Demokratyczna Republika Konga - Informacje praktyczne
Zobacz również relacje: Moto Angola 2012, Wokół Kivu 2006.
Pogoda
Wizy i permity
Zdrowie
Mapy i przewodniki
Pieniądze
Zagrożenia
Język
Internet i telefon
Komunikacja
Hotele
Jedzenie i Zakupy
Wstęp

Demokratyczna Republika Konga (dawny Zair), zajmuje zapewne jedno z ostatnich miejsc na liście najczęściej odwiedzanych przez turystów regionów Afryki. Choć kraj ten ma wiele do zaoferowania, zwłaszcza w dziedzinie przyrody i kultury, kiepska infrastruktura, korupcja a przede wszystkim problemy z bezpieczeństwem skutecznie odstraszają turystów.
Po Algierii i Sudanie, Kongo to trzecie pod względem wielkości państwo Afryki - jest ponad siedem razy większe od Polski. Większa część kraju to porośnięte dżunglą dorzecze Konga. Wyższe góry znajdują się tylko na północno-wschodniej granicy z Ugandą, Rwandą i Burundi oraz na południowej granicy z Angolą.
Latem czas na wschodzie Konga wyznaczają te same godziny, co w Polsce. Zimą, czas jest przesunięty o plus godzinę - gdy w Bukavu jest południe, w Polsce jest dopiero jedenasta. Zachodnia część Konga, w tym Kinszasa, leżą w innej strefie czasowej - czas jest tam przesunięty o minus jedną godzinę w stosunku do wschodniej części kraju. Nie stosuje się zmiany czasu z zimowego na letni i na odwrót.
Dzień przeciętnie trwa prawie trzynaście godzin. W Kinszasie brzask następuje o 5:30, noc zapada o 18:20 (ze względu na bliskość równika, godziny te nie zmieniają się znacząco w przeciągu roku).
Pogoda
W Kongo przeważa klimat tropikalny - przez cały rok jest gorąco i wilgotno. Ze względu na wielkość kraju, cykl pór roku jest różny w zależności od szerokości geograficznej i innych uwarunkowań.
W zachodniej części Konga, w tym w Kinszasie, podział na pory roku jest wyraźny. Pora sucha jest krótka i trwa od czerwca do września. W pozostałej części roku padają deszcze. Na południu, na przykład w Lubumbashi, pora sucha jest dłuższa i trwa od maja do października.
Wschód Konga, ze względu na wysokość nad poziomem morza doświadcza nieco łagodniejszego klimatu, podobnego Rwandzie. Występują tam dwie pory deszczowe - pierwsza od marca do maja oraz druga od października do grudnia.
Wizy i permity

Wizę Demokratycznej Republiki Konga można załatwić w ambasadzie w Warszawie, ul. Lasek Brzozowy 5/24, tel. 697 661 819 lub 603 208 170. Do wizy potrzebne są dwa wypełnione formularze, dwie fotografie, rezerwacja przelotu powrotnego, rezerwacja hotelu, 385 złotych i paszport.
Na przejściach granicznych w Bukavu i Gomie wizy do Konga można kupić od ręki. Potrzebne jest jedno zdjęcie i 100 dolarów. Nie jest to wiza w dosłownym znaczeniu, lecz specjalna przepustka - Carte De Sejour Temporaire Pour Etrangers, ważna przez określoną przez urzędnika ilość dni (są miejsca na dalsze pieczątki). Według urzędnika na granicy w Bukavu, dokument ten uprawnia do podróżowania na terenie całego kraju. Przepustka podlega zwrotowi podczas wyjeździe z Konga.
Wizę Konga można również zdobyć w krajach Afryki, w których Kongo ma przedstawicielstwa dyplomatyczne. Ponieważ zasady przyznawania wiz czasami się zmieniają, o wizę Konga lepiej jest zadbać jak najwcześniej.
Angola
Wizy Angoli można załatwić przed wyjazdem w ambasadzie w Warszawie. W Kongo osiągalne są jedynie pięciodniowe wizy tranzytowe, które można zdobyć w ambasadzie w Kinszasie lub w konsulacie w Matadi.Rwanda
Na przejściu granicznym w Bukavu i Gomie wiza jednokrotna, dwutygodniowa kosztuje 60 dolarów. Teoretycznie do wizy potrzebne jest potwierdzenie wydrukowane ze strony Rwanda Directorate General of Immigration and Emigration. W praktyce, wizę można wybłagać również bez wcześniejszej rejestracji, choć trudno założyć, że zawsze będzie to możliwe. Planując kilkukrotne przekraczanie rwandyjskiej granicy warto wyrobić wizę wielokrotną (np. w Bużumburze lub Kampali), która kosztuje tyle samo a jest ważna przez 90 dni.
Poza wizą, do swobodnego i legalnego podróżowania po Demokratycznej Republice Konga mogą być potrzebne specjalne pozwolenia. W praktyce można się bez nich obejść, podczas kontroli posługując się pozwoleniami wydanymi przez bank centralny USA (czytaj - łapówki). Wysokość łapówek może jednak przewyższyć koszt pozwolenia.
Fotografia
Używanie aparatu fotograficznego w Kongo bez pozwolenia jest nielegalne. W praktyce mało kto dba o to pozwolenie uciekając się do dyskrecji przy wykonywaniu zdjęć. Ryzyko jest spore, gdyż wśród przechodniów zawsze może znaleźć się jakiś tajniak.
Oficjalne pozwolenie na fotografowanie na terenie całego kraju wydawane jest jedynie w Kinszasie (szczególnie kłopotliwe, gdy wjedzie się do Konga np. od strony Rwandy) i kosztuje około 60 dolarów. Pozwolenia ograniczone do prowincji można otrzymać w ich stolicach.Podróż
Aby przejechać przez niektóre rejony Konga, głównie tereny bogate w rzadkie pierwiastki, diamenty itp. wymagane jest specjalne pozwolenie. Koszt takiego dokumentu może sięgać 500 dolarów za samochód terenowy.
Zdrowie
Przekraczając granicę w Bukavu wyszła mi na przeciw korpulentna pani, podająca się za pracownicę służby zdrowia. Po zaproszeniu do małej budki usłyszałem, że obecnie w Kongo panują epidemie żółtej febry, cholery i wirusowego zapalenia opon mózgowych i że bez ważnych szczepionek na wszystkie te choroby przez granicę mnie nie przepuści. Nie przerywając wypowiedzi otrzymałem propozycję szczepienia na miejscu za 10 dolarów albo - kontynuowała szeptem - przymknięcia oka na fakt braku szczepionek, co kosztuje tyle samo (dodatkowym warunkiem była obietnica, że nikomu tego nie powiem - zachowałem ją do dziś).
Historie, podobne do tej opisanej powyżej, raczej się nie zdarzą w porcie Kinszasy. Jest to jednak dobry przykład kreatywności miejscowych urzędników.
Jedynym oficjalnym wymogiem przy wjeździe do Konga jest poświadczenie szczepienia przeciw żółtej febrze. Szczepionki na żółtą febrę wykonują w Polsce oddziały służby zdrowia specjalizujące się w medycynie tropikalnej.
Na terenie całego Konga występuje wysokie zagrożenie zachorowania na malarię. Więcej o zapobieganiu tej chorobie w części Malaria w Afryce.
W Kongo należy uważać również na cały wachlarz egzotycznych chorób: ślepota rzeczna (Bilharcjoza), ebola (ostatnie przypadki w prowincji West Kasai), dur brzuszny, dżuma (powszechna na północnym-wschodzie), żółtaczka, zapalenie opon mózgowych, polio (ostatnie zachorowania na południu, przy granicy z Angolą), śpiączka afrykańska (dystrykt Haute Uele) oraz HIV/AIDS. Dostęp do opieki medycznej jest bardzo ograniczony, a w interiorze wręcz żaden, ważne jest zatem dobre przygotowanie do podróży.
Mapy i przewodniki
Najobszerniejszy przewodnik po Demokratycznej Republice Konga to „Congo” wydawnictwa Bradt, który dodatkowo obejmuje Republikę Konga (Brazzaville). Skromny rozdział o Kongu znajduje się również w przewodniku Lonely Planet „Africa”. Okolice Gomy opisane są też w przewodniku „East Africa” tego samego wydawnictwa.
Mapy Konga, to między innymi „Kongo” wydawnictwa Reise Know-How w skali 1:2 000 000 oraz „Congo Democratic Republic” węgierskiej Cartographi i „Democratic Republic of the Congo” wydawnictwa Map Link, obie w skali 1:3 300 000.
Zobacz również mapę satelitarną Konga na Google Maps.
Pieniądze


W obiegu, równolegle do kongijskich franków (symbol międzynarodowy CDF), są dolary amerykańskie - warto więc zaopatrzyć się w dużą ilość małych nominałów. Trzeba przy tym pamiętać, że dolary wydane przed rokiem 2002 (z małymi wizerunkami prezydentów - patrz przykład po prawej) są niechętnie przyjmowane ze względu na dużą ilość w obiegu banknotów fałszywych. Franki kongijskie dzielą się na 100 centymów, ale ze względu na małą wartość franka, centymy w obiegu nie występują. Bieżące kursy (stan na styczeń 2011):
- 1 € = 1 186 franków
- 1 $ = 879 franków
- 1 £ = 1 408 franków
„Twardą walutę”, w razie potrzeby można wymienić w banku, choć łatwiej i szybciej można to zrobić w dowolnym sklepie, najlepiej prowadzonym przez Hindusa.
Bankomaty akceptujące karty Visa można znaleźć w Kinszasie i Lubumbashi - wydają one dolary amerykańskie, nie kongijskie franki.
Zagrożenia
Kongo to kraj, w którym podróżowanie wiąże się z ryzykiem. Ryzyko to można jednak ograniczyć. Większość turystów, którzy decydują się na podróż do Kongo jest tego świadoma i wraca tylko z dobrymi wspomnieniami.
Podstawową zasadą powinno być unikanie regionów objętych konfliktem. Zalicza się do nich między innymi niemal całą północno-wschodnią część kraju, z wyłączeniem dwóch miast - Gomy i Bukavu. Jest to tradycyjna wylęgarnia grup rebelianckich, sięgających korzeniami ludobójstwa w Rwandzie w roku 1994 (tutaj uciekły masy Hutu obawiające się odwetu Tutsi). Tutaj też, przy granicy z Sudanem i Republiką Środkowoafrykańską, grasują czasami oddziały ugandyjskiej LRA (Armia Bożego Oporu, z Josephem Kony na czele). Obraz dopełnia niewiele różniąca się od rebeliantów armia i zwykłe bezprawie. W efekcie, podróż lądem z Bukavu do Kisangani stała się na tyle ryzykowna, że nawet cegły transportuje się pomiędzy tymi miastami drogą powietrzną.
Do lokalnych konfliktów dochodzi również sporadycznie w innych częściach kraju. W 2010 roku lokalne milicje siały zawieruchę w okolicy Mbandaka i Genemy zmuszając dziesiątki tysięcy ludzi do ucieczki za granicę, do Republiki Konga. Skróty najważniejszych informacji z Demokratycznej Republiki Konga można znaleźć w dziale Wiadomości z Afryki.
Problemem w Kongu są niestety również bandyci i inni złoczyńcy, grasujący zwłaszcza w miastach. Afiszowanie się w Kinszasie drogimi przedmiotami jest jawnym szukaniem guza. Znane mi są również przypadki wciągania przemocą do przejeżdżającego samochodu i grabienie ze wszystkiego z lufą przy skroni - w biały dzień, w centrum Kinszasy. Jadąc z lub na lotnisko taksówką, wszystkie drzwi należy zamknąć od wewnątrz gdyż zdarzają się napady na skrzyżowaniach, podczas których kilku napastników próbuje jednocześnie otworzyć wszystkie drzwi zwalniającego samochodu.
Fotografowanie w miejscach publicznych może wzbudzić ciekawość władz, co bywa pretekstem do aresztowania i próby wyłudzenia pieniędzy. Bez względu na to, czy posiadamy oficjalne zezwolenie, czy nie. Podobnie może się skończyć manifestowanie posiadania telefonu satelitarnego, odbiornika GPS lub innych „militariów”. Fotografowanie obiektów strategicznych, takich jak mosty, granice, lotniska, poczty i główne skrzyżowania są w ogóle zakazane i w skrajnych przypadkach mogą skończyć się więzieniem.
Język
Demokratyczna Republika Konga to mozaika kilkuset plemion i języków (dokładnie 215). W północnym i północno-zachodnim Kongo dominują języki z rodziny lingala. Wschód i południowy wschód to kraina języków kongo-suahili. Na zachód i południe od Kinszasy rozciągają się ziemie, na których usłyszymy języki z rodziny kongo. Spory zaś obszar Kongo w okolicach Kanangi zamieszkują ludzie władający językami z rodziny luba-kasai.
Oficjalnym językiem jest między innymi język francuski - jest to język władzy, biznesu, prasy, radia i telewizji. Językiem angielskim włada bardzo mało Kongijczyków.
Internet i telefon
Kafejki internetowe można znaleźć w Kinszasie, Lubumbashi, Bukavu, Gomie i innych większych miastach Konga. Połączenia bywają kiepskie a czasami przez kilka dni nie są możliwe w ogóle. Godzina połączenia kosztuje od 1 dolara w górę.
Międzynarodowy numer kierunkowy do Konga to 243. W Kongo jest pięciu operatorów telefonii komórkowej. Zasięg jest ograniczony do miast, szczegóły można sprawdzić na stronach internetowych operatorów (w kolejności największej liczby użytkowników):
- Airtel (Zain, dawniej Celtel)
- Vodacom
- Tigo
- CCT (Congo Chine Telecoms)
- Supercell (tylko w prowincji Kivu Nord)
Wszyscy czterej główni operatorzy telefonii komórkowej w Polsce umożliwiają połączenia roamingowe z Demokratycznej Republiki Konga. Użytkownicy sieci Plus, Orange i Era mogą realizować połączenia za pomocą sieci Airtel i Vodacom. Roaming w Play odbywa się tylko poprzez sieć Airtel.
Komunikacja
Podróż przez Demokratyczną Republikę Konga wymaga czasu. Infrastruktura drogowa, kolejowa i rzeczna jest bardzo słabo rozwinięta, przez co czas przejazdu nawet na krótkie dystanse czasami trzeba liczyć w dniach. Trawers całego kraju, np. ze wschodu na zachód to przedsięwzięcie, które może zająć nawet kilka miesięcy. Dysponując ograniczonym czasem jedynym wyjściem jest transport lotniczy.
Drogą
Spoglądając na mapy Demokratycznej Republiki Konga wydaje się, że dróg jest dużo i można nimi dotrzeć niemal w każdy zakątek kraju. W rzeczywistości są to często trakty, które z trudem pokonują ciężarówki albo zarośnięte pozostałości dróg, którym mogą sprostać tylko jednoślady. Drogi asfaltowe są tylko w okolicach Kinszasy oraz Lubumbashi i właściwie tylko w tych okolicach jeżdżą minibusy.
Tam, gdzie stan dróg to umożliwia, kursują nieregularnie ciężarówki. Jest to podstawowy środek komunikacji drogowej, bardzo powolny, drogi i nieprzewidywalny. Poza ciężarówkami można jeszcze liczyć na motocykle, którymi można dojechać w miejsca odległe nawet o kilka dni. W ten sposób można między innymi przedostać się z Zongo (główne przejście graniczne z Republiką Środkowoafrykańską) do Gemeny (150 km, trzy dni jazdy) i dalej do Lisali lub Bumby (480 km, kolejne trzy dni). Z Bukavu do Kisangani można rzekomo dojechać nowo wyremontowaną drogą, ale ze względu na problemy z bezpieczeństwem nie słyszałem jeszcze o śmiałku, który by tą drogą jechał.
Podane czasy przejazdu pochodzą z kilku różnych relacji i nie uwzględniają czasu czekania na odjazd. Zainteresowanych odsyłam do krótkiego filmu „Deadliest Journeys - Congo” (dostępny poprzez wyszukiwarki w kilku miejscach Internetu), w którym ekipa filmowa jedzie za ciężarówką jadącą z Lubumbashi do Bukama (400 km) - podróż trwała... miesiąc.Rzeką i jeziorem
Ten sposób transportu powinienem wymienić w pierwszej kolejności. Poza rzeką Kongo, która jest oczywistym szlakiem transportowym pomiędzy Kinszasą a Kisangani, wiele innych rzek Konga zastępuje szlaki lądowe. Do wyboru są małe łódki, motorówki, barki i małe stateczki. Rzeczywisty wybór jednak nie istnieje, gdyż trzeba brać to, co jest.
Klasycznym sposobem na przedostanie się ze wschodu Konga na zachód (lub na odwrót) jest rejs rzeką Kongo z Kisangani do Kinszasy. Duże promy, które niegdyś kursowały na tym odcinku, odeszły już do przeszłości. Obecnie trasę tą trzeba pokonywać etapami, łapiąc co się da po drodze. Podróż, która może trwać miesiąc i dłużej.
Ciekawą alternatywą dla podróży lądem (jeśli ktoś rozważa długie piesze wędrówki) są niektóre odcinki rzek wschodniego Konga. W ten sposób można na przykład przedostać się z Bukamy do Kabalo i dalej do Kongolo oraz z Kasongo przez Kindu do Ulundu (skąd niedaleko już do Kisangani).Koleją
Kolej jest w Kongo uzupełnieniem systemu komunikacji rzecznej, gdyż kilka odcinków wybudowano równolegle do niespławnych odcinków rzek (np. z Kinszasy do Matadi, z Kindu do Kongolo czy z Kisangani do Ulundu). Na południu budowę kolei stymulował rozwój przemysłu wydobywczego, dzięki czemu powstała nitka kolei żelaznej z Lubumbashi przez Kaminę i Kanangę do Ilebo.
Poza połączeniem kolejowym Kinszasa-Matadi i Lubumbashi-Kananga, stan infrastruktury kolejowej uniemożliwia rzetelne zaplanowanie podrózy. Wielodniowe opóźnienia i awarie to norma.Samolotem
Samolot jest często jedynym rozsądnym sposobem na przedostanie się z jednego miasta do drugiego. Trudno zresztą tu o porównania, bo jak porównać kilka godzin w samolocie do miesiąca na rzece. To samo dotyczy kosztów, bo choć bilety lotnicze są drogie (np. z Kinszasy do Kisangani około 300 dolarów w jedną stronę), to więcej można wydać mozolnie pokonując drogę lądem i wodą.
Sieć połączeń lotniczych, z braku innej szybkiej komunikacji, jest stosunkowo gęsta. Z wielu linii lotniczych, które operują na kongijskim niebie, większość nie cieszy się najlepszą reputacją (wszystkie bez wyjątku znajdują się na czarnej liście Unii Europejskiej). Opinią najbezpieczniejszej cieszą się Hewa Bora Airways.
Hotele
Hotele w Demokratycznej Republice Konga (na przykładzie Kinszasy, Gomy i Bukavu) są drogie i kiepskie. Tani hotel kosztuje 15-30 dolarów (czasami udaje się nieco stargować), gdy za taki sam standard tuż za granicą w Rwandzie zapłacimy dolarów pięć. Pokoje są zaniedbane, łazienki brudne a oświetlenie elektryczne włączane tylko na kilka godzin po zmroku, a i to z przerwami.
Jedzenie i zakupy

Kongo to zbyt duży kraj, by mówić o kuchni narodowej. Wspólnym mianownikiem dla kuchni regionów jest Primus - najpopularniejsza marka piwa. Kongijczycy, jeśli mogą, piją dużo piwa. Najpopularniejszy jest wspomniany wcześniej, pięcioprocentowy Primus. Oprócz niego jest kilka konkurencyjnych trunków, jak np. Tembo, czy mocny, 6.5 procentowy Turbo King. Standardowe butelki mają pojemność 0.72 l.
W miastach, wybór jedzenia jest spory - można znaleźć zarówno drogie restauracje, jak również tanie jedzenie przy ulicy. Te ostatnie to najczęściej szaszłyki, gotowane jajka i bagietki.
Zakupy
Wszystkie ceny w frankach: piwo - od 1 000 (w barze) do 2 500 (w hotelu), bagietka - 200, ugotowane jajko - 250, szaszłyk na ulicy - 1 000, smażona ryba - od 1 000 do 2 500 (w zależności od wielkości), posiłek w restauracji średniej klasy - od 4 000 do 11 000.
Kinszasa
(mapa satelitarna na Google Maps)
Kinszasa, ośmiomilionowa stolica Demokratycznej Republiki Konga, posiada bodaj najgorszą reputację ze wszystkich miast Afryki. Wielka, afrykańska metropolia, boryka się z wieloma problemami, związanymi z szeroko pojętym bezpieczeństwem. Począwszy od plądrowań podczas zawieruch politycznych, poprzez napady, po pospolitych cwaniaczków i naciągaczy.
Kinszasa jest rozległym miastem. Podstawowym środkiem komunikacji są zielone taksówki, które można wynająć tylko dla siebie lub dosiąść się do częściowo zajętej przez innych pasażerów. Za taksówki płaci się frankami, dłuższy kurs przez miasto (np. z portu do Hotelu Phenix) kosztuje od 2 000 do 6 000, zależnie od wyniku negocjacji z taksówkarzem.
Największy wybór pamiątek znaleźć można na bazarze tuż przed dworcem kolejowym. Oryginalnych przedmiotów jest mało, towar można w większości nabyć za 25% początkowo oferowanej ceny.
Poza bankami, w których sporo czasu można stracić stojąc w kolejce, pieniądze łatwo można wymienić w porcie u ludzi tym się zajmującymi. Trzeba przy tym uważać, by nie paść ofiarą cwaniaka.
Hotele
Kinszasa nie obfituje w tanie miejsca noclegowe. Wśród hoteli, stosunkowo tani jest Hotel Phenix, około 3 km od portu w kierunku lotniska. Najtańsze pokoje kosztują tu 30 dolarów bez i 35 z klimatyzacją (cena ze śniadaniem). Podróżując we dwójkę można oszczędzić zatrzymując się tylko w jednym pokoju i dopłacając 50% ceny.
Trochę drożej, ale bliżej centrum, noc można spędzić w pokojach gościnnych przy Katedrze Świętej Anny. Można tu również rozbić namiot.Knajpy
Na niewielkim obszarze naprzeciw Hotelu Phenix popołudniami otwierają podwoje małe knajpki i lokale, w których można zjeść tani posiłek i wypić piwo. Kilka nieco lepszych barów można znaleźć przy drodze w kierunku centrum.
Poza ulicą, restauracje w centrum miasta są tylko drogie i bardzo drogie. Dla przykładu, szałarma w libańskiej restauracji Al Dar przy Boulevard 30 Juin, kosztuje 9 000 franków.Port rzeczny (prom z Brazzaville)
Po zejściu na brzeg w porcie rzecznym Kinszasy, przywitał nas chaos. Za chwilę miał odpłynąć prom w przeciwną stronę, do Brazzaville. Rzędy tragarzy w pośpiechu ładowały ostatnie pakunki, biegając tam i z powrotem, od bramy na nabrzeże. Białoskórych turystów szybko wychwytują odpowiednie służby, kierując do odpowiedniego urzędnika za biurkiem. Formalności celno-paszportowe przy wjeździe do Kinszasy zajęły nam dwie godziny - większość z tego czasu to czekanie na odpowiedniego człowieka. Załatwianie formalności nie wiąże się z żadnymi opłatami, nie spotkaliśmy się też z żadną próbą wymuszenia łapówki. Cena wywoławcza za stojące pod bramą portu taksówki to 20 dolarów. Wystarczy jednak podejść do głównej ulicy, by bez problemu złapać taksówkę w normalnej cenie.Lotnisko
Lotnisko N´Djili, z którego odlatują samoloty do Europy, jak również kilka większych lokalnych linii lotniczych, położone jest około 20 km na wschód od miasta (nie mylić z mniejszym lotniskiem N´Dolo bliżej centrum).
Taksówka z centrum Kinszasy kosztuje 11 000 franków. By wjechać na teren lotniska trzeba zapłacić żołnierzom na bramie 3 000 - 4 000 franków. Lotnisko jest małe i stosunkowo dobrze zorganizowane. Ponieważ nie każdy może tu wejść, tłumu nie ma, a co za tym idzie, nie ma cwaniaków. Wystrzegać się natomiast trzeba niektórych pracowników lotniska, którzy próbują na przykład pomóc w wypełnieniu formularza... za 50 dolarów. Poza nimi procedury lotniskowe są proste i nie odbiegają od innych afrykańskich lotnisk. W moim przypadku nikt nie zajrzał mi nawet do plecaka.