizę to Niamey w Nigrze i Calabar w Nigerii. W obu wizy wydawane są na poczekaniu a do ich uzyskania potrzebny jest tylko paszport i pieniądze.
Pełną listę przedstawicielstw dyplomatycznych Kamerunu na świecie oraz państw obcych w Kamerunie można znaleźć na stronie rządowej Services du Premier Ministre.
Wjeżdżając do Kamerunu może zostać skontrolowana ważność szczepienia przeciw żółtej febrze. Szczepienia wykonują w Polsce Sanepidy (Stacje Sanitarno-Epidemiologiczne; adresy i telefony do placówek Sanepidu można znaleźć na stronie Państwowej Inspekcji Sanitarnej), lub niektóre oddziały specjalistyczne szpitali.
Zagrożenie malarią występuje na całym obszarze Kamerunu, największe w wilgotnych lasach na południu kraju. O zapobieganiu tej chorobie napisałem w części Malaria w Afryce.
Pozostałe zagrożenia dla zdrowia to występująca głównie od grudnia do czerwca na południu kraju cholera, HIV/AIDS oraz ślepota rzeczna (Bilharcjoza).
Jedyny przewodnik poświęcony wyłącznie Kamerunowi to „Cameroon” wydawnictwa Bradt. Wadą tej książki są obarczone błędami mapy. Mniej obszerne informacje znajdziemy w dwóch przewodnikach Lonely Planet - West Africa (Benin, Burkina Faso, Gambia, Ghana, Gwinea, Gwinea Bissau, Kamerun, Liberia, Mali, Mauretania, Niger, Nigeria, Republika Zielonego Przylądka, Senegal, Sierra Leone, Togo, Wybrzeże Kości Słoniowej) i Africa. Wszystkie wymienione przewodniki dostępne są w języku angielskim.
Mapy Kamerunu dostępne na rynku są dwie: „Cameroon” wydawnictwa IGN w skali 1:1 500 000 oraz „Cameroon Travel Map” z ITMB w skali 1:1 480 000. Dobra jest również bardziej ogólna mapa „Africa North & West - 741” wydawnictwa Michelin (Afryka Zachodnia i Północna, po granice z Egiptem i Sudanem na wschodzie i Kongiem na południu) w skali 1:4 000 000.
Zobacz również mapę satelitarną Kamerunu na Google Maps.
W Kamerunie walutą obiegową jest Frank Afryki Centralnej (dalej FCFA), o symbolu międzynarodowym XAF. Nie jest to ten sam frank, jaki obowiązuje w Afryce Zachodniej (XOF), choć ma taką samą wartość i niemal taką samą nazwę. W krajach, w których obowiązuje frank Afryki Centralnej nie można płacić frankami Afryki Zachodniej i na odwrót. Oprócz Kamerunu FCFA używają następujące państwa: Czad, Gabon, Gwinea Równikowa, Kongo-Brazzaville i Republika Środkowoafrykańska. Chociaż jeden FCFA dzieli się na sto centymów, w obiegu są tylko pełne franki, nie ma monet o nominałach wyrażonych w centymach.
Kurs FCFA względem euro jest stały i ustalony oficjalnie na 656 FCFA za 1 euro, lecz w praktyce jest niższy. Bieżące kursy wymiany (stan na czerwiec 2008):
Twardą walutę łatwo wymienia się w bankach, trwa to szybko, ale wcześniej warto się upewnić, czy transakcja nie jest obciążona prowizją.
W Kamerunie nieźle funkcjonuje sieć bankomatów. Pieniądze wyjmowałem ze ściany z powodzeniem kilkukrotnie (Visa Electron). Bankomaty można znaleźć również w średniej wielkości miastach, jak np. Kribi, Maroua czy Bertoua.
Oprócz Nigerii, wszystkie sąsiednie kraje używają tego samego frank FCFA. Nigeryjskie naira wymienić można chyba tylko na nigeryjskiej granicy, ale gdyby to się nie udało, można je próbować sprzedać za ułamek wartości na bazarach.
Głównym niebezpieczeństwem, zagrażającym turyście w Kamerunie jest bandytyzm w postaci napadów rabunkowych lub porwań na drogach. Zjawisko nie jest powszechne, ale zagrożenie, choć znikome, istnieje. Obszary zwiększonego ryzyka to głównie północ Kamerunu, zwłaszcza przygranicze Czadu i Republiki Środkowoafrykańskiej. Szczególnie niebezpieczne jest podróżowanie nocą następującymi odcinkami dróg: Meiganga - Ngaoundere, Edea - Kribi, Kumba - Mundemba (na północ od Góry Kamerun) oraz drogi prowadzące z Bamenda i Bafoussam do Banyo.
W miastach drobna przestępczość najbardziej może dokuczyć w Douali i Yaounde (za niebezpieczne uchodzą tutaj w szczególności okolice Hotelu Fébe, gdzie do rabunków dochodzi również w biały dzień).
Punktem zapalnym na mapie Kamerunu jest Półwysep Bakassi, o którego posiadanie toczy się spór z Nigerią. Rządy obu krajów doszły do porozumienia w sprawie półwyspu, ale nie oznacza to, że lokalna ludność podziela to stanowisko.
Skróty najświeższych informacji z Kamerunu publikuję w dziale Wiadomości z Afryki.
Po lekturze informacji źródłowych o Kamerunie przed wyjazdem, sądziłem, że język angielski jest tu równie powszechny jak francuski (kraj jest zlepkiem dwóch protektoratów - brytyjskiego i francuskiego). Byłem w błędzie - tylko w wąskim fragmencie Kamerunu, na północ od Douali wzdłuż granicy z Nigerią angielski jest językiem dominującym. Pozostała, większa część kraju to wyłącznie język francuski, znajomość angielskiego jest tu równie nikła jak np. w frankofońskim Nigrze czy Senegalu. Mimo to, komunikacja w języku angielskim jest wszędzie możliwa, choć czasami trzeba wspomagać się rękoma.
Z prawie trzystu języków rodzimych trzy najliczniej reprezentowane to Beti i Ewondo (odpowiednio na południowym wschodzie i południowym zachodzie) oraz Fulani na północy.
Na połączenie ze światem przez Internet można liczyć w każdym mieście. Godzina połączenia kosztuje od 400 do 800 FCFA.
Międzynarodowy numer kierunkowy do Kamerunu to 237. Połączenia można realizować z poczty lub w jednym z wielu prywatnych punktów usługowych - teleboutique.
Wszyscy trzej najwięksi polscy operatorzy telefonii komórkowej oferują połączenia roamingowe z Kamerunu. Użytkownicy Ery i Plusa mogą realizować połączenia za pośrednictwem sieci MTN (zasięg we wszystkich miastach i na głównych dogach). Użytkownicy Orange mają do dyspozycji Orange Cameroun (tylko główne miasta i niektóre drogi).
Specjalnością Kamerunu są agencje podróży (agences voyages). Specjalizują się one w określonych kierunkach i odjeżdżają z dedykowanych terminali, w związku z czym instytucja placu autobusowego gare routiere, charakterystyczna dla innych krajów Afryki Zachodniej, w Kamerunie prawie nie istnieje. Poza autobusami i mniejszymi minibusami, po Kamerunie można podróżować również taksówką lub pociągiem.
Litr benzyny kosztuje 544 a oleju napędowego 374 FCFA.
Niedrogie hotele w Kamerunie wyróżniają się pozytywnie na tle innych tego typu miejsc w Afryce Zachodniej. Większość hoteli, w których zatrzymywałem się na noc była przyzwoicie czysta, w łazienkach z pod prysznica leciała woda a prąd w gniazdkach był dostępny przez całą dobę (luksusy te docenia się dopiero po wcześniejszej wizycie w Nigerii).
Każdorazowo podczas meldowania się w hotelu rejestrowane są dane z paszportu.
Gniazdka elektryczne są typu europejskiego (takie jak w Polsce), o napięciu 220V. Pokoje bardzo rzadko wyposażone są w moskitiery.
Kuchnia Kamerunu to mieszanka typowo afrykańskich potraw - jak na przykład ryżu lub makaronu z sosem (dwa, najczęściej spotykane dania w tanich restauracjach) - z lokalnymi odmianami gęstych zup, jadanych raczej jako dodatek smakowy do brył wypełniaczy, takich jak kuskus, fufu lub innych. Smakowitym urozmaiceniem diety są ryby. Oprócz restauracji, kobiety serwują je z przenośnych grilli wprost z ulicy. Po wyborze świeżej ryby przez klienta jest ona patroszona, nacinana, w powstałe szczeliny wciska się odrobinę pikantnego farszu a następnie opieka przez kwadrans, smarując od czasu do czasu oliwą. Daniu towarzyszy bagietka i surowa cebula - pycha!
Przy drodze często spotykane przekąski to szaszłyki, nadziewane warzywnym farszem pierożki lub gotowane jajka. Im dalej na południe, tym częściej można zobaczyć również owoce.
Wybór piwa w Kamerunie jest duży. Zdecydowanym liderem w branży jest niezłe, pięcioprocentowe “33” (trente trois - nazwa nawiązuje do równoleżników 33, pomiędzy którymi leży większa część Afryki). Alternatywą do “33” jest najczęściej Castel (5,2%) lub Mützig (5,4%). Rzadziej spotkać można Beaufort (4,6%), Isenbeck (5,2%) lub Kadji-Beer. Butelka piwa ma pojemność 0.65cl.
(mapa satelitarna na Google Maps)
Wjeżdżając do Kamerunu z Nigerii przez Banki, Mora jest pierwszym większym miasteczkiem w Kamerunie. Mora leży obok głównej drogi N1 łączącej północ z resztą kraju. Dniem targowym jest niedziela, w pozostałe dni tygodnia wiele się tutaj nie dzieje.
(mapa satelitarna na Google Maps)
Stolica północnego Kamerunu, Maroua, to duże, przyjemne miasto z rzucającymi cień na ulice drzewami i szeroką rzeką, zupełnie wyschniętą w porze suchej. W centrum Maroua położony jest spory bazar. Poza nim, w mieście nie ma specjalnych atrakcji turystycznych.
Pieniądze można wymienić w okolicach bazaru. Bank SGBC przy Rue de Maga posiada bankomat akceptujący karty Visa Electron. Niezła kafejka internetowa mieści się w Maroua Business Center, po wschodniej stronie Rue Mobil, mniej więcej w połowie drogi z bazaru do Auberge Les Voyageurs.
(mapa satelitarna na Google Maps)
W tym niedużym miasteczku u podnóża Gór Mandara w każdą środę odbywa się bazar, na który ściąga barwny lud z regionu. Targ zajmuje większą część centrum Mokolo, sprzedający zajmują nie tylko stały bazar, ale i wiele sąsiednich uliczek. Są sekcje mięsne, warzywne, gdzie indziej leżą kopce ziarna, zielonych liści, niektórzy przychodzą na bazar z kilkoma pomidorami lub bryłką tytoniu lub by tylko porozmawiać.
(mapa satelitarna na Google Maps)
Malutka wioska w sercu Gór Mandara leży wśród bajecznych formacji skalnych. Rhumsiki to Zakopane Kamerunu, jedzenie i hotele są tu drogie a pomaganie turystom miejscowi wyceniają słono w FCFA. Niestety, gdy byłem tu pod koniec stycznia, harmattan znacznie ograniczał widoczność. Unoszący się w powietrzu pył zasłonił dalej położone szczyty jak mgła, widać było tylko Górę Rhumsiki, i to niewyraźnie.
Poza wycieczkami w góry (warto uciec z Rhumsiki, by zobaczyć wioski niezepsute jeszcze do końca przez miejscową turystykę), we wsi można obejrzeć kilka warsztatów rzemieślniczych, między innymi garncarski, tkacki oraz wróżbitę. Miejsca te nastawione są na sprzedaż pamiątek i pokazy sztuki rzemiosła za pieniądze.
(mapa satelitarna na Google Maps)
Ngaoundere jest siedzibą lokalnego wodza - Lamido. By zwiedzić Palais du Lamido, w którym wódz urzęduje, trzeba zapłacić 2 000 FCFA tytułem wstępu, 1 000 za fotografowanie i kolejny 1 000 za ledwo mówiącego po angielsku przewodnika. Pałac najlepiej odwiedzić w piątek około godziny 13:00, gdy wódz w barwnym korowodzie i towarzystwie grajków udaje się do wielkiego meczetu po sąsiedzku. Ceremonia kończy się przemarszem procesji z wodzem na koniu na jej czele przez ulice miasta.
W Ngaoundere są co najmniej dwa bankomaty, między innymi w Ecobank, w centrum miasta. W okolicach centrum jest też kilka kafejek internetowych, na przykład Cyber Cafe przy Rue du Petit Marché.
(mapa satelitarna na Google Maps)
Stolica Kamerunu ustępuje wielkością Douali, Yaounde wydaje się być jednak przyjemniejszym miastem. Centrum Yaounde to nieciekawa mieszanka wysokich budynków z nieokiełznaną, afrykańską zabudową. Tutaj znajdziemy kilka bankomatów i kafejek internetowych.
Białe, piaszczyste plaże Kribi przyciągają weekendowych turystów z Douali i Yaounde. Miasteczko jest nieduże, choć pozbawione nieco wyrazu. Gdyby nie plaże i pobliski wodospad w Lobe, turyści zapewne omijaliby Kribi szerokim łukiem.
Siedem kilometrów na południe od Kribi znajdują się wodospady Lobé. Wody rzeki spadają z niedużej wysokości wprost do zatoczki oceanu. By zobaczyć największą kaskadę trzeba podpłynąć dwieście metrów łódką, przyjemność ta kosztuje 2 000 FCFA (po długich targach, cena wywoławcza - 5 000). Plaża wokół wodospadu jest dobrym miejscem na piknik, na miejscu jest droga restauracja i sprzedawcy pamiątek.
Kurs moto-taxi z Kribi pod wodospady kosztuje 500 FCFA w jedną stronę.
Bankomat można znaleźć w banku Bicec, przy Rue de la Poste.
Tak jak Kribi słynie z białych plaży, tak specjalnością Limbe są plaże czarne. Kolor zawdzięczają pobliskiej Górze Kamerun (miejscowe agencje turystyczne oferują wejście na jej szczyt), która w istocie jest wulkanem. Czarne plaże to pozostałość wulkanicznej lawy. Najbliższa miasta plaża publiczna zaczyna się zaraz za Mars Bar, lepsze miejsca znajdują się na północny-zachód od Limbe.
Pokaźną część Limbe zajmują ogrody botaniczne (wstęp 2 000, fotografowanie 1 000 FCFA). Główne wejście znajduje się od strony Idenao Rd. Przez ogród przepływa mała rzeczka, jest dużo miejsc, w których można przysiąść na dłużej. Laik nie zobaczy tu jednak spektakularnych okazów flory. Od strony ogrodu dostępu do plaży nie ma, by się nań dostać trzeba przejść przez teren restauracji Hot Spot (obok głównego wejścia do ogrodu) a następnie schodami z powyłamywanymi stopniami w dół.
Kafejka internetowa jest między innymi przy Douala Rd. Z bankomatu można skorzystać w banku Bicec przy Ahidjo St.
Około 50 km od Limbe, po północnej stronie Góry Kamerun leżą Wodospady Bomana. Jest to obszar, na którym władza centralna ma niewiele do powiedzenia, co powoduje, że miejscowi młodzieńcy pobierają wysokie myto od każdej białej twarzy, która pojawi się na szlaku. Zważając na to, oraz fakt, że publiczny transport pod wodospady nie dociera warto rozważyć wynajęcie przewodnika. Polecam Benjamina (tel. +237 77 24 61 05). Tego poczciwego chłopinę można znaleźć w sklepie z pamiątkami przy wejściu do ogrodów botanicznych w Limbe. Za wycieczkę pod wodospady zapłaciłem 30 000 FCFA.
Pierwszym etapem jest dojazd taksówką do Batoke, gdzie trzeba przesiąść się w kolejny samochód do Idenao. Po drodze można zatrzymać się w Bakingli, gdzie strumień zastygłej lawy pozostałej po erupcji w 2000 roku przecina drogę. W Idenao jest most na rzece Lokange. Tutaj trzeba wynająć motor, którym dociera się na początek szlaku wiodącego pod wodospad. Są dwie możliwości. Dłuższa to dojazd do Scipio Camp, skąd piechotą do wodospadu idzie się dwie godziny. Krótsza to dojazd wyboistą drogą do wioski Bomana, skąd na przełaj przez dżunglę jest tylko pół godziny. Tak czy siak, w Scipio Camp drogę zagradzają cwaniacy, którym trzeba dać na piwo.
Decydując się na trek z Bomana, najpierw trzeba złożyć wizytę wodzowi wioski, który za 10 000 FCFA udziela pozwolenia na dalszy marsz i przydziela ekipę z meczetami do karczowania drogi. Po oddaleniu się od wioski ekipa zażądała kolejnych 20 000 FCFA. Po długotrwałych negocjacjach, w trakcie których ekipa od niechcenia dłubała meczetami w ziemi, stanęło na 5 000 FCFA. Szlak był całkowicie zarośnięty, pokonując go w otwartych sandałach obtarłem stopy do krwi i straciłem paznokieć. Po drodze ubiliśmy jedną żmiję. Ostatni odcinek pokonuje się czepiając się lian stromym zboczem parowu w dół, końcowe metry trzeba przejść brodząc po kolana w wodzie. Sam wodospad nie jest tak efektowny, jak droga doń prowadząca. Wracając zabłądziliśmy, przebicie się do drogi zajęło nam dwie godziny.
Bafang to nieduże miasto, w którym wszystko dzieje się wzdłuż jednej, głównej ulicy. Choć same miasto nie jest ciekawe, w jego pobliżu są dwa niezłe wodospady.
Na granicy Bafang, niecały kilometr od stacji paliw Total nieoznaczona ścieżka prowadzi pod Wodospad Mouenkeu (idąc z Bafang, ścieżka jest po lewej stronie drogi, przejazd moto-taxi kosztuje 100 FCFA). Wodospad jest nie dalej niż 200 metrów od drogi. Tuż przed punktem widokowym na ścieżce narysowana jest linia, której przejście trzeba okupić fantem na rzecz duchów przodków. Fantem może być 1 000 FCFA. Wracając, ścieżką w lewo można podejść na dół wodospadu, już bez fantów.
Czterdzieści kilometrów od Bafang w kierunku Nkongsamba położone są widowiskowe Wodospady Ekom. Jadąc z Limbe lub Douali należy wysiąść w Melong, 30 km przed Bafang. Przejazd z lub do Bafang kosztuje 1 000 FCFA. Melong to skrzyżowanie dróg, na którym trzeba znaleźć chętnego do dalszej jazdy pod wodospad. Za przejazd motorem w dwie strony zapłaciłem 5 000 FCFA, samochód kosztowałby 3 000 drożej. Żwirowa droga do wodospadu (zjazd z asfaltu jest oznakowany) zaczyna się kilka kilometrów na południe od Melong. Z tego miejsca jest jeszcze około 10 km drogi.
Przed wejściem na ścieżki prowadzące pod wodospad (są dwie: w lewo na próg, w prawo do punktu widokowego) płaci się 3 000 FCFA tytułem wstępu plus 500 za fotografowanie. Ekom jest moim zdaniem najpiękniejszym z wodospadów, jakie widziałem w Kamerunie.
Dobra kafejka internetowa w Bafang mieści się przy budynku Central Voyage.
Jedno z większych miast we wschodnim Kamerunie, Bertoua, leży na skrzyżowaniu szlaków. Centrum miasta stanowi rondo, obok którego znajdują się wszystkie interesujące podróżnego miejsca. Po południowej stronie jest bazar, po wschodniej bank Bicec (z akceptującym karty Visa bankomatem), dwieście metrów dalej wzdłuż drogi na północny-wschód niezwykle wolna kafejka internetowa.
Miasteczko graniczne z Republiką Środkowoafrykańską. Zaopatrują się tutaj pracujący za granicą misjonarze, którzy są dobrym źródłem informacji na temat bieżącej sytuacji w tym kraju. W przychodni - Dispensaire Catholique - pracują Polki, warto je zaskoczyć wizytą. Siostry odwiedzają często polscy misjonarze pracujący w Republice Środkowoafrykańskiej, więc tu też warto zasięgnąć języka.